Lipiec był tu dla mnie tak towarzysko, jak i podróżniczo bardzo bogaty. Ledwo pożegnałam Mamę (którą tegoroczny chaos lotniskowy zatrzymał ze mną - przez odwołany lot – dwa dni dłużej niż pierwotnie planowałyśmy…), a w odwiedziny przyjechał Michał. Na koniec lipca, mimo wysokich cen, licząc jednak na najkorzystniejsza pogodę - zaplanowaliśmy długo wyczekiwany objazd kawałka Szkockiego pogórza i Wyspy Skye. I jakżeż się przeliczyliśmy… ale nie uprzedzajmy faktów.
To, co na pewno się sprawdziło, to wysokie ceny. Zwłaszcza wynajmu auta. Ogólnie ceny aut w wielu miejscach na świecie poszybowały w górę, w połączeniu jednak z wysokim kursem funta brytyjska „inflacja samochodowa” jest szczególnie dotkliwa. Gdy szukałam czegoś w tym terminie, w międzynarodowych wypożyczalniach – kwoty zwalały z nóg, przewyższając 100£ za dobę! W końcu trafiłam na popularną w Szkocji, lokalną wypożyczalnię
Celtic Legends, i oferowane przez nich auto za 60£/doba (z rozsądnym ubezpieczeniem, dodatkowym kierowcą, nielimitowanym kilometrażem) było najlepszą opcją.
Niestety, w tym około-weekendowym terminie nie było już aut w samym Edynburgu – w piątkowe popołudnie pojechaliśmy odebrać auto w położonym o 30 min drogi pociągiem od Edynburga Armadale. Wszystko przebiegło bezproblemowo, i mogliśmy ruszyć w drogę naszym niebieskim Vauxhallem Corsą. Czyli Oplem, ale Brytyjczycy mają taki sentyment/obsesję (?) na punkcie sowich marek, że gdy Opel wykupił tę upadającą firmę jakieś pół wieku temu nie odważył się jej przemianować…
Michał miał na początku nieco nietęgą minę – pierwszy raz prowadził samochód po lewej stronie. Konieczność zmieniania biegów drugą ręką i ronda stanowiły wyzwanie – jednak radził sobie dzielnie. W jakieś 3 godziny pokonaliśmy 260 km dzielące nas od Invergarry, wioski nie wyróżniającej się niczym zupełnie – wybranej na nocleg ze względu na dogodne położenie na trasie.
*
23/07/2022
Rankiem kolejnego dnia z rosnącym niepokojem patrzyłam na chmurną i deszczową prognozę pogody – nie tracąc więc czasu ruszyliśmy dalej na zachód, pokonując ostatnie 80 km dzielące nas od Wyspy Skye.
I tu już krajobrazy robią się naprawdę piękne – szmaragdowe lasy, zielone łąki i nieśmiałe, polne kwiaty, wąskie, stalowoszare jeziora w ciasnych dolinach zalanych chmurami. O takie Pogórze walczyliśmy!
Zatrzymaliśmy się tylko na jeden dłuższy postój – koło zamku
Eilean Donan, pocztówkowo położonego na wysepce jeziora Loch Duich. Prowadzi do niego kamienny most – przy odpływie raczej dekoracyjny, niż bezwzględnie konieczny do przedostania się do warowni. Metryczka zabytku sięga XIII wieku, ale od początku XVIII był w zasadzie malownicza ruiną. Dopiero na początku XX w. wyspę wraz z pozostałościami zamku kupił pewien pułkownik – i poświęcił 20 lat życia by zrobić z niego na powrót mieszkalną rezydencję. Wysiłek się z pewnością opłacił – teraz nie ma jednej wycieczki, zorganizowanej czy prywatnej, która by się tu nie zatrzymała w drodze na Skye…
Informacje praktyczne:*Wynajem auta: Małe auto typu Corsa, z ręczną skrzynią biegów w Celtic Legends (w jakiś sposób powiązane z inną, popularną firmą wyjmującą i sprzedającą auta – Arnold Clark) - 60£/dobę. Dodatkowe ubezpieczenie znoszące wkład własny - 15£/doba. Mogliśmy dodatkowo kupić pół lub bak paliwa po korzystnej cenie 1.60£/litr (kupiliśmy pół baku, ceny rynkowe są obecnie ok. 1.80-1.90£ za litr).
*Nocleg Saddle Mountain Hostel, Mandally Road, Invergarry, PH35 4HP – 60£ prywatny pokoj dwuosobowy.
*Pałac Eilean Donan – liczą sobie za wszystko. Parking: 3£ (bardziej na zachód, po drugiej stronie mostu Loch Long Bridge można by chyba zaparkować na za darmo). Wejście do zamku - 10£ , wejście na sam most prowadzący do zamku i dziedziniec - 3£… Obejrzeliśmy go więc nie przekraczając grobli.