Wstęp: Korzystając z luźniejszego dnia przed rozpoczęciem konferencji wybieramy się na wycieczkę do najstarszego Parku Narodowego stanu Sarawak -
Bako. Założony w 1957 roku chroni 27 kilometrów kwadratowych borneańskiej przyrody między ujściami dwóch rzek. Zieleń jest tak gęsta, że pomimo, że nie jest to wyspa - do parku można dotrzeć jedynie drogą wodną.
Cel: Nosacze w Parku Narodowym Bako.
Materiały i metody: *Dojazd: Najpierw trzeba dostać się do przystani łodzi (Bako National Park Carpark and Boat Jetty) - Grab z Kuching ok. 40min, 40-50 MYR. Rejs do parku +- 20 min. Koszt mniejszej łodzi – (5 osób max), 200 MYR w dwie strony, generalnie trzeba wracać z tymi samymi osobami, z którymi przyjechaliśmy. Ostania łódź powrotna tego dnia była o 15. Alternatywa to czerwonym autobusem nr 1, ponad 1h – 5 MYR – jeździć ma ponoć co godzinę, ale bywa z tym różnie.
*Wstęp do Bako: 20 MYR. Potrzebna jest pre-rejestracja on-line, ale można to zrobić na miejscu (wpisuje się nr paszporty i inne podstawowe dane, otrzymany na maila kod QR w kasie). Bilet kupujemy jeszcze na przystani Jetty, i potem pokazujemy go w kwaterze parku już po kursie łodzią. Tam dostaniemy też (mało czytelną) mapę i informację które szlaki są otwarte. Nosaczy szukać trzeba na szlakach 2 i 4.
*Waluta:
Ringgit malezyjski, MYR. 1 MYR = 0,90 PLN.
Przebieg: Przyjazd na miejsce przebiega bardzo sprawnie – Grab stawia się pod hotelem w kilka minut, na miejscu znajdujemy dwie osoby do dzielenia kosztów łodzi. Jak ma się potem okazać tak oni, jak i 95% innych odwiedzających wyspę zmierzają na rozpoczynający się kolejnego dnia Kongres. Pogoda jest idealna, łódź mknie przez spokojne wody zatoki, i przed 10 rano docieramy do
Parku Narodowego Bako. Łodzie zatrzymują się jednak kawałek od brzegu, i ostatnie metry trzeba przejść brodząc po łydki w wodzie. Plażą jest piękna – i gdyby nie występujące tu krokodyle i zakaz kąpieli byłaby pewnie popularnym celem wycieczek sama w sobie.
Tak jednak miejsce przyciąga głównie wielbicieli dzikiej przyrody. Oprócz ptaków, gadów czy płazów występuje tu kilka gatunków małp, z czego zdecydowanie najpopularniejsze są
Nosacze sundajskie. W Polsce zrobiły zawrotną karierę jako memiczne małpy-Janusze. „Winę” ponosi wielki, oklapły nos samców – zapewne wynik doboru płciowego, przydającego im pociągającego wyglądu w oczach nosaczych samic, zaś w ludzkich oczach – wyglądu raczej komicznego. Nosy samic są znacznie mniejsze, lekko zadarte. Uwagę zwracają też wydatne brzuchy – jako głównie roślinożercy, nosacze mają wielokomorowe żołądki ułatwiające trawienie nasion, liści i niedojrzałych owoców. Co ciekawe, nosacze unikają słodkich i dojrzałych owoców, których gwałtowna fermentacja wywołuje wzdęcia...
Te jedne z największych małp makakowatych Azji żyją tylko na Borneo. Są doskonałymi skoczkami i świetnymi pływakami (place są częściowo zrośnięte błona pławną) i zamieszkują przybrzeżne lasy namorzynowe i brzegi rzek. Bako jest więc idealnym miejscem, żeby je zobaczyć na wolności – ale środek dnia nie był idealną porą… Generalnie niestety jednodniowa wycieczka oferuje skromne możliwości obserwowania zwierząt – środek dnia to czas, kiedy są zwykle najmniej aktywne… Zanim się tu dostaniemy jest koło 9-10, ostatnia łódź powrotna była o 15 (a czasem wcześniej, w zależności od pływów i pogody) – co daje tylko kilka godzin na eksploracje wyspy. Szlaki są dość dobrze oznaczone kolorami, ale kserowana tysiąc razy mapka sprawia, że ciężko się w niej odnaleźć. Również czas przejścia szlaków jest mocno niedoszacowany – trasy niby mają po 800m – 1km, więc wydaje się, że można zmieścić ze trzy na taki krótki pobyt – ale te dystanse są mierzone od rozwidlenia – nie od początku (kwatery parku). Więc przypadkiem wpakowałyśmy się w szlak na jakiś punkt widokowy, który zmarnował połowę naszego czasu i wymęczył co nie miara. Był to niestety też szlak, na którym ciężko zobaczyć nosacze… Potem biegiem przemierzałam kolejny, meandrujący przez las namorzynowy (pełen skaczących ryb i niewielkich krabów), i kończący się na niewielkiej plaży. Tam, pod sam koniec, zobaczyłam ostatecznie dwa osobniki, ale śpiące wysoko w koronach drzew. W całym tym zamieszaniu zaniedbałam też fotograficznie urocze lutungi srebrzyste, z rudymi młodymi – a te czekały przecież na nas na plaży… Więc jakkolwiek okolica i pogoda były piękne, tak wdarło się pewne rozczarowanie… Idealnie byłoby przyjechać do Bako na noc – park oferuje podstawowe, ale tanie zakwaterowanie. Jedyny problem jest taki, że trzeba je rezerwować ze sporym wyprzedzeniem – a jak mamy na karku 1500 zorientowanych przyrodniczo naukowców – trzeba to było rezerwować pół roku temu (a w tedy jeszcze nie wiedziałam, że tu będę…). Cóż, jest jeszcze na Borneo kilka miejsc, gdzie nosacze można zobaczyć – więc nie tracę nadziei!