O ile przeciętny turysta wyłapie pewne różnice pomiędzy Tajlandią, Laosem i Kambodżą – w oczy rzucają się znaczne podobieństwa – w architekturze, w roli religii, w powszechności buddyjskich mnichów, nawet w kuchni. Wietnam jest natomiast zupełnie inny – miasta są znacznie bardziej chaotyczne, głośne i brudne – nie bez powodu w naszej mowie powszechnej jest powiedzenie „Ale Sajgon”, a nie ma „Ale Bangkok”… Gospodarczo Wietnam to prężny azjatycki tygrys, ale ten rozwój zdaje się bardziej agresywny, mniej uporządkowany, mniej „Zachodni” niż w Tajlandii. Architektonicznie, językowo i kulturowo wciąż silne są naleciałości i wpływy chińskie (widać te 1000 lat chińskiej dominacji w pierwszym millenium n.e.,), ale kolejne 1000 lat mniejszej lub większej niezależności w drugim millenium pozwoliło na wypracowanie nowej jakości, czegoś unikatowego. Francuzi też dorzucili swoje 3 grosze do miksu, chociaż to chyba najbardziej widoczne jest w kuchni. Fajnie też zobaczyć skrypt łaciński zamiast szlaczków, chociaż nikt nie spamięta znaków diakrytycznych, a bez nich podobne słowa mają dziesiątki znaczeń…
Wydaje mi się, że pierwsze spotkanie z ruchem ulicznym Hanoi albo Sajgonu zrobi wrażenie nawet na bardzo „objeżdżonych” podróżnikach; czy będą temu towarzyszyć pozytywne emocje – to już inna sprawa ; ) Relacja z Wietnamem może być dla wielu skomplikowana – to może nie będzie łatwa miłość, czy miłość od pierwszego wejrzenia… Ale ilość, nowość i intensywność doznań nie pozwala pozostać obojętnym – nam się mocno podobało!
Wiza: Jest kilka sposobów na wyrobienie turystycznej wizy do Wietnamu, jednak nie każdy sprawdzi się przy każdej okazji. Najłatwiej i najtaniej uzyskać
e-wizę - jest ona jednokrotnego wjazdu i pozwala zostać na terenie Wietnamu do 30 dni, koszt:
25$. Aplikuje się o nią on-line, na rządowej stronie
www. Trzeba mieć pod ręką skan paszportu i zdjęcie, oraz znać port wjazdu do kraju (podaje się także miejsce opuszczenia kraju, ale ponoć tego nie trzeba się już trzymać). Jeśli potrzebujemy wizę wielokrotnego wjazdu (np. planujemy wyskoczyć z Wietnamu do Kambodży lub Laosu, a potem wrócić do Wietnamu) trzeba uzyskać wizę inną drogą – albo tradycyjnie w ambasadzie, albo celować w
visa on arrival (VOA). Może być jedno- lub wielokrotnego wjazdu, i może być na 30 lub 90 dni. Niestety, aby ją uzyskać nie wystarczy pokazać się na granicy – najpierw trzeba wyrobić
approval letter (przez turystyczną agencje i za dodatkową opłatą rzędu 20$ - potem oczywiście ponownie płaci się za wizę wietnamską lub „wbijanie pieczątek”). Kolejny kruczek jest taki, że VOA działa tylko przy wjeździe drogą lotniczą. Obszerne i często aktualizowane informacje na temat wietnamskich wiz znajdziecie na blogu
Plecak i Walizka.
Waluta i płatności: Waluta –
Đồng wietnamski, ₫, VND; 1 PLN = +- 6 000 VND. 1$ = +/- 23 000 VND; 100 000 VND – ok. 16,6 PLN. Trzeba mieć gotówkę, bo nie często uda nam się gdzieś zapłacić kartą. Najlepiej zabrać ze sobą zapas dolarów, za niektóre wycieczki czy atrakcje można bezpośrednio nimi płacić (choć kurs wymiany jest niekorzystny). Tak jak w innych krajach regionu, wyjmowanie pieniędzy z bankomatów wiąże się z dodatkową prowizją (czasem wyrażoną jako procent transakcji, z kwota minimalną, czasem jako stała opłata). Zwykle dopłacaliśmy do tej zabawy po 30-50 000 VND od transakcji. Dodatkowym utrapieniem są niskie limity jednorazowych wypłat, zwykle 1-2 mln VND – co wcale nie starcza na tak długo…
Noclegi: Znalezienie noclegu w Wietnamie nie stanowi problemu, choć zwykle szukaliśmy czegoś na bookingu dzień przed przyjazdem. Za pokój 2-os. z łazienką (czasem z klimatyzacją) płaciliśmy zwykle ok. 300 000 VND. Trzeba jednak uważać, bo przy bardzo wąskich elewacjach i budynkach rozciągniętych „w głąb”, naturalną koleją rzeczy jest to, że część pokoi – zwykle tych najtańszych – nie ma okien…
Transport: W Hanoi i Sajgonie istnieje jakaś komunikacja publiczna, ale dużo prościej jest korzystać z taksówek, a najlepiej – z GRABa (odpowiednik UBERa – ale standard to płatność gotówką). Nie w każdym mieście niestety GRAB funkcjonuje równie dobrze, czasem jest tylko GrabBike – ale gdy działa, to ułatwia niepomiernie sprawę i naprawdę oszczędza dużo, dużo nerwów. Nigdy nie udało nam się z taksówkarzem złapanym „na ulicy” nawet zbliżyć do cen z aplikacji, zwykle oczekują przynajmniej 2-3x większej zapłaty! Wydaje się wręcz, że rynek usług przewozowych w tym momencie się tak spolaryzował, że kierowcy albo kursują bez przerwy, realizując dużo przejazdów GRABem, ale za mniejsze kwoty, albo polują tylko na naiwnych turystów, z góry zakładając że wykonają 3-4x mniej kursów, ale za to naciągną ich tak, by wyjść na swoje – dlatego zupełnie nie są zainteresowani negocjacją i przewiezieniem nas za cenę zbliżoną do tej z aplikacji, nawet jak widzą jak od nich odchodzimy i zamawiamy GRABa.
Podobnie jak w innych krajach Półwyspu Indochińskiego, bardzo popularne jest zwiedzanie okolicy wynajętym
skuterem. Jest to tanie – ok. 80 000 – 100 000 VND/dzień, i w porównaniu do innych krajów regionu wiązało się to z najmniejszymi formalnościami, nawet depozytu od nas nie wzięli. Paliwo kosztowało ok. ok. 20-22 000 VND/litr. Inna historia to ruch uliczny w dużych miastach – chyba nawet jakby mi dopłacili, to nie chciałabym jeździć po Hanoi czy Sajgonie – ale zwiedzanie górskich okolic i mniejszych miasteczek (np. okolice parku Phong Na) to sama przyjemność. Odnalazłam sprzeczne informacje co to tego, jakim dokumentem należy się legitymować – jedne źródła twierdzą, że trzeba mieć międzynarodowe prawo jazdy, inne, że tak naprawdę tylko wietnamskie prawo jazdy uprawnia do poruszania się na drogach – więc trzeba rozważyć konsekwencje jego braku w razie wypadku (brak ubezpieczenia) lub kontroli policyjnej (mandat, łapówka?).
Osobna historia to podróże dalekodystansowe – a w tak „rozciągniętym”, mierzącym jakieś 1600 km kraju – jest to sprawa bardzo istotna.
Popularne są
autobusy sypialne (jechaliśmy takim np.
TU). Dla wyższych osób może to nie być idealne rozwiązanie, ale dalej znacznie lepsze niż spędzenie nocy w pozycji siedzącej. Jest masa różnej maści firm przewozowych, i przejazdy na jednej trasie potrafią całkiem istotnie różnić się ceną (zapewne luźno powiązaną z komfortem). Całkiem aktualne informacje na temat firm obsługujących poszczególne trasy znajdowałam na stronach
Geckoroutes (zresztą są tam informacje na temat wszelkich możliwych środków transportu na daje trasie!). Bez względu na to, jaką wybierzemy firmę przewozową, zawsze taniej będzie kupić bilet bezpośrednio w jej biurze (czasem sporo taniej, nawet 1/3 ceny) - niż u pośrednika, w biurze podróży czy w hostelu/guesthousie. Minusy są takie, że po 1) trzeba najpierw znaleźć to miejsce – zwykle nie są wcale na dworcach, a rozsiane w mniej lub bardziej centralnych częściach miast; po 2) gdy kupujemy z wyprzedzeniem (zalecane na obleganych trasach), zwykle trzeba będzie wrócić do tego miejsca w dniu wyjazdu (stąd odbierani są pasażerowie, nie z dworca). Gdy kupujemy przez pośrednika/biuro/hostel zwykle odbierze nas z naszego miejsca noclegowego jakiś minivan i zawiezie na miejsce odjazdu autobusu. Ciekawe rozwiązanie to tzw. bilety
open, które pozwalają na rozbicie dłuższej trasy na kilka przystanków – nie korzystaliśmy z tego, więc nie wiem, czy jest to faktycznie korzystniejsze finansowo rozwiązanie. Zwykle kupuje się je na daną trasę, i ma się kilka opcji „przystanków” do wyboru (w których można zatrzymać się na kilka dni, w zależności od ważności biletu). Rezerwacją kolejnego odcinka zwykle zajmuje się hotel/guesthouse w którym się zatrzymujemy. Wydaje mi się, że trzeba trzymać się jednego przewoźnika – co ogranicza nasze opcje – ale jak mówiłam, nie testowałam tego rozwiązania w praktyce.
Wietnam jest jedynym z dwóch krajów Półwyspu Indochińskiego (drugi to Tajlandia), które posiadają rozwiniętą
sieć kolejową. Pozwala ona przemierzyć kraj z północy na południe: linia „Reunifikacji” biegnie z Hanoi do Ho Chi Minh, a jej przejechanie zajmuje niemal 2 doby. Można oczywiście wybrać krótszy odcinek, my podróżowaliśmy z Da Nang do Ho Chi Minh, i nasze wrażenia opisałam
TU. Są zarówno wagony z miejscami siedzącymi (bez przedziałów), jak i te z kuszetkami (z przedziałami, po 4 lub 6 osób). Wyczerpująco temat podróży wietnamską koleją jest opisany na stronie
Seat 61 - tam znajdziecie odpowiedzi na wszystkie nurtujące Was pytania.
W przeciwieństwie do kolei tajskich, nie można na ten moment kupić biletu przez Internet zagranicznymi kartami bezpośrednio na stronie wietnamskich kolei, można jedynie korzystać z pośredników (za dodatkową opłatą). Można jednak zarezerwować bilet na 12h, i opłacić później na stacji (lub w innych miejscach – ale trudno zrozumieć gdzie tłumacząc mail od kolei z wietnamskiego na nasze translatorem googla) – gdy jesteśmy na miejscu jest to niezła opcja pośrednia. Pozwala przynajmniej na wygodne wybranie miejsca i rozeznanie się w układzie pociągu.
Internet: Wi-fi jest dostępne w hostelach, guesthousach i hotelach, ale zdecydowanie warto kupić kartę SIM, i korzystać z pakietu danych – przede wszystkim żeby korzystać z GRABa i oszczędzić sobie wątpliwej przyjemności targowanie i wykłócanie z taksówkarzami. Jest wiele opcji i okresowych promocji na karty danego typu, trudno się w tym rozeznać i zwykle jeszcze ciężej dogadać w sklepie – szczególnie gdy chcemy doprecyzować ile mamy Internetu i jak długo będzie działać nasza karta. My ostatecznie kupiliśmy kartę za 115 000 VND – chyba 4 Gb Internetu, na chyba 1 miesiąc – ile było naprawdę nie dowiemy się nigdy, ale starczyło na niemal 2 tygodnie standardowego użytkowania.
Kuchnia: Przez wiele osób kuchnia wietnamska jest uznawana za jedną z najlepszych na świecie – choć mam wrażenie, że wzbudza bardziej skrajne emocje niż dość powszechnie lubiana kuchnia tajska. Wiele tradycyjnych dań przypomina dania chińskie, co nie dziwi, biorąc pod uwagę wielowiekowe wpływy kulturowe potężnego sąsiada. Najważniejsze różnice to powszechne wykorzystanie
sosu rybnego nước mắm zamiast sojowego, oraz stosowanie
świeżych ziół (mięta, kolendra, dymka, bazylia azjatycka) i sałat jako dodatków do dań. Charakterystyczne są też uliczne knajpy w Wietnamie, zapełniające wieczorową porą wszelkie chodniki dużych miast. Pojawiają się wtedy na nich niziutkie, plastikowe taboreciki i stoliczki, które po skończonej uczcie można w całości przenieść do mycia - ten proces też ma zwykle miejsce bezpośrednio na ulicy, w wielkich miskach wypełnionych mydlinami. Potem całość popłuczyn trafia do rynsztoku… Plus to ceny w takich przybytkach – zwykle dania kosztują tam 30-80 000 VND.
Ilość i różnorodność oferowanych dań wraz z ich regionalnymi odmianami może przyprawić o zawrót głowy, poniżej przestawiam więc tylko krótką listę najpopularniejszych potraw, które dają już dość dobre wyobrażenie o kuchni tego kraju:
-
nem − czyli po prostu sajgonki, które występują w formie smażonej lub świeżej (surowej) – i ta druga forma jest wbrew pozorom popularniejsza.
-
phở - najsłynniejsza wietnamska zupa – azjatycki rosół z makaronem ryżowym w kształcie tasiemek (sama nazwa odnosi się przede wszystkim do tego makaronu). Najczęściej spotyka się
phở z wołowiną -
bò. Typowo cienkie plasterki mięsa są sparzane w gorącym wywarze. Sam wywar jest łagodny i mocno umami, z wyraźnym, korzennym posmakiem od cynamonu, anyżu gwiaździstego i goździków. Doprawia się go według uznania sokiem limonki, sosem rybnym i cienkimi talarkami niesamowicie ostrego chili.
-
phở xào - smażona wołowina z makaronem ryżowym (takim, jak w zupie
phở).
-
bún chả - danie z cienkim, ryżowym makaronem w formie nitek –
bún, grillowaną wieprzowiną -
chả, masą świeżych ziół oraz odmianą sosu
nước chấmna bazie sosu rybnego, cukru i octu, z dodatkiem zwykle fantazyjnie wykrojonych warzyw. Często te składniki są podawane oddzielnie, i należy je jakoś sobie samodzielnie połączyć w kęsy.
-
bún bò nam bộ - sałatka z makaronem
bún, wołowiną, zieleniną i orzeszkami ziemnymi.
Osoba kategoria to dania, których nie byłoby bez silnych, kolonialnych wpływów francuskich. Należy do nich flagowiec wietnamskiego street-foodu, kanapki dobre na śniadanie, lunch i kolację -
bánh mi. Świeża bagietka z różnym wkładem, zwykle znajdziemy tam majonez, pasztet, świeże ogórki, marynowana marchew z diakonem, grillowane mięso lub wędlina, i masa świeżej kolendry. Kolejny przykład to
bánh xèo , naleśniki z ryżowej mąki nadzieniem z krewetek, mięsa lub/i świeżych warzyw.
Kolonialne naleciałości widać również w powszechności kawy -
cà phê , zwykle parzonej w charakterystycznych, przelewowych zaparzaczach. Kawa często jest słodka lub/i podawana ze słodzonym, skondensowanym mlekiem. Na południu, w szczególności w Sajgonie, popularna jest kawa mrożona, z lodem. Ogólnie ta forma kawy jest dość tania, 10-20 000 VND, za kawę typu „europejskiego”, z porządnego ekspresu (i np. ze świeżym, niesłodzonym mlekiem) zapłacimy przynajmniej dwa razy tyle. Z innych napojów, często do posiłków podawana jest za darmo ciepła lub zimna
herbata jaśminowa. Plusem kraju który mniej ortodoksyjnie podchodzi do religii jest powszechność i taniość piwa -
bia ;) Jest sporo marek, w tym lokalnych i regionalnych – jedna z bardziej popularnych to Saigon. Puszka 0.33l w sklepie zwykle nie kosztuje więcej niż 20 000 VND, w barze zapłacimy oczywiście zwykle dwa razy tyle. Ciekawostką jest „świeże piwo” -
bia hơi, lekkie, sprzedawane na szklanki, ważone codziennie, a jego ceny zaczynają się w okolicach 10 000 VND!
=============================================
Już tradycyjnie, do podsumowania dorzucam FILM z wietnamskiego odcinka naszej podróży :)
Znajdziecie tam m.in. "zaginione" kadry z wizyty Michała u wietnamskiego fryzjera w Ha Noi, której sama nie udokumentowałam powalona pokarmowym zatruciem ;)
https://youtu.be/Gcrcq5zrm9k