Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Syjamu i Indochin (2019)    W drodze do Kambodży
Zwiń mapę
2019
22
lis

W drodze do Kambodży

 
Kambodża
Kambodża, Bavet
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11865 km
 
Wstęp: Kończy się nasza przygoda z Wietnamem – było szybko, może nawet było trochę „po łebkach”, gdy czasowe ograniczenia łataliśmy zorganizowanymi wycieczkami. Myślę, że należałoby poświęcić koło 3 tygodni, by Wietnam zrobić na spokojnie – zahaczyć o dalszą, górską północ (np. Sapę), poświęcić więcej czasu regionowi Ha Long i delcie Mekongu. Ale prawdę mówiąc, nie czujemy wielkiego niedosytu. Szykujemy się na nowy kraj: 230 km dzielące Sajgon i Phnom Penh pokonujemy autobusem; miało to sprawę ułatwić, a poważnie napsuło krwi… Z planowanych 6 godzin podróży (i tak sporo na tak krótki dystans, i to po płaskim….) - zrobiło się 9, z czego dwie straciliśmy stercząc na granicy. Dawno (jeśli kiedykolwiek) nie widziałam tak obscenicznie jawnej korupcji, i to sięgającej wysoko, wysoko, przynajmniej do dwóch belek i dwóch gwiazdek wietnamskich celników… Obyczaje są dziwne, jeden z obsługi autobusu zbiera nasze paszporty + po 35$ na wizę kambodżańską (powinno być 30$...) – nie podoba nam się to zbytnio, ale wszyscy karnie oddają, oddajemy i my. Całe stosy tych paszportów lądują w okienkach celników, a zdezorientowani pasażerowie kilku innych autobusów kręcą się po sali odprawy paszportowej, z obawą wypatrując swoich dokumentów. Nikt nie stoi w kolejce, za czerwoną linią – tłum prze na okienka. Mówią nam, że za e-wizę wietnamską należy się 1$ za pieczątkę wyjazdową. Pierwszą godzinę odmawiamy, widząc jednak jak inni przechodzą kapitulujemy. Zresztą każda osoba, nawet indywidualnie przechodząca granicę, podaje do okienka paszport z banknotem – sądząc po kolorach banknotów, tak 50 -100 000 VND. Już za okienkami, bez żadnej żenady, kasa jest rozdzielana pomiędzy celników i kierowców autobusów – pliki banknotów przechodzą z rąk do rąk… Może jacyś inni turyści znajdą w sobie Dawida, który będzie się mierzył z tym Goliatem korupcji – ale to nie byliśmy my… Dla odmiany, po stronie kambodżańskiej, wszystko idzie bardzo sprawnie - po kilku minutach mamy zieloniutką wizę i możemy ruszać. Przynajmniej tyle spokoju może kupić całe 5$ łapówki…

Cel: Królestwo Kambodży!

Materiały i metody: *Przejazd z Ho Chi Minh do Phnom Penh: 235 000 VND/10$, firma Kumho Samco – którą szczerze odradzamy… *Wiza: teoretycznie kambodżańska wiza on arrival kosztuje 30$, jednak nie wiem ilu zapalczywym podróżnikom udało się faktycznie tyle zapłacić na przejściu lądowym Moc Bai/Bavet… Standardem jest dodatkowe 5$, od nas jeszcze wciągnięto po 1$ za pieczątkę wyjazdową z Wietnamu…
*Waluta: Wietnam - Đồng, VND; 1 PLN = +- 6 000 VND; Kambodża: teoretycznie riel kambodżański, KHR, w praktyce płaci się głownie dolarami - 1 USD = 4 000 KHR.

Przebieg: Zmęczenie i wściekłość przysłoniły ekscytację, która zwykle towarzyszy nam przy wjeździe do nowego kraju… Kilka kolejnych godzin drogi do stolicy, Phnom Penh, dało nam czas by lekko ochłonąć – i przygotować się do kolejnego etapu podróży. A nie wszystko będzie takie piękne i przyjemne – to właśnie Kambodża, a nie Wietnam (mimo, że był targany wieloletnimi wojnami w II. połowie XX. wieku) ma najbardziej brutalną historię współczesną. Choć miałam przecież mgliste pojęcie o ludobójstwach w tej części świata, tematyczne lektury przed nasza podróżą uzmysłowiły mi jak wyjątkowo tragiczna jest ta najnowsza historia Kambodży. Z trudem brnęłam przez kolejne fakty i liczby, jednak czułam, że jestem w jakiś szczególny sposób winna obywatelom Kambodży odrobić tę trudną lekcję. Tutaj moje zadanie domowe (a kogo historyczne wstawki nużą, może już zakończyć czytanie ;)).

Preludium – amerykańska „interwencja” – pierwsza połowa lat 70.. Zwrot sytuacji w Kambodży nastąpił po zamachu stanu w 1970 roku, prawdopodobnie największym politycznym błędzie USA w regionie. Reżim Czerwonych Khmerów i dojście do władzy Pol Pota – bez amerykańskiej interwencji historia pewnie potoczyłaby się zupełnie inaczej. Amerykanie zaangażowali się zbrojnie, by uchronić ten azjatycki półwysep przed komunizmem – a (przynajmniej w przypadku Kambodży) to dokładnie ich działa umożliwiły wcześniej niepopularnej partyzantce spektakularne przejęcie władzy. Podobny sukces jak w ‘wojnie z terroryzmem’ w Iraku, która dała światu ISIS…

Kambodża jeszcze pięć lat temu była [1970], jak na warunki azjatyckie, bogata. Nikt nie pamięta, aby ludzie kiedykolwiek umierali tu z głodu, a pola ryżowe, zatapiane przez wylewający w porze deszczowej Mekong, produkowały więcej zboża, niż potrzebowało siedem milionów mieszkańców. Sihanouk rządził krajem na wzór renesansowego władcy choć zrezygnował z tytułu królewskiego aby iść z duchem czasu. Przez całe lata z wielką zręcznością umiał utrzymać Kambodżę z dala od wojny. Jego receptą była neutralność, formalnie respektowana przez wszystkich, choć w praktyce – przez nikogo. Wietkong i Wietnamczycy z Północy używali stref przygranicznych Kambodży do przesyłania zaopatrzenia do Wietnamu Południowego, Amerykanie zaś bombardowali ich swoimi B-52, fałszując potem sprawozdania z misji, które miały pozostać tajne nawet dla Kongresu Stanów Zjednoczonych. Jako, że wszystko działo się na odległych i odludnych terenach kraju, a Kambodżanie na tym nie cierpieli, Sihanouk milczał. Jego troską była wówczas raczej mała partyzantka, która oskarżała go o korupcję, i próbowała, bez szczególnego powodzenia, zdobyć sojuszników wśród wiejskiej ludności.

To Sihanouk nazwał ich „Czerwonymi Khmerami”. […] Z początku do Czerwonych Khmerów należeli członkowie starych kadr kambodżańskich, którzy walczyli przeciwko Francuzom u boku Vietminhu. W 1967 roku przyłączyli się do nich młodzi intelektualiści z Phnom Penh, znużeni reżimem indywidualisty i ekscentryka Sihanouka. Wśród tych ostatnich znalazł się Khieu Samphan, ekonomista i absolwent Sorbony. Wstąpił do partyzantki, aby uciec prze tajną policją, której Sihnaouk kazał go zamordować.

W 1970 roku partyzantów Kambodżańskich było nieco ponad trzy tysiące. Kontrolowali małą część terytorium. Obecnie [1975] mają wojsko składające się z co najmniej sześćdziesięciu tysięcy żołnierzy i kontrolują 90 procent kraju. Gdyby nie zamach stanu, Czerwoni Khmerzy jeszcze dziś znajdowali by się na marginesie, jednak Amerykanie nie zauważyli niebezpieczeństwa. Uznali, że aby wygrać wojnę w Wietnamie, trzeba wykurzyć Wietkong z jego „twierdz” kambodżańskich. Zdając sobie sprawę, że Sihanouk nie pozwoli na przesłanie oddziałów US Army do Kambodży, postanowili go wyeliminować. […]18 marca 1970 roku marszałek Lon Nol przejął władzę, zebrał siły kambodżańskie przeciwko Wietkongowi oraz dał zgodę na wkroczenie Amerykanów i Południowych Wietnamczyków do Kambodży.

Sihanouk, schroniwszy się Pekinie, nie miał innego wyboru niż zaoferować swoją pozycję na scenie międzynarodowej i w kraju niedawnym nieprzyjaciołom, Czerwonym Khmerom, którzy od tej chwili zaczęli uznawać go za symbol zjednoczenia narodowego. […]

Interwencja amerykańska okazała się całkowitym fiaskiem. Oddziały Stanów Zjednoczonych i Sajgonu ponosiły porażkę za porażką, a sama ich obecność w Kambodży podsycała ducha nacjonalizmu, przyczyniała się do sukcesów politycznych Czerwonych Khmerów, dla których poparcie wśród chłopstwa ogromnie wzrosło. Przez lata Amerykanie ze swoich B-52 nękali nalotami dywanowymi tereny kontrolowane przez partyzantkę, ale było tak, jakby w każdym leju po bombie rodził się nowy bojownik.

Tiziano Terzani, ‘W Azji’ [Phnom Penh, 1975]

Amerykanie zaprzestali nalotów dywanowych w połowie 1973 roku, jednak wciąż starali się przez kambodżańskie okno kontrolować sytuację w Indochinach – po tym, jak oficjalnie wycofali się wietnamskimi drzwiami. Ze wsparciem dostarczanym przez USA mostem powietrznym, rząd Lon Nola trzymał Phnom Penh jeszcze niemal przez dwa kolejne lata.

W tym czasie wszyscy byli ciekawi Czerwonych Khmerów, a duża część była ich zwolennikami. Tajemnicza partyzantka nie dbała o public relations tak jak Wietkong – walczyli w milczeniu. Przyjmowało się, że w razie ich zwycięstwa, do władzy wróci Sihnaouk. Nie było pewności, kto przewodzi partyzantom, choć przypuszczano, że to Khieu Samphan – wcale nie zabity w 1967 roku, szanowany ekonomista z dyplomem z Sorbony, błyskotliwy marksistowski intelektualista uważany za jedynego uczciwego polityka dawnego rządu Sihnaouka. Od samego początku raz po raz docierały doniesienia o szczególnym okrucieństwie Czerwonych Khmerów, które pro-amerykański rząd natychmiast rozpowszechniał. I właśnie dlatego ludzie nie chcieli w to wierzyć, biorąc to za kłamliwą propagandę Lon Nola…

Zmiana warty – Kambodża Czerwonych Khmerów – druga połowa lat 70. W końcu jednak Francuzi ewakuowali swoją liczną społeczność, Amerykanie posłali śmigłowce po swoich ambasadorów i tajnych pracowników CIA, przerwano most powietrzny z zaopatrzeniem – i 17 kwietnia 1975 roku Czerwoni Khmerzy przejęli stolicę. Zabarykadowali się w swoim państwie – proklamowanej Demokratycznej Kampuczy, na które zapadła kurtyna milczenia. Nie wpuszczono do niego żadnych niezależnych obserwatorów, a nieliczne delegaci sympatyzujących rządów wiedzieli tylko to, co chciano im pokazać – jak w dzisiejszej Korei Północnej. Dla międzynarodowej opinii publicznej reżim był nie mniej tajemniczy, jak jego twórcy. Przez pierwsze lata nie było wiadomo kto jest u władzy, jaka jest oficjalna ideologia. Uciekinierzy mówili, że trzeba słuchać wszechwładnej Angkar Loeu, która okazała się tajną organizacją na szczycie Komunistycznej Partii Kambodży. Imię Pol Pot pojawiło się dopiero w 1976 roku, a to, że rządzi państwem, stało się jasne dopiero 1977.

Kolejne fale uchodźców niezmiennie przynosiły przerażające opowieści o okrucieństwie Czerwonych Khmerów, jednak wiele światowych środowisk – często lewicujących i wciąż jeszcze oburzonych wieloletnią interwencją kapitalistycznej Ameryki - traktowała je sceptycznie. Nie było międzynarodowej interwencji, nikt nie ruszył na pomoc Kambodży – wręcz przeciwnie, uznano Pol Pota i Czerwonych Khmerów za prawowity rząd, z reprezentacją w ONZ. Krwawe panowanie przerwali Wietnamczycy – napięcia między tymi krajami rosły od zdobycia Phnom Penh w 1975, i w 1978 przerodziły się w regularną wojnę - III wojnę indochińską XX wieku. Kambodża Czerwonych Khmerów, wspierana przez Chiny, poddała się grupie szkolonych w Wietnamie khmerskich rebeliantów i regularnym wojskom Hanoi. W styczniu 1979 roku powtórzyła się sytuacja z 1975 – tylko zamiast republikańskiego rządu Lon Nola stolicy bronili Czerwoni Khmerzy, miejsce Amerykanów zajmowali Chińczycy, a rolę khmerskich partyzantów przejęli Wietnamczycy.
Gdy wkroczyli do zrujnowanego kraju, znów mogli się do niego dostać także zagraniczni obserwatorzy i dziennikarze. Przerażająca tyrania Czerwonych Khmerów stała się niezaprzeczalnym faktem – ogrom przymusowe pracy, ludobójstwo, głód i choroby wycieńczonej populacji, miliony ofiar bestialsko zatłuczonych na śmierć, by „nie marnować kul”. Czy Świat chociaż wtedy rzucił się wymierzać sprawiedliwość makabrycznym ludobójcom, jak w procesach norymberskich po II Wojnie Światowej? Nie, wręcz przeciwnie – potępiono Wietnam za naruszenie suwerenności innego kraju, a zepchnięta do dżungli partyzantka Czerwonych Khmerów dalej miała swoje miejsce w radzie ONZ.

Po końcu świata – lata 80. Wietnamczycy jak weszli do Kambodży, tak już w niej zostali. Oficjalnie, by Pol Pot, który z bandą popleczników ukrył się w górach, nie mógł powrócić do władzy. I choć było to częściowo uzasadnione, to Wietnamczycy od dawna chcieli mieć decydujący głos w polityce Półwyspu Indochińskiego – a to była doskonała okazja do zapewnienia sobie wpływu w Kambodży. Mieszkańcy umordowanego kraju uznali, że „gdy dom się pali, to i powódź jest mile widziana”, ale z czasem znów zaczęły się tworzyć kolejne grupy partyzanckie, starające się obalić wspierany przez Hanoi rząd. Niedobitki Czerwonych Khmerów, republikańska partyzantka wspierana ponownie przez USA i niektóre kraje zachodnie, monarchistyczna grupa Sihanouka – znów prowadziły podjazdową wojnę domową z pro-wietnamskim rządem Ludowej Republiki Kampuczy. Sytuację na półwyspie pogarszał fakt, że USA nie wypłaciło Wietnamowi i Kambodży reperacji wojennych, i jeszcze nałożyła na nie embargo, hamując rozwój gospodarczy w latach 80. Również dotacje ZSRR zaczęły się kurczyć, gdy Gorbaczow, w obliczu bankructwa ZSRR, nie mógł już dalej dotować ideologicznych przysiółków komunizmu. Pod koniec lat 80. Wietnam wycofał swoje wojska. Gdy u nas upadał komunizm, kambodżański wydmuszkowy socjalizm Ludowej Republiki stał się galopującym kapitalizmem, w którym wszystko było wolno. Przywrócono własność prywatną, rozdzielono ziemię między chłopów – i w szybkim tempie rosły nierówności społeczne.

Szklane domy i znowu fiasko - lata 90. W 1991 r. w Paryżu, pod egidą Narodów Zjednoczonych, pro-wietnamski rząd Ludowej Republiki Kampuczy z Hun Senem na czele (w 1970 dołączył do Czerwonych Khmerów i walczył przeciwko Lon Nolowi, w 1977 zdezerterował do Północnego Wietnamu i wrócił do Kambodży ze zbrojną ofensywą wietnamską z 1978-79), zawarł porozumienie pokojowe z partyzanckimi frakcjami. Zakończyła się trwającą od 1978 wojna domowa. Do kraju wrócił Sihanouk – dalej powszechnie uwielbiany „król-bóg-ojciec”. Rada Bezpieczeństwa ONZ utworzyła Tymczasową Administrację ONZ w Kambodży - UNTAC, która miała wspierać kraj w drodze do demokracji – rozbrojenie walczących partyzantów, repatriację uchodźców, spis ludności, demokratyczne wybory. Kambodża, przyzwyczajona od połowy XIX wieku do obcych rządów – przyjęła UNTAC z ulgą, pokładano w niej wielkie nadzieje. Nawet dzieci w tym czasie nazywano Un Tac. Na UNTAC składali się m.in. akademicy, prawnicy, politolodzy, planiści z całego świata- mieli zaplanować piękny, nowy świat. Napisali nowe prawa, mieli zapewnić „bezwzględnie neutralne” wybory. I nikt się nawet nie oburzał, że władza ma zostać podzielona między wszystkie zwaśnione frakcje – w tym Czerwonych Khmerów. Nikt nie rozliczył ich zbrodni, nie postawiono ich przywódców przed trybunałem. Wrócili do Kambodży w garniturach, i nawet zapewniono im ochronę – po tym, jak ludność chciała zlinczować Khieu Samphana. Większość, w tym Pol Pot – zmarła później spokojnie w swoich łóżkach. Miała to być wersja polityki „grubej, czerwonej kreski” i narodowego pojednania – choć fakt, że nikogo wtedy nie pociągnięto do odpowiedzialności za śmierć milionów ludzi i dewastację całej kultury jest oburzający.

Przez kolejne lata nadal śledziłem losy Kambodży, aż do chwili, gdy ten kraj stał się rażącym dowodem na to, że na świecie nie ma sprawiedliwości, że ludzkość utraciła moralną zdolność do oburzenia i choć życie triumfuje w końcu nad śmiercią, dzieje się to w najbardziej prymitywny i okrutny sposób.
Titiano Terzani, ‘Duchy. Korespondencja z Kambodży’ (1992)

Wtem, przed planowanymi wyborami – Czerwoni Khmerzy wycofali się z porozumienia. Nie rozbroili swoich partyzantów, nie wystawili kandydatów, znów chcieli walczyć. Mimo to, wybory odbyły się w maju 1993 roku i były prawdziwym świętem. Wygrała bezbronna (dosłownie) partia księcia Ranariddha, syna Sihanouka – jednak nie mogła rządzić sama, w obliczu militarnego zagrożenia ze strony Czerwonych Khmerów. Władzy również nie chciał oddać rządzący do tej pory Hun Sen, więc powstał kuriozalny rząd koalicyjny pomiędzy nim a Ranariddhem, gdzie spore wpływy zachował Sihanouk. Taka sytuacja nie mogła utrzymać się długo, już w 1997 roku Hun Sen dokonał zamachu stanu i przejął pełnię władzy. Międzynarodowa opinia publiczna pogroziła palcem, wstrzymała zapomogi – więc Hun Sen zmiarkował, że trzeba to zrobić pod płaszczykiem demokracji. W 1998 przeprowadził wybory (zapewne sfałszowane), oczywiście je wygrał, i spokojnie już mógł rządzić Królestwem Kambodży...

Kambodża dziś – XXI wiek. Politycznie zaskakująco niewiele zmieniło się w Kambodży od końca ubiegłego wieku… Krajem dalej rządzi Hun Sen – w 2019 roku wygrał wybory. ONZ nie wtrąca się już w szemraną demokrację kraju – nie wyszło by im na zdrowie ani wizerunkowo (po olbrzymiej i szalenie kosztownej misji UNTAC – trudno byłoby przyznać się do porażki), ani gospodarczo (globalna gospodarka kapitalistyczna, a zwłaszcza przemysł odzieżowy, znalazły tam przecież spokojne niebo wyzysku pracowników). Hun Sen systematycznie unieszkodliwiał oponentów politycznych (czasem unieszkodliwiał ich ostatecznie…), zmarginalizował dotąd silną władzę królewską, a w ostatnich latach zamknął sporo gazet, ograniczył wolność słowa, zmienił konstytucję i rozwiązał partie polityczne, których popularność mogłaby zagrażać kolejnemu „demokratycznemu wyborowi” jego osoby na premiera. Fasada demokracji chwieje się w posadach, ale nie jest też tak, że Hun Sen działa bez żadnej legitymacji ze strony narodu. Dla wielu jego przypudrowana dyktatura jest gwarantem pokoju, stabilności politycznej i rozwoju gospodarczego w kraju, który jak mało który został zdewastowany, a jego ludność wyniszczona, w największym w historii auto-ludobójstwie… Hun Sen też uporał się ostatecznie z kwestią Czerwonych Khmerów, którzy jeszcze do końca lat 90. XX w. ukrywali się w górach Kambodży. W ostatnich latach, działający pod patronatem ONZ kambodżański trybunał Nadzwyczajne Izby Sądu Kambodży, w końcu osądził kilku wysoko postawionych członków reżimu – ideologa, Nuon Chea oraz Khieu Samphana. Skazano ich na dożywocie, za zbrodnie wojenne i ludobójstwo. Choć raczej niewiele im tej odsiadki zostało – obaj sędziwi mordercy są mocno po 80-tce…

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
Darek....
Darek.... - 2019-11-25 21:43
To co docierało do nas o sytuacji raczej nie mieściła się w głowach.... Było to tak nieprawdopodobne w XXw.. że nikt nie chciał wierzyć...
Swoją drogą opis przejścia przez granicę to normalnie jak u Barei... no wywoziliście nadprogramowe kilogramy turysty.. no trzeba było opłacić:)....
 
mamaMa
mamaMa - 2019-11-25 23:22
Dzieki Tobie i ja odrobilam prace domowa...
Straszne i porazajace...
Nam sie wydaje, ze jakby cos to swiat pomoze, a tymczasem ...

Chyle jeszcze raz czola przed Twoim pisaniem w podrozy. Opis jej przebiegu to jedno, ale elementy historyczne, konteksty kulturowe to ogromny material. Kiedy Ty to robisz? Zawalasz noce?
 
Warmaj
Warmaj - 2019-11-26 07:23
Gdy wybieracie się do pewnych miejsc na świecie, odczuwam duży niepokój i czekam na każdą wiadomość ( czy to Twoją na geoblogu, czy Misia na " rodzince"!). Kambodża jest jednym z nich...I mimo, że złe czasy już minione, to niepokój tkwi we mnie!
 
migot
migot - 2019-11-26 09:06
@Darek - jeszcze będzie o tych przerażających rzeczach...

@mamaMa - dziękuję, zwlaszcza od Ciebie to duzy komplement, u Ciebie zawsze jest duzo pięknie opisanej historii i kontekstu! A ja faktycznie chodze później spać niż Michał ;) ale te kulturowo-historyczne elementy mam często wynotowane wcześniej, robie ro na bieżącą przed podróżą gdy czytam jakąś książkę lub artykuł w temacie:)

@Warmaj - o Kambodże to akurat nie trzeba sie martwić, w tych turystycznych miejscach to najwyzej mogą nas orżnać na kilka dolców ;) Jakkolwiek tragiczna i przerażająca jest historia Czerwonych Kmerow, to bylo jednak 40 lat temu, a ostatnie niedobitki z dżungli północy też zniknęły jakieś 20 lat temu. A inne zagrożenia sa takie jak wszędzie czekają na turystów, np. Że motocyklowe gangi kradną niezabezpieczobe torby itd, przy czym to może nas spotkać z równym prawdopodobienstwem tu i np. w Rzymie...
 
marianka
marianka - 2019-12-12 23:36
No to jest solidna praca domowa! Dzięki!
A wizyta na Polach Śmierci w Phnom Penh to jedno z najbardziej przejmujących doznań w moim życiu. Nie mogę przestać o tym myśleć.
 
mamaMa
mamaMa - 2019-12-14 12:58
Dziekuje, zarumienialam sie;)

Powtorze - podziwiam. Ja mam zupelnie inaczej - gdy dokads jedziemy to nic nie moge przeczytac - nie czuje blusa, gdy nie znam miejsca. Dopiero po powrocie chlone wszystko, co sie da. I przyznaje to troche utrudnia, szczegolnie, gdy sie okazuje, ze cos ciekawego przeoczylismy, bo wlasnie wczesniej nie doczytalam;)
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 22.5% świata (45 państw)
Zasoby: 485 wpisów485 1511 komentarzy1511 10632 zdjęcia10632 5 plików multimedialnych5