Pełne napięcia oczekiwanie aż załaduje się wynik testu na COVID – i jest, negatywny! To znaczy, że jedziemy! Tylko gdzie? Po długiej przerwie i ja pobawię się w konkurs ;) I prześlę pocztówkę temu, kto zgadnie!
Kilka podpowiedzi…
Kierunek w sumie dla mnie nieoczywisty – pewnie jeszcze kilka lat temu bym go nie rozważała, bo to, z czym się kojarzy, nigdy nie było centralnym punktem moich wakacji. Ale pandemia przeorganizowała wszystkim podróżnicze priorytety, i ważniejsze w doborze destynacji nie jest czy „zawsze marzyłam” by tam jechać, ale czy „da się” tam jechać. Bookując bilety ważne było, by:
1) atrakcje były raczej przyrodnicze, niż muzealno-zabytkowo-kulturowe (ciężej zamknąć las niż muzeum, chociaż jak wiemy - u nas się to udało…),
2) loty łatwo było odwołać lub zmienić, i by były one na jednym bilecie z Polski, ewentualnie z transferem bez opuszczania strefy tranzytowej lotniska,
3) podejście danego kraju do pandemii rokowało - w perspektywie kilku miesięcy - dobrze dla możliwości realizacji podróży.
Ostatni punkt jest w zasadzie jak wróżenie z fusów, kraje otwierają się i zamykają jak w kalejdoskopie, wytyczne wjazdowe zmieniają się z dnia na dzień. Nie mniej, można było poczynić jakieś nieśmiałe przewidywania – o tym na ile trafione jeszcze pewnie napiszę…
No i miało być to miejsce, gdzie mnie jeszcze nie było ;)