Wstęp: Konferencje to moja ulubiona część pracy naukowej – spotykasz masę starych i nowych znajomych, spotykasz osoby, o której pracy wcześniej czytałeś w naukowych artykułach – a teraz planujecie przyszłe współprace, cały dzień słuchasz fascynujących prezentacji, i jeszcze do tego masz okazję podróżować po świecie. Czy może być lepiej?
Cel: 10 Światowy Kongres Herpetologiczny w Kuching, Sarwak, Malezja.
Materiały i metody: *Polecenia gastronomiczne w Kuching: Topspot – foodcourt z owocami morza | Windmeal cafe – tanie i dobre śniadania/lunche | Drunken Monkey – klimatyczny bar na starym mieście.
*Muzeum Kultur: 50 MYR.
*Karta SIM – CelcomDigi, chyba ważna miesiąc, chyba 30 Gb.
*Waluta:
Ringgit malezyjski, MYR. 1 MYR = 0,90 PLN.
Przebieg: Konferencja miała zdecydowanie lokalny koloryt. Zaczęło się z dużą pompą, wizytą premiera stanu Sarawak, gonitwą secret service i obstawą wojskową, przemowami ubranych w garnitury oficjeli i hymnem narodowym – banda ubranych w japonki, terenowe spodnie cargo i kwieciste koszule przyrodników patrzyła na to jak na coś z księżyca… Powiem tak – konferencje w Europie tak nie wyglądają. Co więcej uroczystości przeciągały się na przerwę kawową, pozbawienie naukowców kofeiny podczas konferencji to jedyna rzecz która może wywołać zamieszki… Organizacja ogólnie pozostawiała bardzo dużo do życzenia – chaotyczny program pojawił się dopiero na kilka dni przed podróżą, nie było osobnej sesji posterowej, nie było tzw. książki abstraktów – gdzie można przeczytać o czym będą poszczególne prezentacje… A i tak była to jedna z najlepszych konferencji na których byłam, poznałam masę nowych osób, wchodząc gładko w mało mi wcześniej znane środowisko herpetologów. Nawet mocno przepłacona i wyjątkowo kiepska kolacja konferencyjna nie zepsuła humorów – zwykle takie rzeczy organizuje się w jakimś ciekawym i atrakcyjnym miejscu, i owszem, praktycznie zawsze jest to przepłacone – ale jest to ostatnia okazja by z wszystkimi porozmawiać. Tutaj kolacja była w… podziemnym garażu centrum konferencyjnego, gdzie rzucono na podłogę wykładzinę i rozstawiono stoły… Sporo uczestników przedwcześnie opuściło miejsce, by przenieść się do znacznie przyjemniejszego baru w centrum – i tam, w znacznie bardziej zabawowej atmosferze kontynuowaliśmy pożegnalną imprezę do późnych godzin nocnych…
Jedną z rzeczy, na które wszyscy czekają pod koniec takiej cyklicznej konferencji, jest uroczyste ujawnienie miejsca kolejnego kongresu. Tutaj sprawa ważyła się między Nairobi i Gijón w hiszpańskiej Asturii – i zdecydowano, że to w tym drugim miejscu światowi herpetolodzy spotkają się za 4 lata. Może trochę szkoda, bo destynacja nie będzie tym razem (dla nas) egzotyczna – ale chodzą plotki, że za kolejne 4 lata może pojawić się Madagaskar. Warto więc będzie zostać herpetologiem na dłuższą chwilę!
*
Mimo, że byłam w Kuching prawie tydzień, w czasie kongresu nie było praktycznie w ogóle czasu, że zobaczyć samo miasto – człowiek jest na nogach o 8 do późnej nocy, zwykle kontynuując naukowe rozmowy w restauracjach i barach. Tak trafiliśmy do zupełnie nieoczywistego i szalenie popularnego tak wśród miejscowych jak i turystów foodcourtu z owocami morza. Ukryty na dachu… piętrowego garażu przyciąga każdego wieczoru tłumy. Innego dnia wybraliśmy się z kolei na
food fetsival, który akurat miał miejsce w Kuching – setki stanowisk z kuchnią całej Azji paraliżowały możliwościami.
Dopiero dzień po zakończeniu Kongresu mieliśmy chwilę by powłóczyć się po samym centrum, i zobaczyć nowoczesne i ciekawe
Muzeum Kultur, gdzie Borneo, a w szczególności stan Sarawak dumnie prezentuje są przeszłość – od paleontologicznych znalezisk w jaskiniach, przez historię handlowych kontaktów, po historię najnowszą, i utworzenie federacji Malezji. Jest też bogata ekspozycja etnograficzna, prezentująca tak rdzenną kulturę (i słynne czaszki łowców głów), po współczesne rękodzieło. Jeśli macie chwilę czasu (i chcecie się pomrozić w mocno klimatyzowanych wnętrzach) – miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia!