Wstęp: Gdy tylko mam okazję, wplatam pociągi w swoje wojaże po świecie. Dla przygody, dla innego doświadczenia podróży, dla tego wyjątkowego mikrokosmosu na szynach. Na dłuższych, krajowych trasach, nawet gdy w podobnej cenie można dostać bilety lotnicze, jeśli dostępne są nocne połączenia - zwykle postawię na pociąg. Teraz do podróży z
Ukrainy,
Chin,
Tajlandii,
Wietnamu czy
Armenii i Gruzji dołączyć miał Egipt…
Cel: Powrót do Kairu i zamknięcie egipskiej pętli.
Materiały i metody: *Sypialny pociąg z Kairu do Luksoru – 80$...
Przebieg: Po naszych „krótkodystansowych” doświadczeniach na trasie z
Asuanu do Luksoru przyszedł czas na podróż nocnym pociągiem do Kairu. Po wieczornym zwiedzaniu świątyni w Luksorze odebraliśmy bagaże z hostelu i przed 20:00 stawiliśmy się na dworcu, czekając na zielony skład
Watania (co po arabsku znaczy „patriotyzm”), obsługiwany przez prywatną firmę Ernst. Pociąg posiada jedynie wagony sypialne z „luksusowymi”, podwójnymi kabinami z prywatnymi umywalkami. W cenie biletu jest kolacja i śniadanie (przynoszone na tackach do przedziałów), jednak ciepłe napoje są dodatkowo płatne (ale w przystępnych cenach, ok. 15 EGP za kubek herbaty).
Jak jesteśmy już przy cenach – to, ile zapłacimy za bilet zależy od naszego pochodzenia. Ceny dla turystów zagranicznych są dwukrotnie wyższe, niż dla Egipcjan, zaś turyści z krajów arabskich lokują się gdzieś pomiędzy tymi dwiema kategoriami… Nie wiem, czy wydałam kiedyś więcej na bilet kolejowy (może w Chinach?), więc miałam nadzieję, że cena choć trochę będzie licować ze standardem, że może będzie to staromodny glamour à la
orient express. Jednak te oczekiwania zostały mocno zawiedzione… Szumnie reklamowany „de luxe sleeper” to stare, rozklekotane wagony, które pędząc po wysłużonych szynach tak kołysały się na boki, że pierwszy raz w życiu sen z powiek spędzała mi wizja rychłego wykolejenia. Znowu plastiki i tapicerki sprawiały wrażenie nigdy nie czyszczonych (choć pościel była bez zarzutu). Czerwona wykładzina korytarza zasypana była piaskiem. Wycieczka do wagonu restauracyjnego sprawiała, że nie tylko podróżowaliśmy w przestrzeni, ale także w czasie – popijając się herbatę w duszących kłębach papierosowego dymu, kręcąc się na obrotowych fotelach należących do lat 80. Uniżenie uprzejmy konduktor oczywiście chciał napiwek na koniec podróży, zaś jego brak skutkował całkowitą przemianą, w niemal opryskliwego służbistę. Ot, Afryka na szynach…
*
Rankiem pociąg dotarł do Kairu, gdzie większość turystów wysiadła na stacji Giza. I było to bardzo sprytne posunięcie, bo kolejne kilka kilometrów, do głównego dworca Ramses Station, zajęło nam niemal godzinę – zdecydowanie rozsądniej byłoby przesiąść się na metro… Czy poleciłabym tę kolejowa przygodę? Za tę cenę – ciężko to zrobić z czystym sumieniem, bilet lotniczy kosztuje praktycznie tyle samo… Opcja, którą pewnie wybrałabym będąc kilka lat młodszą to nocny pociąg z miejscami siedzącymi, częściowo odchylanymi – wtedy taka podróż kosztowałaby w zasadzie grosze, a ponoć już zniesiono restrykcje dla turystów zagranicznych, które oficjalnie zabraniały korzystania z tych składów…