Wstęp: Ostatnie godziny w kraju - jeszcze tu coś dopakować, jeszcze tam coś podpisać na uczelni, i ruszamy do Warszawy.
Cel: Zdążyć na samolot do Tajlandii…
Materiały i metody: *Pociąg Kraków-Warszawa: 60 PLN. *Wstęp do muzeum POLIN – 27 PLN.
Przebieg: Niby ta stolica blisko, ale jakby coś się miało po drodze posypać, to jednak wolę mieć przyzwoity zapas czasu. Wszystko jednak idzie idealnie, więc mamy do zagospodarowania popołudnie w Warszawie. Decydujemy się na muzeum Historii Żydów Polskich – POLIN. Położone na Muranowie, tam, gdzie kiedyś tętniło życie sporej żydowskiej społeczności. Trochę ciekawostek z początków osadnictwa, opis złotych czasów tolerancji, wolności i rzadkich przywilejów w XVI i XVII wieku – gdy na terenach Rzeczpospolitej Obojga Narodów mieszkało ponoć najwięcej Żydów na świecie (!), przez wyzwania, które niosły zabory, aż po najczarniejszą kartę historii – Zagładę, gdy Naziści zabili 90% żydowskiej społeczności naszego kraju – 3 miliony ludzi… Samo muzeum przyjęło trochę nietypowy sposób narracji – mało tam opisów, dużo cytatów – zaczerpniętych od średniowiecznych kupców po zapiski z getta i pamiętniki powojennych emigrantów. Dobrze mieć już jakąś wiedzę na ten temat, by nie tracić wątku. Może jeszcze lepiej zwiedza się z audioprzewodnikiem, ale tym razem z niego zrezygnowaliśmy…
Szybka kolacja, i jedziemy na lotnisko. Wszystko idzie pięknie i gładko – nawet uprzejma Pani z Qatar Airways zmieniła nam losowo przydzielone, osobne miejsca na siedzenia bliżej siebie – przedzielone korytarzem, ale za to w pierwszym rzędzie, z dodatkową przestrzenią na nogi. Jedyny problem na horyzoncie to humory mojego aparatu. Wierny towarzysz podróży na 5 kontynentów przez ostatnie 12 lat chyba dożywa swoich dni – przeskakuje między trybami, włącza i wyłącza się co chwilę – mam nadzieję, że nie będziemy musieli się rozstać jeszcze w trakcie tej podróży…