CD.
Materiały i metody: *Lot: Vietnam Airlines, kupowany z pewnym wyprzedzeniem, ale ceny są bardzo stabilne – ok. 100$ z bagażem rejestrowanym.
*Wiza: obecnie można uzyskać wietnamską wizę on-line - jeśli potrzebujemy jedynie wizę na 30 dni, jednokrotnego wjazdu, i planujemy przekroczyć granicę w miejscu, gdzie są one akceptowane (wykaz na rządowej stronie). O taką
e-wisę aplikuje się na oficjalnej stronie
www (trzeba mieć pod ręką skan paszportu i zdjęcie paszportowe w formacie elektronicznym), jej wyrobienie zajmuje do 3 dni roboczych – ściągamy ją w PDFie i drukujemy, z tym dokumentem idziemy prosto do kontroli paszportowej. Koszt: 25$.
*Dojazd z lotniska Noi Bai do centrum – autobus nr 86, 35 000 VND/os, jedzie ok. 45 min. w okolice dworca autobusowego Long Bien, ma bezpłatne wi-fi. Są też tańsze autobusy miejskie (np. nr 7), ale jadą dłużej (od 1,5h).
*Nocleg: Hanoi Old Quarter Guest House, 71 Hang Luoc, Hoan Kiem, Ha Noi – w obrębie starego miasta, typowa, wysoka i wąska kamieniczka – nieco już nadszarpnięta zębem czasu i lekkim liszajem grzyba tam czy ówdzie (taki mają klimat), ze śniadaniem - 320 000 VND/noc.
*Waluta:
Đồng, ₫, VND; 1 PLN = +- 6 000 VND. 1$ = +/- 23 000 VND; 100 000 VND – ok. 16,6 PLN.
Przebieg: Po krótkim, acz nie najprzyjemniejszym locie (turbulencje, ostre nabieranie wysokości i schodzenie z niej) – lądujemy chwilę przed czasem w
Ha Noi – stolicy Wietnamu. Odprawa paszportowa jest nadzwyczaj sprawna – koło 21 jest otwarte kilkanaście okienek. Mając e-wizę idziemy prosto do kontroli paszportowej - nie trzeba udawać się do stanowiska „
visa on arrival” (nie jest to takie zupełne -
on arrival, bo i tak trzeba wcześniej załatwić promesę – ale w ten sposób można uzyskać np. wizę wielokrotnego wjazdu). Pieczątka ląduje w paszporcie i
Goood evening, Vietnam! Chyba w rekordowym czasie dostajemy też nasze nadawane bagaże, wymieniamy pieniądze i już możemy jechać do centrum. Ledwie wyszliśmy z terminala – zaczęło się „naganianie”. Czekamy na autobus 86? Minivan kosztuje tyle samo, „same, same” – tylko, że dwa razy drożej. Kolejny agent, z prywatnej firmy autobusowej – czekamy na 86? Chodźcie , chodźcie, tam stoi (mimo, że stanowiska są jasno opisane) – mówię, że na tym autobusie nie ma żadnego numeru – facet pokazuje schowaną w teczce kartkę A4 z wydrukowanym „86” dużą czcionką – niezły trik. Cena tylko trochę wyższa, ale nie o cenę, a o zasadę nam chodziło.
Wysiadamy na skraju Starego Miasta, mamy kilka uliczek do przejścia – i ten pierwszy kontakt jest lekkim szokiem. Po sennym, spokojnym Laosie, to jak wstrząsowe wyrwanie z letargu – setki skuterów, ciągłe trąbienie, chaos świetlnych reklam, szczyt pory kolacyjnej – chodniki zastawione niskimi, plastikowymi taboretami i stołami, walają się sterty śmieci (to, co było w Laosie na ulicach po narodowym święcie, wygląda tutaj jak zwykła środa). Nowe zapachy, nowe tempo, nowe pieniądze i ceny (w pierwszej chwili mamy z tym spory problem – znowu wszystko w tysiącach, ale inaczej wartych – nie wiemy co jest tanie, za co przepłacamy…). Oj, nie będziemy się tu nudzić!