Wstęp: Godziny promów z Praslin na Mahe zmieniały się prawie do dnia naszego wyjazdu z wyspy, co bardzo utrudnia planowanie "napiętych", tygodniowych wakacji… Jest jeszcze w prawdzie możliwość lotu między wsypami samolocikami Air Seychelles (kilka-kilkanaście lotów dziennie), ale ta opcja była 2-3 razy droższa niż prom – zdecydowałyśmy się więc skorzystać z ruletki Cat Coco. Nim ruszyłyśmy z Polski jedyny prom z Praslin na Mahe tego dnia miał wypływać o 16, w zasadzie w dniu lotu zmieniono godzinę wypłynięcia na 14, a podczas naszego pobytu na Seszelach kolejno na 8 rano i w końcu na 9… Opuszczamy wcześniej Praslin bez takiego żalu – poza Valle de Mai, która jest miejscem wyjątkowym, nie ma tu szczególnie dużo perełek – plaże, snorkeling – to wszystko można zobaczyć na La Digue, i to nawet lepiej. Niemniej, taka godzina wyjazdu daje nam nieoczekiwanie jeszcze jeden dzień na Mahe (choć na przysłowiowych „walizkach”), na który nie miałyśmy dobrego pomysłu…
Cel: Jedna z najmniejszych stolic świata -
Victoria.
Materiały i metody: *Paliwo na Praslin: +/- 20 SCR/litr; objazd Praslin z poprzedniego dnia to jakieś 4.5-5l.
*Prom Cat Coco Praslin – Mahe: 950 SCR.
*Wstęp do ogrodu botanicznego w Victorii: 150 SCR.
*Warta polecenia kawiarnia w Victorii – „Taste of Italy”, przy targowej ulicy – prowadzona przez Włocha, z dobrą pizzą (kawałek od 30 SCR na wynos), kawą, lodami, robionymi na miejscu makaronami. Czynne jedynie do 16:00.
*Całodzienne przetrzymanie bagażu w taksówce i przejazd wieczorem na lotnisko: 500 SCR.
Przebieg: Pierwszą kwestią, którą trzeba było się zająć po przypłynięciu na Mahe, była przechowalnia bagażu. Szybko jednak okazało się, że ta na przystani Cat Coco nie funkcjonuje, a najbliższa jest na lotnisku. Z pomocą przychodzą jednak lokalni taksówkarze, którzy oferują całodzienne przechowanie bagażu w bagażniku ich samochodu i późniejszy przejazd na lotnisko o umówionej godzinie. Opcja trochę niespotykana, na początku miałyśmy pewne obawy, by tak powierzyć nasz dobytek losowemu taryfiarzowi – ale nie było w sumie innej sensownej opcji (poza wynajęciem samochodu i trzymaniem bagażu przy sobie – jednak nie było chętnych, by podjąć się tego zadania na znacznie bardziej ruchliwych i krętych drogach Mahe ;). I faktycznie, wieczorem taksówkarz był gdzie miał być (jeszcze z kilkoma dodatkowymi walizami w bagażniku) – wygląda na to, że to tu „oficjalny” sposób radzenia sobie z brakiem przechowali bagażu…
Stołeczne miasto Seszeli, maleńka
Victoria, ma jakiś taki wyspiarski charakter i prowincjonalny urok. Kilka ładniejszych, kolonialnych budynków, przypominjąca małego, srebrnego Big Bena wieża zegarowa przy centralnym rondzie (kolonialny prezent od Anglików, z okazji przejęcia wysp w posiadanie na początku XX. wieku). Katedra z przyćmiewającym ją Domusem (domem księży), hinduistyczna świątynka, chińska pagodka, meczet – choć społeczeństwo Seszeli to w ponad 90% rzymscy katolicy, jak przystało na miejsce na skrzyżowaniu morskich, handlowych szlaków, ma niewielkie, żyjące w zgodzie, mniejszości etniczne. Chyba najciekawszym miejscem jest jednak mały, kryty
targ, pełen owoców, warzyw, ryb i przypraw. Na piętrze są sklepy z pamiątkami i jakaś kawiarnia. Jak na było, nie było, targ afrykański, jest całkiem schludnie i porządnie, ale nie bez lokalnego kolorytu.
Obejście centrum z przyległościami, niespieszny posiłek, jakieś pamiątki, jakieś pocztówki – to wszystko zajmie powolnemu spacerowiczowi może 3 godziny. Popołudnie spędzamy w
ogrodzie botanicznym - nie ma niestety w nim nic szczególnie ciekawego czy nowego, wygląda to bardziej jak zadbany park miejski (a cena jest wygórowana), ale można jeszcze raz popatrzeć na
coco de mer i żółwie olbrzymie, oraz spędzić czas wśród zieleni i ptasich trele. Inną opcją na popołudnie byłoby pojechanie na jakąś plaże, np. do odwiedzonej przez nas pierwszego dnia Beau Vallon – i może szkoda, że tak nie zrobiłyśmy. Tym bardziej, że można by tam się jeszcze wykąpać bez konieczności spędzenia kilkunastogodzinnej podróżny w stanie „osolonym” - jak się później okazało, na lotnisku w Mahe jest darmowy, elegancki prysznic… No ale mądry Polak po trabancie, ostatnie godziny słońca spędzamy w okolicach mariny – szukałyśmy nawet polecanego przez Louisa pubu, ale niestety nie udało się nam go namierzyć. Znalazłyśmy inną spelunkę, zamieniając ostatnie wolne rupie na ostatnie, zimne Seybrew podróży. Koło godziny 18 praktycznie wszystko się w Victorii zamyka i miejsce wygląda na wymarłe. Nie wiem, czy to covid (obowiązuje tu godzina policyjna, ale dopiero od 23:00), czy po prostu taki urok…
==============================================
EPILOGOstatnie godziny na seszelskiej ziemi spędziłyśmy już na lotnisku - i tak było bardziej żywe niż stolica. Gdy lądowałyśmy tu pierwszego dnia, wychodząc z międzynarodowego terminala, nie miałyśmy o tym porcie lotniczym zbyt dobrego zdania. Miejsce przestarzałe i prowincjonalne, niby tu i tam „kolonialne” drewno i biała stolarka, ale raczej surowy beton – nie wyglądało to zachęcająco. Ale teraz zaszłyśmy lotnisko od strony nowego terminala lotów krajowych (który obsługuje tylko jedną trasę między Mahe i Praslin) – i to zupełnie inna historia! Przyjemne kawiarnie (i ceny zbliżone do tego, co jest „na mieście”), prysznic, jasno, czysto, nowocześnie. Po pobieżnej kontroli bezpieczeństwa zachęca całkiem bogata oferta butików i duty free – tutaj warto zaopatrzyć się w narodowy rum Takamaka (ceny nieco niższe niż na mieście, a do tego butelki 1l zamiast 0.7l) – i wszystko czynne do północy, a nawet później.
Loty były spokojne i punktualne, samolot z Seszeli znowu pustawy, ale ten do Warszawy prawie pełny. Po lądowaniu są „bonusy” dla zaszczepionych z biometyrycznymi paszportami unijnymi – opcja znacznie szybszej, automatycznej kontroli paszportowej, no i brak konieczności robienia testu, by uniknąć kwarantanny.
Ps. Dziękuję wszystkim śledzącym naszą wyjątkowo punktualnie opisywaną podróż na mały, wyspiarski kawałek raju! A już za trzy tygodnie ruszam w kolejną podróż – nim czwarta, piata i dziesiąta fala pandemii pokrzyżuje plany. Znowu na wyspę, ale taką, która nie mogłaby się bardziej różnić od Seszeli….