Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Indii (2023)    Przystanek w Gudźaracie
Zwiń mapę
2023
12
gru

Przystanek w Gudźaracie

 
Indie
Indie, Ahmedabad
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6366 km
 
Wstęp: Ahmedabad pojawił się w planie tej podróży poniekąd przypadkiem - jako jedno z nielicznych miejsc, z których można bezpośrednio polecieć do keralskiego Kochin (a gdy takie loty są dostępne, to silnie preferuje je nad loty z przesiadkami). Dodatkowo oznaczało to wizytę w kolejnym indyjskim stanie, odwiedzenie miasta o starówce wpisanej na listę UNESCO i miejsca szczególnie związanego z ikoną niepodległościowych dążeń Indii i chyba najbardziej znanym Hindusem świata – Mahatmą Gandhim. Nie musiałam długo przekonywać się do tego pomysłu, tak więc z radżastańskiego Jodhpuru pojechaliśmy nocnym pociągiem do Gudźaratu. Pierwsze (ale nie ostatnie!) nocne przejście kolejowe było bardzo przyzwoite, klimatyzacja sprawna, pościel czysta (nawet ręcznik zapewniają), a pociąg przyjechał doskonale punktualnie, równo o 7.00 rano.

Cel: Rzucić okiem na kolejny stan Indii, przejeżdżając przez jego główne miasto - Ahmedabad (zwany też Amdavad).

Materiały i metody:
*Przejazd z Jodhpuru do Ahmedabadu nocnym pociągiem: kuszetka klasa AC2, 455 km (kupowane ze sporym wyprzedzeniem): 1160 INR/os.
*Zwiedzanie i bilety wstępu: Heritage walk – 350 INR/os, trwa ok. 2h i zaczyna się o 8 rano; Adalaj Vav – 300 INR. Reszta darmowa.
*Nocleg: Hotel Kinara, przecznica od Relief rd – nowoczesny, w historycznym centrum. Spacerowa odległość od meczetu Sidi Saiyyed (choć koło bardzo ruchliwej I nieprzyjemnej ulicy)- 1623/1764 INR pokój 1/2 os./noc.
*Dobre jedzenie –The Green House (ogródek przy hotelu MG, naprzeciw meczetu Sidi Saiyyed) – pyszne dania gudżaradzkie, w tym thali. Trzy osoby najadły się za 2000 INR, bardzo warto.
*Przejazdy w mieście: działa UBER, choć jak wszędzie – czasem trzeba dłużej czekać. Dworzec-hotel: 100 INR, hotel-lotnisko: +-250 INR. Złapany tuk-tukarz spod świątyni Hutheesing za przejazdy z postojami do Aśramu Gandhiego, Adalaj Vav (18 km od centrum) i powrót pod Sidi Saiyyed wziął 700 INR.
*Waluta: rupia indyjska, INR; 1000 INR = ±50 PLN.

Przebieg: Tak sprawny przyjazd dał nam szasnę zdążyć, w ostatniej chwili, na popularny Heritage walk, pieszą wycieczkę prowadzącą przez labirynt zamkniętych (przynajmniej w przeszłości) społeczności starego Ahmebadadu zwanych pol. Kwartały dzielnic miały swoje bramy i strażników, a także, obowiązkowo, centralnie ustawiony i komunalnie zarządzany… karmnik dla ptaków. Karmniki te po dziś dzień są symbole miasta. Wiele budynków jest w iście opłakanym stanie, choć kiedyś musiały być przepiękne – od mniejszych kamienic po wielkie rezydencje -haweli. Na palcach dwóch rąk można policzyć budynki odnowione, zmienione np. w butikowe hotele. To, co zaskakuje to porządek i brak śmieci wśród tych zrujnowanych kamienic – może to kwestia wczesnej pory, a może zachowanie społecznej, sąsiedzkiej tkanki coś zmienia w zachowaniu mieszkańców…

Choć plan tych spacerów jest dostępny on-line i gdzie nigdzie ustawione są też plansze opisujące ich poszczególne punkty, przewodnik bardzo usprawnia zwiedzanie i zwraca uwagę na masę szczegółów, których inaczej byśmy na pewno nie zauważyli – jak wysokie, kanalizacyjne słupy wentylujące, dziury w elewacjach budynków pozostawione z myślą o papugach, czy ukryte przejścia między sąsiadującymi polami. Wycieczka zaczyna się przy kolorowej, hinduistycznej świątyni Swaminarajana, a kończy przy największym meczecie miasta - Dźama Masidźid, po drodze mijając m.in. świątynię dźinijską czy dawny budynek giełdy.

*

W historycznym centrum rzucamy jeszcze okiem na jedną z zachowanych bram miejskich, Teen Dawraja i niewielki, ale bardzo znany ze swoich misternych, ażurowych jali z drzewem życia, otwarty meczet Sidi Saiyyed. Po technicznym przystanku na check-inw hotelu ruszamy nieco dalej, zobaczyć jedną z najpiękniejszych świątyń miasta, dźinijską Hutheesing Temple. Na koronkowe zdobienia w białym marmurze można patrzyć godzinami – nie można ich jednak fotografować, bardzo restrykcyjnie tego zabroniono (a zawsze śledzące nas ciekawe spojrzenia nie pozwalają na nawet ukradkowe zdjęcia wnętrza…).

Indie są domem czterech wielkich, religijnych systemów dharmicznychHinduizmu, Buddyzmu, Sikhizmu i Dźinizmu (dawniej zapisywany po polsku jako „dżajnizm” bądź „dżainizm”). Mamy jakiś obraz tych pierwszych dwóch, Sikhizm jest reformowaną postacią Hinduizmu (z wiarą w jednego Boga) i może nam się kojarzyć z „turbaniastymi” Pendżabczykami i złotą świątynią w Amritsar. Dźinizm jednak jest relatywnie nieznany na Zachodzie.

Podobnie jak Buddyzm, Dźinizm jest nonteistyczną doktryna religijna - nie afirmuje ani nie neguje istnienia boga, zakłada, że świat nie został stworzony, lecz po prostu istnieje od zawsze i na zawsze. Jest niezależny, nie ma boskiego stwórcy, sędziego, zarządczy. Obie te religie powstały jako reakcja na świadomość kastową braminizmu (z którego w prostej linii wywodzi się współczesny Hinduizm), i na setki zwierzęcych ofiar składanych głodnym bóstwom panteonu. Jednak Dźinizm praktycznie nie opuścił Subkontynentu, i dzisiaj ma najskromniejsze grono wyznawców – koło 5 milionów, kontrastując z ponad 500 milionami Buddystów, czy nawet z 30 milionami Sikhów.

Nazwa religii nie ma nic wspólnego z arabskimi demonami z czystego ognia, dżinami, lecz pochodzi od sanskryckiego określenia jej założyciela, żyjącego w VIII w. p.n.e. Dźina - czyli Zwycięzcy. Był on (jedynym historycznym) z mitycznych 24 tirthankarów - „budowniczych mostów”, którzy odkryli jak wyzwolić się cyklu śmierci i narodzin, i przez heroiczne wyrzeczenia posiedli transcendentną wszechwiedzę. Wg doktryny Dźiny w świecie istnieją dwie wieczne zasady: dźiwa (dusza) i adźiwa (to, co nie jest duszą); duszę posiadają także zwierzęta i rośliny. Celem życia jest wydostanie się z kołowrotu wcieleń – i to dążenie do oświecenia, nirwany, mokszy – dzieli z Buddyzmem i Hinduizmem. Etyką Dźinizmu, podobnie jak innych religii Subkontynentu, kieruje pięć zasad: ahinsa - nieczynienia krzywdy istotom obdarzonym duszą, satja – prawdomówność, asteja - powstrzymanie się od kradzieży, brahmaćarja – powstrzymanie się od cudzołóstwa (lub wszelkich stosunków seksualnych w przypadku mnichów i mniszek, aparigraha – powstrzymanie się od posiadania zbędnej (lub dla mnichów i mniszek – wszelkiej) własności. Laicy dźinijscy nie uprawiają zawodów rolniczych jako związanych z zadawaniem gwałtu Ziemi. Mnisi dźinijscy często noszą maski z gazy, by nie połknąć żadnego żyjątka, niekiedy zamiatają przed sobą drogę.

Zasadniczą różnicą między dźinistami a hindusami i buddystami jest ich rozumienie karmana, dla innych wyznań oznaczającego po prostu owoc czynów. Dźiniści pojmują karmana jako substancję materialną, która przywiera do duszy, zanieczyszcza ją i mąci jej zdolność do przeżywania błogości i szczęścia, ponieważ obciąża ją dumą, gniewem, złudzeniem i chciwością, uniemożliwiając osiągnięcie właściwego przeznaczenia i szczytu wszechświata. Aby dostąpić ostatecznego wyzwolenia, trzeba żyć tak, by nie gromadzić już więcej karmana i jednocześnie oczyszczać się z karmana nazbieranego w poprzednich żywotach. Można to zrobić tylko przez ascezę oraz podążanie ścieżką medytacji i rygorystycznych wyrzeczeń, której uczą tirthankarowie. Trzeba uwolnić się od świata, zrezygnować z wszelkiego przywiązania i radykalnie odrzucić przemoc.
Dziewięć żywotów. Na tropie świętości we współczesnych Indiach, W. Dalrymple

Dlatego też wymagania ich ascezy są zresztą znacznie bardziej bezwzględne niż u mnichów buddyjskich, a najbardziej szlachetnym końcem życia jest akt sallekhany – rytualnego postu prowadzącego do śmierci, ostateczne wyrzeczenie się wszystkich pragnień. Dźiniści stanowczą zaprzeczają, by było to samobójstwo – a coś wręcz przeciwnego, przyjęcie nowego życia, piękne wkroczenie do nowego wcielenia… Cóż, bardzo trudno to tak zobaczyć z naszej Zachodniej perspektywy…

*

Kolejne odwiedzone przez nas miejsce to Sabarmati Aśram lub Aśrama Gandhiego, miejsce w którym żył przez 12 lat – o ile nie podróżował, lub nie był zamykany w więzieniu…

Mohandas Karamchand Gandhi; powszechnie znany jako „Mahatma” (sanskrycki przydomek - Wielki Duchem lub Wielka Dusza) nie wymaga przedstawienia. Indyjski prawnik, filozof, polityk i mąż stanu, promotor i inspirator ruchów antykolonialnych i walczących oprawa człowieka, propagator pacyfizmu jako środka nacisku politycznego i jeden z twórców współczesnej państwowości indyjskiej. Urodzony w drugiej połowie XIX wieku w hinduskiej rodzinie, ulegał wpływom dżinijskiego otoczenia Gujaratu – od młodości poznawał zasady szanowania każdej żywej istoty, wegetarianizmu, poszczenia w celu samooczyszczenia organizmu oraz wzajemnej tolerancji pomiędzy wyznawcami różnych religii. Wykształcony w Wielkiej Brytanii, później pracował w RPA – gdzie doświadczenia szerokiego rasizmu i apartheidu ukształtowało jego późniejsze postawy. Odmówił podporządkowania się kolonialnym regułom, a jednym ze sposobów sprzeciwu było odrzucenie importowanych produktów, w tym zachodniego ubioru. Ubierał się w białe dhoti, owinięty wokół bioder pas białego płótna, z prostej tkaniny khadi, którą sam tkał. Kołowrotek stał się symbolem tego szczególnego, pozbawionego przemocy nieposłuszeństwa obywatelskiego i protestu – i trafił na flagę Partii Kongresowej. Później jej trzy poziome pasy w kolorach szafranu (barwa ubioru ascetów indyjskich), bieli i zieleni (barwa islamu) stały się flagą niepodległego państwa indyjskiego – choć kołowrotek zastąpiono dharmaćakrą, kołem porządku kosmicznego.

Ghandi swoją filozofię czynu zwał satjagraha - siła prawdy i słusznie uznaje się go za ojca współczesnego „biernego oporu”, nieposłuszeństwa obywatelskiego pozbawionego przemocy – które inspirowały Martina Luthera Kinga, Nelsona Mandelę i Dalajlamę. Jednym z najbardziej znanych przejawów tej „ideologii” był rozpoczęty wiosną 1930 roku, niemal 400-kilometrowy Marsz solny, który wyruszył z tego właśnie aśramu Sabarmati do Dandi, na wybrzeżu Morza Arabskiego. Był to protest przeciw brytyjskim podatkom nałożonym na wydobycie soli, i to, co zaczęło się jako polityczny spektakl, zmieniło się szybko w wezwanie do walki o niepodległość, łączące Indusów wszystkich płci, kast i religii.

Marzenie narodu spełniło się 17 lat później, jednak Gandhi, który starał się łagodzić spory po Podziale, w styczniu 1948 roku został zamordowany przez fanatycznego hinduskiego nacjonalistę – ledwie 5,5 miesiąca po uzyskaniu przez kraj niepodległości…

Pry tym wszystkim Indie mają nieco schizofreniczne spojrzenie na Gandhiego – widzą w nim źródło wszystkiego dobrego, ale nieraz i złego. Jak to z każdą ubrązowioną postacią – i wokół niej pojawiają się kontrowersje. Jedne dotyczą jego ślubów ubóstwa – a dokładniej doniesień o wątpliwych etycznie praktykach spania z cudzymi żonami lub młodymi dziewczętami w jednym łóżku, by testować swoją wstrzemięźliwość. Inna, bardziej konkretna linia krytyki odnosi się jego wizji samowystarczalnych Indii odwracających się od nowoczesnych technologii. Kolejna, być może najbardziej zaskakująca i złożona to wpływ na sytuację niedotykalnych. Choć naciskał na zniesienie systemu kastowego i wprowadził na arenę międzynarodową problem nietykalności, jako głęboko religijny hindus - nigdy w zasadzie nie porzucił tego systemu. Niektórzy polemizują, że nawet termin który stosował wobec niedotykalnych - haridżanie, „dzieci Boga” budzi raczej litość niż szacunek, a aktywiści preferują określenie dalitownie – „uciemiężeni”.

Odkładajmy jednak na bok te dywagacje – bo Sabarmati nikt nie kwestionuje ani spuścizny, ani wielkości Gandhiego. Wizyta tutaj ma raczej charakter nabożnej pielgrzymki – pośród wypielęgnowanych trawników można popatrzyć na proste pomieszczenia, w których wcielał w życie ideały pomocy innym, ubóstwa, ascezy i samowystarczalności. A jego kołowrotek dalej stoi w pustym pokoju, jak najświętsza relikwia pokojowych bojowników tego świata…

*

Aby zobaczyć ostatni punkt napiętego programy ruszamy koło 18 kilometrów na północ miasta, by zobaczyć – według opisów – jedną z najpiękniejszych studni schodkowych Gudźaratu: Adalaj Vav. Tytuł piękniejszej pewnie przypadłby UNESCOwej Rani ki Vav – ale logistycznie jej odwiedzenie było tym razem zbyt wymagające. Wydawało się, że to będzie godny substytut. I może by tak było – detale kamieniarki były piękne - ale absolutne tłumy, dla których staliśmy dużo większą atrakcją niż 500-letni zabytek – mocno utrudniały cieszenie się zabytkiem… Indie to kolejny kraj, po Indonezji, Chinach i Egipcie, w którym niejednokrotnie jesteśmy proszeni by pozować do zdjęć nieraz z całymi rodzinami (i z każdym jej członkiem z osobna). Już kilka takich próśb jest męczące, nie wiem jak sławni ludzie sobie z tym radzą…

*

Jedyne, co pozostało nam do zrobienia to skosztowanie gudźaradzkiej kuchni. Jest ona głównie wegetariańska (mocne wpływy dźinijskie), słodsza i delikatniejsza niż kuchnia północy. Jej sztandarowe danie – a w zasadzie sposób podania – to thali, metalowy talerz z wieloma, małymi miseczkami, pełnymi różnych dań – curry, pikantno-słodki dhal, różne duszone i smażone warzywa, jogurtowa raita- pyszne. Do tego próbowaliśmy m.in. smażonych w cieście warzyw (papryka, cebula) z pysznymi chutney’ami z kolendry i limonki i tamaryndowca. Wszystko wyśmienite! Tylko powrót kilkuset metrów do hotelu, przez ruchliwe, głośne i pełne spalin ulice Ahmedabadu nieco psuł ten doskonały koniec dnia…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (49)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
stock
stock - 2023-12-14 08:38
Niezmiennie podziwiam przygotowanie. Fajnie, że udało się wyskoczyć do Ahmedabadu, Gudźarat zasługuje na odwiedzenie.
 
Darek
Darek - 2023-12-15 00:46
Ikony bywają zwodnicze.....
 
joael
joael - 2023-12-15 15:45
Czytam z zainteresowaniem. I widzę że ceny jedzenia chyba mocno podrożały? Ja w restauracjach płaciłem 4 lata temu ok. 180-300 Rupee za obiad? I to były te lepsze...
 
migot
migot - 2023-12-15 16:42
@joael - 150-300 rupii spotykamy za danie dość często, ale jak doliczy się jakieś placki, napoje itd to nie zeszliśmy poniżej 300/os za obiad. Ta knajpa w Gudźaracie była więcej niż niezła, raczej taka z wyższej półki, przy jednym z lepszych hoteli miasta - więc tutaj ceny były ponadprzeciętne. Ale ogólne chyba podrożało, jak porównuje z cenami np z przewodnika sprzed kilku lat.
 
marianka
marianka - 2023-12-17 12:56
Jadłabym! Kocham takie gastrowstawki :)
 
mamaMa
mamaMa - 2023-12-25 22:41
Piękny kot!

I piękna opowieść. Przypomniała mi czasy, gdy fascynowały mnie takie osobowości. I te, w których odkryłam, że ci ludzie mieli zwyczajne, codzienne życie, a nasze stwarzane po ich śmierci legendy, są ... legendami. I że to jest niezmiernie piękne, ludzkie, fascynujące, właściwie bezkresne;)
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 22.5% świata (45 państw)
Zasoby: 485 wpisów485 1511 komentarzy1511 10632 zdjęcia10632 5 plików multimedialnych5