Wstęp: Powoli wieńcząc naszą podróż zwiedzamy atrakcje, które dla wielu turystów są początkiem przygody z Islandią, a czasem nawet głównym z nią kontaktem (np. przy przesiadce na kiedyś popularnych trasach trans-atlantyckich). Zebrane przy mniej lub bardziej foremnej pętli miejsca można zwiedzić w trakcie jednodniowego wypadu ze stolicy kraju. Zawiera w zasadzie trzy żelazne punkty, do których dodaje się mniej lub bardziej kanoniczne przystanki…
Cel: Złoty Krąg– wodospad Gullfoss, ostatnie aktywne w Europie gejzery i park narodowy Þingvellir. Dodatkowo kraterowe jezioro Kerið.
Materiały i metody: *Atrakcje: wstęp na teren krateru Kerið – chyba jedynej, płatnej atrakcji przyrodniczej kraju – 400 ISK.
*Parkingi przy Þingvellir są płatne – trzeba zapłacić za nie w jednym z wielu automatów- 750 ISK. Opłat nie da się uniknąć – specjalne kamery zczytują rejestracje wjeżdżających na nie samochodów; jeśli nie zapłacimy od razu później rachunek (powiększony o opłaty manipulacyjne) przedstawi nam wypożyczalnia samochodu.
*Nocleg: Reyjkavik camping – podstawowa cena – 2400ISK/os/noc, przy pre-bookingu on-line 2160/ISK/os/noc. W cenie ciepłe prysznice, dostęp do kuchni, wi-fi. Niestety, duża część wspólna była wyłączona z użytku, gdyby działała to byłby bardzo fajny kemping.
*Waluta: korona islandzka (ISK), 1000 ISK = 30 PLN.
Przebieg: Zaczynamy od przystanku czasami lądującego wśród punktów
Złotego Kręgu - charakterystycznego, niewielkiego
jeziora kraterowego Kerið. Jego turkusowe wody ładnie kontrastują z brunatno-czerwoną glebą i rzadkimi kępami mchów. Można przejść się dookoła, lub zejść do lustra wody, ale raczej trzeba by się wybitnie postarać, by spędzić tu więcej niż 20 minut…. Nie wiem, czy jest to atrakcja przyrodnicza tak wybitna, by uzasadniała pobieranie (chyba jedynej na Islandii) opłaty za wstęp – ale jest po drodze, więc czemuż by się nie zatrzymać.
*
Nieco ponad 50 km dalej zaczynają się kanoniczne atrakcje Kręgu – w tym chyba najpopularniejszy wodospad Islandii -
Gullfoss, co po islandzku oznacza „Złoty Wodospad”. Możliwe, że to od niego nazwano cały zbiór tak chętnie odwiedzanych atrakcji... Tworzą go wody rzeki Hvítá, spadające dwiema, ustawionymi do siebie niemal pod kątem prostym kaskadami. I jest to całkiem zjawiskowy widok, na tyle, że mimo bycia przynajmniej czwartym (poważnym) wodospadem tego dnia robi wrażenie. Islandia zdecydowanie wodospadami stoi, i to takimi z czołówki światowej ligi, przynajmniej w kategorii półciężkiej ;)
Gullfoss jest już na końcu trasy którą mogą pokonywać auta osobowe, więc powoli cofamy się w stronę stolicy. Jakieś 10 kilometrów dalej zatrzymujemy się w dolinie Haukadalur, gdzie na stokach wzgórza Laugarfjall znajdują się ostatnie aktywne w Europie gejzery. I to nie byle jakie – miejsce jest domem obecnie ospałego i jedynie z rzadka wybuchającego gejzera
Geysir, który dał nazwę wszystkim gejzerom świata. Te szczególne, gorące źródła, które okresowo wyrzucają słupy gorącej wody w powietrze, są w sumie na świecie rzadkością. Wymagają szczególnych, geologicznych zbiegów okoliczności - źródła ciepła, rezerwuaru wody, optymalnego ujścia oraz systemu kanałów doprowadzających wodę po erupcji. Szacuje się, że jest ich na świecie koło 400! Na szczęście dla turystów, koło zasłużonego i osławionego, ale ostatnio przeważnie uśpionego Geysira jest całkiem aktywny
Strokkur, którego regularne erupcje można oglądać co 5-10 minut (zresztą czasem w Internecie zobaczycie źle podpisane zdjęcia czy filmy dokumentujące Strokkura, podającego się za Geysira). Jak zwał, tak zwał – każda erupcja wzbudza okrzyki zachwytu zgromadzonej dookoła gawiedzi. Zresztą na całą okolicę warto poświęcić trochę czasu, jest tam sporo mniejszych i większych gorących (czasem nawet wrzących) jeziorek okalanych depozytami krzemionki, o idealnie przejrzystej, turkusowej wodzie.
*
W połowie drogi do Reykjaviku, już późnym popołudniem, zajeżdżamy do
Þingvellir - obiektu wielkiej dumy Islandczyków. To nieco niepozorne miejsce na północnym brzegu największego islandzkiego jeziora Þingvallavatn ma wyjątkowe znaczenie historyczne, kulturowe i geologiczne. Nic dziwnego, że utworzono tu pierwszy park narodowy w Islandii – w 1000-letnią rocznicę inauguracyjnego zebrania islandzkiego parlamentu. To zgromadzenie ogólne, zwane
Althing (lub Alþingi), od 930 roku do końca XVIII wieku obradowało właśnie tutaj. Metryczka jest tym bardziej imponująca, że Islandia, należąca do najpóźniej zasiedlonych obszarów Europy (Wikingowie i Celtowie osiedlili się tu dopiero w 874 roku), może pochwalić się najstarszą, praktycznie nieprzerwanie obradującą instytucją parlamentarną świata. Zgromadzenie miało do początku XIII wieku zarówno władzę ustawodawczą jak i sądowniczą, było również najwyższym sądem kraju – w mrokach średniowiecza procesowało m.in. czarownice… Zanim prawa zostały spisane, raz do roku recytowano je przed zgromadzeniem ze Skały Prawa,
Lögberg - z której teraz powiewa islandzka flaga. Utworzenie parlamentu dało podwaliny wspólnej tożsamości narodowej Islandczyków, i jest de facto uznawane za moment powstania narodu islandzkiego. Spajało kraj w trakcie pierwszych 300 lat niezależności, i później pod rządami norweskimi i duńskimi. Tu też ogłoszono pełną niepodległość Republiki Islandii w 1944 roku. Ze względu na tę symbolikę od 2004 Þingvellir figuruje na liście UNESCO jako wpis z kategorii kulturowej.
Miejsce to też geologiczna ciekawostka - stykają się tu płyty tektoniczne eurazjatycka i północnoamerykańska. Jednak nie napierają na siebie, lecz powolnie się od siebie oddalają, rozdzierając rozległą równinę szczelinami i ryftami. W tak powstałych wąwozach wytyczono piesze ścieżki, inne zalała krystalicznie czysta woda. W jednym z nich można nawet nurkować, i jest to zapewne wyjątkowe przeżycie – nurkowanie między dwiema płytami tektonicznymi… Sielankowy krajobraz dopełnia meandrująca rzeka Öxará. Przy całej swojej geologicznej złożoności i sejsmicznej niestabilności panuje tu wzniosły, namaszczony historycznie spokój… Przynajmniej wczesnym wieczorem, gdy większość jednodniowych wycieczek już wróciła do stolicy…