O ile obecności odpowiednich współpracowników tłumaczy, dlaczego nasz ostatni projekt przywiódł mnie na UConn - tak marzeniem naukowca generalnie byłby zupełnie inny uniwersytet w Connecticut… Prawdziwie imponująca afiliacja znajduje się w położonym na wybrzeżu New Haven – mowa oczywiście o
Yale University.
Założony w 1701, jest trzecim pod względem wieku uniwersytetem USA. Zaliczany do najbardziej prestiżowych i najbogatszych na świecie (majątek to ok. 30 mld dolarów…), przoduje zwłaszcza w rankingach kierunków prawniczych i humanistycznych. Należy również do tak zwanej
Ligi Bluszczowej -
Ivy League, obejmującej osiem elitarnych, prywatnych uczelni północno-wschodnich Stanów, które łączy dostojna metryczka, porośnięte bluszczem mury i ogólnoświatowa renoma. Zwane są też one - na gust europejski raczej pompatycznie -
The Ancient Eight - Starożytną Ósemką… Choć na amerykańskie standardy są faktycznie wiekowe - poza jedną, wszystkie te uczelnie zostały założone w okresie kolonialnym (a takich w USA jest łącznie tylko dziewięć). Do absolwentów zalicza się oczywiście masa Noblistów, laureatów nagrody Pulitzera czy Oskarów (Meryl Streep!), sędziowie Sądu Najwyższego i amerykańscy prezydenci (m.in. oboje Bushowie i Clinton).
My wpadłyśmy tutaj z jednodniową wizytą - w poszukiwaniu jakichś śladów metropolitarności (której brakuje zupełnie w naszym zakątku Connecticut), dobrej kawy (nieskutecznie!) i pożywki dla ducha (tu udało się bez pudła). Wyjątkowo przyjemna była wizyta w
Yale University Art Gallery - najstarszym uniwersyteckim muzeum sztuki na półkuli zachodniej, i do tego – całkiem darmowym. Kolekcja nie jest olbrzymia i przytłaczająca – a raczej kompaktowa, idealna na niespieszne popołudnie, a przy tym jest bardzo przekrojowa. Od europejskiego antyku i średniowiecza, przez wystawy sztuki Afryki, Ameryki Łacińskiej i Azji, spory dział sztuki amerykańskiej (w tym designu), po sztukę nowoczesną i współczesną. Zobaczymy i Cézanne’a, i Moneta, Picassa i van Gogha, Duchampa i Mondriana.
Spacer po uniwersyteckiej części miasta umiliło spotkanie ze znajomą, która pracuje tu podczas rocznego stażu – najbardziej zaskoczyło mnie to, że sielankowe późną wiosną New Haven, z neogotyckimi gmachami Yale, jest jednym z najniebezpieczniejszych miast Connecticut… Niestety, galopująca gentryfikacja i obsceniczny wręcz majątek Yale nie licuje z zasobami i możliwościami mieszkańców niezwiązanych z Akademią. Ponoć po zmroku (co zimą jest przecież całkiem wcześnie) nie chodzi się tu w pojedynkę ulicami… Przy wszystkich uczelnianych budynkach palą się niewielkie, niebieskie światełka – sygnalizują miejsce w którym można po wciśnięciu przycisku połączyć się bezpośrednio z policją w razie zagrożenia. Później zwróciłam uwagę na to, że podobne słupy są przy każdej uczelni – również na UConn…. Ot, Amerykański sen…