Wstęp: Choć rajski plaże to wizytówka i zasadniczy atut Seszeli – same w sobie by mnie nie zwabiły. To, co od początku mnie ciekawiło, to liczne przyrodnicze ciekawostki, rzadkie perełki i endemity, które sprawiają, że Seszele są czasem nazywane Galapagos Oceanu Indyjskiego. Dzień zaczynamy od poszukiwań podwodnych skarbów…
Cel: Faunistyczne skarby Seszeli – te pod wodą, i te nad wodą…
Materiały i metody:* Półdniowa wycieczka motorówką na snorkeling – 55 EUR (byłyśmy jedynymi osobami na tej wycieczce, więc cena nie była do negocjacji). Są tańsze opcje, gdyby trafić na większą grupę i nieco okrojony program (pewnie w okolicach 42-45 EUR), ale teraz nie ma za wielu turystów. Mimo nieco wyższej ceny z czystym sumieniem możemy polecić Nedy’ego i jego wycieczkę z Lizzy Boat Charter!
Przebieg: Równo o 9.30 okrętujemy się na niewielkiej, ale mocarnej motorówce – jako jedyne uczestniczki porannego snorkelingu. Nasz kapitan i przewodnik – Nedy, szczyci się swoim zaangażowaniem w organizowane wycieczki – nie tylko zabiera ludzi w określone punkty, ale też sam wchodzi do wody z fajką, szuka zwierząt i wskazuje je turystom, a nawet pomaga w walkach z silnymi prądami, ciągnąc ich (wczepionych w ratunkowe kółko) po malowniczych zatoczkach. I faktycznie, wszystko co mówił było prawdą, a z jego pomocą skreśliłam z „bucket list” jedno marzenie – pływanie z morskimi żółwiami! Pierwszy przystanek, koło
Grande Soeur - po dłuższej chwili pływania nad stadami ryb i rumowiskiem rafy – Nedy wskazuje przyczajonego przy dnie
żółwia szylkretowego. Piękno i spolegliwość tych gadów niestety nie przyniosły im niczego dobrego. Jest to gatunek krytycznie zagrożony, przez połowy do celów konsumpcyjnych (Chiny, Japonia…) oraz do produkcji ozdób z szylkretu (mimo przyjętych przez większość krajów zakazów). Tutaj jednak żółwie szylkretowe mają swój spokojny zakątek na ziemi, nie boją się ludzi. Nedy spłynął kilka metrów na dno, i delikatnie zachęcił zwierzę to wynurzenia – w parze unieśli się powoli w stronę powierzchni. Chwilę z nami popływał, wdzięcznie pozował do zdjęć, i spłynął dostojnie znowu na dno… To była czysta magia!
Kolejny postój, przy
Petite Soeur - tutaj gwoździem programu były granitowe skały – tym razem oglądane z podwodnej perspektywy. I tak widziane są nie mniej imponujące. Strome bloki urywają się, i za podwodną skarpą spadają kilka metrów w dół. Pełno ryb chowa się w skalnych szczelinach, bloki nieśmiało porastają odradzające się tu i ówdzie koralowce, widać czarne kupki jeżowców. Na dnie znowu przyuważyliśmy żółwia – ten był jednak młodszy, bardziej nieśmiały, nie zaszczycił nas swoją obecnością na powierzchni.
Dalej już tylko minęliśmy
Ile de cocos - to lubiany punkt snorkelingowy, ale tym razem fale były zbyt silne, by można było bezpiecznie się zanurzyć. Ostatni punkt programu – spokojne wybrzeże wyspy
Felicite. Usiana prywatnymi rezydencjami możnych tego świata (zwłaszcza ponoć popularna wśród piłkarzy), nie można wyjść na brzeg, ale można snorkelować. W płytkich wodach straszy szkielet rafy – niestety, ponad 20lat temu Seszele straciły większość swoich raf – przez cieplenie klimatu i fale tsunami. Niestety, koralowce to dość delikatne zwierzęta, które przypominają bardziej stoickie rośliny. Choć blisko spokrewnione z meduzami, obrały zgoła inną strategię życiową – polipy większości koralowców tworzą osiadłe kolonie, a ich szkielety współtworzą rafy koralowe. Zachwycają nas ich zróżnicowane kształty – gałązkowe, masywne, warstwowe, liściaste; piękne mogą też być ich kolory - które zawdzięczają symbiotycznym glonom. To korzystne partnerstwo, w którym glon absorbuje dwutlenek węgla (lokalnie podnosząc pH i ułatwiając budowę węglanowego szkieletu korali) i dzieli się z dającym mu schronienie koralowcem wyprodukowanymi na drodze fotosyntezy składnikami odżywczymi. Niestety, w pewnych warunkach związek staje się toksyczny, i glony dostają nakaz eksmisji. Powodować to mogą różne zewnętrzne stresory, najważniejszy to wzrost temperatur – wystarczy zaledwie o jeden stopnień. Podnosi się wydajność fotosyntezy, powstaje więcej tlenu ale też i wolnych rodników. Dawny sprzymierzeniec zatruwa koralowca, i ten pozbywa się partnera – zjawisko zwane
bieleniem koralowców obserwuje się teraz na całym świecie Proces jest do pewnego stopnia odwracalny – przy poprawie warunków, glony mogą znowu zasiedlić komórki koralowca. Jeśli jednak współpraca nie zostanie przywrócona wystraczająco szybko koral obumrze, i jego biały szkielet porosną wodorosty, z rafy wyniosą się inni lokatorzy, a opustoszałe, martwe rumowisko jest jednym z najsmutniejszych obrazków podwodnego świata.
Śmierć nawet jednej rafy ma katastrofalne skutki; ekosystemy te stanowią źródło nawet jednej czwartej całego oceanicznego życia. Rafy są niezbędne człowiekowi: chroni wybrzeża przed sztormami, wspierają rybołówstwo i wabią turystów. Eksperci szacują, że ponad pół miliarda ludzi czerpnie z nich bezpośrednie korzyści, gdyż rafy wnoszą dziesiątki miliardów dolarów rocznie do światowej gospodarki dzięki samej turystyce. Tymczasem wartość raf koralowych dla ludzkiej psychiki – płynąca z obcowania z nimi lub po prostu ze świadomości, że istnieją – jest z pewnością nie do oszacowania.J.S. Holland, “Ratując rafy”, NG Magazine 05/2021
Choć przeważa tu smutne rumowisko, ciągle pełno bajecznie kolorowych ryb. Gdzieniegdzie widać też żywe korale – może to znak zmian na lepsze. Na sam koniec, już na dowiedzenia – nie wierzę, żółw numer trzy. Ten sam przypłynął z głębi, i chwilę majestatycznie pływał tuż przy mnie – praktycznie na wyciągnięcie ręki…
CDN.