Język: Seszele mają trzy języki urzędowe: francuski, angielski i seszelski kreolski (seselwa). Ten ostatni przypomina fonetycznie zapisany, uproszczony francuski. Przy takiej konstelacji językowej w zasadzie nie ma żadnych problemów komunikacyjnych, po angielsku można porozumieć się praktycznie wszędzie.
Wiza: Obywatele Polski nie potrzebują wizy, by wjechać na teren Seszeli. W czerwcu 2021, ze względu na pandemię koronawirusa, potrzebne było jednak Health Travel Authorization (HTA), (więcej o tym pisałam
TU).
Waluta i płatności: Waluta – rupia seszelska, SCR; 1 PLN = +/- 4 SCR, 1 EUR = 19-20 SCR.
Ceny wielu turystycznych atrakcji (również noclegów) są podawane w Euro, i często można za nie płacić w euro. Gdy nie mają wydać, zwykle reszta trafia do nas w rupiach, i często jest przeliczana dokładnie po dzisiejszym kursie (sprawdzanym przy nas na stronach internetowych). Jest całkiem sporo bankomatów, z czego te Barclays mają ponoć pobierać 100 SCR prowizji (nie sprawdzałam). Prowizji na pewno nie pobierają bankomaty MCB (dostępne w wielu miejscach, w tym na lotnisku w Mahé). Coraz popularniejsze są też płatności kartą (Revolut się tu sprawdzał dobrze).
Noclegi: Jest wiele prywatnych wysp resortowych, gdzie noclegi zaczynają się od kilku tysięcy euro za noc – dla podróżnych z nieco bardziej ograniczonym budżetem najtańszą opcją są pokoje w guesthousach i miejscach reklamowanych jako „self-catering” – czyli pokojach lub domkach z niewielkimi aneksami kuchennymi. Biorąc pod uwagę ceny jedzenia w restauracjach własna kuchnia może być dużym ułatwieniem, nawet jeśli by tylko robić sobie tam śniadania. Ceny noclegów w takich najtańszych miejscach raczej nie schodzą poniżej 60-80 EUR/noc, a więc jest to dość sporo (chociaż poza sezonem/przy wynajmie na dłuższy pobyt można pewnie zejść niżej). Niemniej, warunki w tych guesthousach są zwykle bardzo dobre – standard to czyste łazienki, klimatyzacja, lodówka i sprzęty kuchenne.
Transport zorganizowany: Seszele to kraj wyspiarski - trzy najważniejsze, największe i najczęściej odwiedzane wyspy (Mahé, Praslin, La Digue) łączą regularne promy pasażerskie. Najważniejszy przewoźnik to Cat Coco (wszystkie wyspy) oraz Cat Roses (tylko dwie ostatnie wyspy). Dodatkowo, między Mahé i Praslin latają samoloty Air Seychelles, kilkanaście połączeń dziennie.
Na Mahé i Praslin funkcjonuje transport publiczny (autobus, bilet na przejazd to 7 SCR), i można nim dojechać w większość miejsc na wyspie – chociaż jeździ chaotycznie, niepunktualnie i tylko do ok 18 wieczorem. Nie zabiera pasażerów z walizkami i dużymi plecorami (nasze 40l + torebki podręczne były OK). Niestety, z powodu pandemii wcale nie zabiera turystów z lotniska na Mahe (zostawiając ich na pastwę taksówkarzy). Na La Digue najlepiej wypożyczyć rower (100-150 SCR/doba) i tak zwiedzać okolicę – nie dość, że to najbardziej wydajny środek transportu, to jeszcze frajda sama w sobie.
Wynajem auta: Nie stanowi większego problemu i jest dobrym pomysłem na zwiedzanie Mahé i Praslin. Wystarczy nasze polskie prawo jazdy (nie trzeba międzynarodowego). Koszt wynajmu to 35-45 EUR/doba, litr benzyny +/- 1 EUR (19-20 SCR). Trzeba jednak pamiętać, że ruch jest tutaj lewostronny, dostępne auta to zwykle automaty, a drogi są wąskie (pobocze w zasadzie nie występuje a krawędź szosy to często skała lub ostry spadek) i do tego często bardzo strome i bardzo kręte.
Internet: Wi-fi jest powszechnie dostępne w hostelach, guesthousach i hotelach; nie orientowałam się jak wygląda sprawa z lokalnymi kartami SIM.
Gniazdka: Druga, po ruchu lewostronnym, pamiątka po panowaniu Brytyjczyków – czyli typ brytyjski. Rzadko widziałam przejściówki w guesthousach – najlepiej mieć je ze sobą.
Kuchnia: Dominuje tutaj seszelska odmiana kuchni kreolskiej. Jej podstawą są ryby, owoce morza, ryż, aromatyczne przyprawy, pikantne sałatki z egzotycznych owoców. Sporo dań grillowanych i potrawek typu curry z dodatkiem mleka kokosowego (wyraźne wpływy indyjskie!). Niestety, jedzenie w restauracjach, choć zapewne całkiem smaczne, zaczyna się od 20-30 EUR za danie, czyli dość sporo – ale trochę taki urok krajów wyspiarskich, gdzie poza tym co się wyłowi, praktycznie wszystko trzeba przywieźć. Opcją dla bardziej budżetowych podróżników są lokaliki typu
take away, gdzie posila się lokalna ludność – ceny oscylują w granicach 70-100 SCR. Jedzenie w tych lokalach to niestety trochę loteria, zdarzały się dania wybitne, przeciętne, i całkiem niesmaczne. Dodatkowy element losowości wprowadza fakt, że menu zmienia się codziennie. Większość, wbrew nazwie, ma stoliki i ławki przy których można zjeść, choć dania podawane są w jednorazowych, kartonowych pojemnikach.
Seszele ponadto produkują swoje piwo – najpowszechniejsza marka to Seybrew (ok. 30 SCR/butelka 270 ml), oraz znany rum Takamaka (butelki od 270 SCR).