Wstęp: Przyszedł czas, żeby pożegnać się z rajskimi plażami i turkusową wodą wysepek Phi Phi – na szczęście nad archipelagiem akurat zebrały się czarne chmury i zaczął padać deszcz, więc trochę mniej było żal wyjeżdżać… Ostatnią noc podróży (przynajmniej – ostatnia noc w Azji Południowo-Wschodniej) spędzimy w centrum wyspy Phuket, w miasteczku o tej samej nazwie – będącym stolicą całej, wyspiarskiej prowincji.
Cel: Ostatnie pamiątki, ostatnie zakupy w
Phuket.
Materiały i metody: *Nocleg: Lub Sbuy Hostel, 83/79-80 Phang-nga Road, Phuket: 600 THB/pokój z łazienką i klimatyzacją, duży i czysty. *Transport: z przystani promowej Rassada Pier (skąd przypływają promy z Phi Phi) nie widzieliśmy niestety publicznych autobusów, choć niektórzy twierdzą, że są. W jednym z minivanów rozwożących turystów udało nam się wytargować przejazd pod hostel (okolice Bus Terminal 1) za 150 THB/2os (zwykle chcą 100 THB/os), a ostatecznie zapłaciliśmy 120 THB/2os bo kierowca nie miał wydać… *Transport na lotnisko: żółty autobus jedzie z Bus Terminal 1 na lotnisko (terminal „domestic”, trzeba kawałeczek przejść na „international” – 100 THB/os. Jedzie trochę ponad godzinę, odjeżdża co godzinę. *Jedzenie: taki mały pro-tip dla osób, które naprawdę nie będą chciały jeść zupy z noodlami na śniadanie, a nie chcą wydawać majątku na kanapkę w eleganckich kawiarniach dla turystów – w 7eleven są tosty po 25 THB, przypiekane na miejscu w tosterach/sandwicherach – może i jedzeniowy odpowiednik hot-dogów z Żabki, ale żałuję, że tak późno to odkryłam!
Przebieg: Phuket, największa wyspa Tajlandii, jednocześnie najbogatsza prowincja kraju – która swoją pozycję zawdzięcza dochodom płynącym z turystyki. Jako turystyczna destynacja jest jednak dość kontrowersyjna, obok Pattayi często utożsamiana jest bowiem z tym, co w tajskiej, masowej turystyce najgorsze. Mając więc w głowie wyobrażenie imprezowych kurortów nie miałam żadnych oczekiwań wobec naszego krótkiego pobytu. Chciałam się tylko porządnie wyspać przed powrotem i kupić ostatnie pamiątki, najlepiej w cenach nieco tańszych niż te na Phi Phi. Jakież było moje zaskoczenie, gdy weszliśmy w dość senne uliczki Starego Miasta Phuket – które okazały się nie dość, że faktycznie stare (okazuje się, że jest to jedno z najstarszych miast Tajlandii!), to jeszcze urocze. Kolonialny klimat, niemal jak w Ameryce Łacińskiej – kolorowe fasady, jasne tralki, okiennice. Unikatowy styl chińsko-portugalski, który rozkwitał przy prężnej gospodarce wyspy od XVI wieku. Wtedy była oparta głównie o wydobycie cyny, potem produkcję gumy (do dziś w wielu miejscach można zobaczyć plantacje kauczuku). Od dawna ważnym elementem prosperity był także handel, miasto było jednym z ważniejszych portów na handlowych drogach łączących Indie i Chiny. Dumni z tego dziedzictwa włodarze miasta pracują ponoć nad wnioskiem o wpisanie starówki na listę UNESCO, choć jest to już raczej przesadne myślenie życzeniowe...
Co zaskakujące, turystów było jednak jak na lekarstwo, nieliczni odwiedzający z Azji i Rosji. Pewnie sytuacja wygląda zupełnie inaczej w plażowych miejscowościach nadmorskich, jak choćby (nie)sławne Patong – ale tutaj ciężko było nawet o porządne stoisko z pamiątkami. To z kolei mocno kolidowało z naszymi szeroko zakrojonymi planami uzupełnienia ostatnich wakacyjnych suwenirów… Raz po raz zaczepiali nas jednak taksówkarze (Phuket ma najbardziej hermetyczną mafię taksówkarską w całej Tajlandii, nigdzie ceny nie są tak absurdalne, każdy przejazd po mieście to min. 200 THB, i sporo więcej do plażowych noclegowni), proponując przejazd na tajemniczy „Nocny Targ”. Faktycznie kawałek od centrum, ale byliśmy zdeterminowani, by nie zasilić ich mafijnych portfeli – raźne 20 minut marszu, i trafiliśmy do miejsca, gdzie ewidentnie schowali się wszyscy turyści z całego Phuket. Spory targ, głownie tekstylia i elektronika, sporo kosmetyków, ale też odpowiednia reprezentacja pamiątek i szeroki wybór stoisk z jedzeniem – cała Tajlandia w pigułce, jak wielkie, komercyjne podsumowanie podróży. Ostatnie pad thaie, sajgonki, owoce i koktajle… Będzie nam tego szybko brakować!