Wstęp: Jak czytelnicy odgadli, celem najbliższej podróży są Seszele, które uosabiają powszechne wyobrażenie rajskich wysp jak mało które miejsce na naszej planecie. Znane są praktycznie wyłącznie ze swoich plaż, które od setek innych łach koralowego piachu na morzach i oceanach tego świata, odróżniają granitowe, rzeźbione falami głazy. Poza tym powierzchownym pięknem są one jednak również domem wielu endemicznych gatunków roślin i zwierząt, czyniących z Seszeli biologiczną perełkę. Wielu prominentnych ekologów uważa, że unikatowością czy bogactwem biologicznym nie ustępują np. Galapagos. Choć ten aspekt może nie być tak bardzo doceniony przez szerszą publiczność – wszak wiele z tych endemitów wygląda jak zwykły krzak czy wróbel, - biolog we mnie cieszy się na to bardziej niż na te skały. Co więcej, Seszele w ostatnich dekadach zainwestowały więcej w odtworzenie i ochronę swoich wrażliwych ekosystemów niż większość krajów na świecie, stawiając m.in. na bardziej zrównoważoną turystykę. Taki model wiąże się niestety z większymi kosztami dla przyjezdnych – nie bez powodu Seszele uchodzą na drogi kierunek, jeśli nie wręcz luksusowy. Ale jeśli dostajemy za to piękny, unikatowy i dobrze zarządzany raj na Ziemi – to raz można się na to szarpnąć!
Cel: Pierwsza zagraniczna podróż od ponad roku – kierunek:
Seszele!
Materiały i metody: *Lot kupiony jeszcze w styczniu – w jakimś odruchu desperacji i myślenia życzeniowego, sprowokowany faktem, że Qatar Airways oferował bezpłatne zmiany (poza różnicą wynikającą ze zmiany ceny) i rezygnację z lotu w dowolnym momencie: Warszawa – Doha – Seszele (Mahe) – Doha – Warszawa: 2444 PLN/os.
*Test RT-PCR na Covid-19: 249 PLN (Gyncentrum).
*Health Travel Authorization: 10 EUR (w trybie “normalnym” – teoretycznie procedowanym do 9h, chociaż nasze przyszły po jakichś 2 minutach; tryb “przyspieszony” – do 1h - to 70 EUR!)
*Ubezpieczenie podróżne (pokrywające koszty związane z covidem) – 77,50 PLN.
*Bilet na pociąg Kraków-Warszawa – 120 PLN.
Przebieg: Planowanie podróży w dobie pandemii do łatwych (ani szczególnie tanich) zadań nie należy. Nasze loty były przekładane kilka razy, odwoływane, przywracane – w wyniku wszystkich tych operacji niestety wyjazd się skrócił względem pierwotnego planu o niemal dwa dni.
Wybór padł na Seszele - ze względu na ogłoszone na początku roku ambitne plany szczepień swojej populacji i zapowiedzi, że wraz z osiągnięciem „zbiorowej odporności” będą przyjmować turystów bez kwarantanny (miałam nadzieję, że z czasem dorzucą do tego „bez testów” – ale tak się niestety nie stało….). Cel był realny - kraj ma niespełna 100 tysięcy mieszkańców, dość dobre dochody (jedno z najwyższych PKB na mieszkańca wśród krajów afrykańskich), i dobrze rozegraną dyplomację –Chiny zapewniły swój Sinofarm, a Indie produkowaną na licencji Astrę Zenekę. I faktycznie, szczepienia poszły wartko (na ten moment przekroczono już 70%). Śledząc progres szczepień myślałam – obstawiłam czarnego konia, wakacje są niezagrożone! A tu na początku maja zaczęła wzrastać liczba nowych przypadków, w tym u osób po szczepieniach… Rząd reagował przywracając obostrzenia, obcinając promy. Zamykają swoich obywateli w domach – choć na szczęście (dla nas) - nie granice przed turystami.
Mimo, że normalnie obywatele Polski nie potrzebują wizy, teraz przed wylotem trzeba wypełnić on-line
Health Travel Authorization (HTA). A tam do dostarczenia cała sterta papierów, chińska procedura wizowa by się tego nie powstydziła:
- negatywny wynik tetsu RT-PCR na Covid, nie starszy niż 72h przed wylotem
- ubezpieczenie
- skan paszportu
- zdjęcie
- terminy lotów
- można dorzucić dowód szczepienia na covid, choć nie jest to wymagane
- potwierdzenia rezerwacji hoteli (spośród wykazanych w rządowym rozporządzeniu) na cały pobyt.
I ten ostatni punkt był najbardziej problematyczny, bo promy kursujące między trzema głównym wyspami -
Mahé, Praslin i La Digue zmieniały swój rozkład kilka razy w miesiącu, mocno utrudniając ustalenie jakiegoś planu. I tak ostatnia zmiana rozkładu objawiła się po rezerwacjach, mącąc znowu moją – było nie było – nastawioną na zwiedzanie wizję.
Ale mimo tych wszystkich trudności – udało się, w końcu lecimy! Pendolino do Warszawy, dłuższe niż zwykle procedury przy nadaniu bagażu (sprawdzano HTA, i ogólnie każdemu co potrzeba w jego końcowej destynacji z siatki Qataru), sprawna kontrola bezpieczeństwa (ludzi na lotnisku jak na lekarstwo) i już czekamy na boarding. I co więcej – jak mówi mój „lotniczy pamiętnik”, lot z Warszawy do Dohy będzie moim setnym przelotem!
Bibliografia:Przewodnik Lonely Planet „Mauritius, Reunion, Seszele”
K. Warne, “Seszele odzyskane”, National Geographic Magazine 04/2016
J.S. Holland, “Ratując rafy”, National Geographic Magazine 05/2021