Z poważnym opóźnieniem – obiecywane podsumowanie praktyczne :)
WalutaNa Kubie funkcjonują dwie waluty:
CUC - peso wymienialne, peso cubano convertible oraz
CUP – peso kubańskie, moneda Nacional, peso cubano. Kurs CUC jest połączony z wartością dolara, i jest nieco od niego wyższy. Tę walutę - jak sama nazwa wskazuje – można wymienić na inne, zagraniczne waluty. Najmniej korzystna jest wymiana z dolarów amerykańskich, bo przy niej doliczany jest dodatkowy podatek. Najlepiej więc mieć euro lub dolary kanadyjskie. CUCami posługują się głównie turyści, potrzebne są też do zakupów w lepiej wyposażonych sklepach, które przywodzą na myśl nasze Peweksy. CUPy to z kolei podstawowa waluta samych Kubańczyków, której wartość to 1/25 CUC. Kubańczycy dostają w CUPach wypłaty, CUPami płaci się m.in. w państwowych sklepach, w małych budkach z jedzeniem, na targach lub za transport publiczny w Hawanie. Obecnie turyści mogą bez problemu wymienić swoje CUCe na CUPy w oficjalnych punktach CAECA, chociaż coraz mniej jest to potrzebne – w wielu miejscach chętniej przyjmuje się CUCe, i to bez kantowania – po prostu przeliczone po standardowym kursie. Więcej o kubańskich pieniądzach pisałam
TU.
WizaBy dostać się na Kubę potrzebna jest tzw.
karta turysty, Tarjeta del Turista - więcej o tym pisałam w
TYM wpisie.
InternetKwestia dostępu do Internetu na Kubie szybko się zmienia, i zdecydowanie idzie ku lepszemu. Nie mniej, dalej jest to dobro reglamentowane i w pewnym stopniu cenzurowane (chociaż nie tak uciążliwie dla turysty jak np. w Chinach). Generalnie trzeba zaopatrzyć się w specjalne karty ETECSA, które po podłączeniu się do wi-fi umożliwią zalogowanie się do sieci. Prawdziwie darmowe wi-fi zdarza się bardzo rzadko, chociaż coraz więcej lokali gastronomicznych stara się tym skusić klientów (naganiacze mówią wtedy, że jest „free wi-fi, no card!”). Nawet ekskluzywne resorty hotelowe
all inclusive zwykle oferują gościom gratis tylko 1h Internetu dziennie, gdyby ktoś potrzebował więcej – trzeba sobie dokupić dodatkowe karty… Standardowa cena to 1 CUC za godzinę. O tym jak dostać takie karty i gdzie szukać wi-fi pisałam szerzej
TU.
TransportTo jest zdecydowanie słaby punkt podróży po Kubie – różne nasze przygody opisałam przy poszczególnych wpisach, np.
TU i
TU.
Chociaż można bez końca patrzyć na coraz piękniej restaurowane amerykańskie Chevrolety i Buicki z lat 50 XX wieku, okazuje się, że przemieszczanie się nimi jest często mało komfortowe. Takie auta zwykle służą za dalekodystansowe taksówki
colectivos, są drogie – przejazdy 2-3 godziny po 20-30 CUC od osoby, ciasno dopakowane turystami, bez pasów, bez zagłówków, do środka zalatuje spalinami, solidnie rzuca na dziurawych drogach. Alternatywą są autobusy – jednak sieć połączeń jest słaba, a turyści mogą korzystać tylko z niektórych operatorów, np.
Viazul. Popularne trasy wyprzedają się w sezonie z wyprzedzeniem, na szczęście od jakiegoś czasu można zarezerwować na nie bilety przez Internet, jeszcze przed wyjazdem. Viazul jest zwykle nieco tańszy i wygodniejszy niż
colectivo na podobnej trasie...
Alternatywą byłoby zapewne wypożyczenie samochodu. Nie próbowałyśmy tego, ale z tego co czytałam jest to dość drogie i wymaga sporo zachodu. Jest chyba tylko jedna, państwowa wypożyczalnia Cubacar, ceny są trzymane na sztywno, a w sezonie często po prostu brakuje aut. Nawet o benzynę może być ciężko – jak to bywa w planowanych gospodarkach (cena ok. 1-1.20 CUC za litr). Ale patrząc na wszystkie nasze problemy z transportem, jak słabo jest rozwinięty i jak bardzo nas ograniczał – może jednak warto rozważyć tę opcję. Plusem na pewno będzie brak korków, nawet w miastach.
Żeby nie wszystko było negatywne - dobra rzecz to śmiesznie tani transport publiczny w Hawanie, przejazd kosztuje 0.50
CUP.
NoclegiPopularna opcja to pokoje podnajmowane w domach prywatnych – tzw.
casa particular. Jest ich w turystycznych miejscach pełno, i są oznaczone niebieskim znaczkiem „arrendador divisa”. W porównaniu z tym jak skromnie lub wręcz biednie żyją zwykli mieszkańcy Kuby -
casy, nawet jeśli cokolwiek przaśne, są małymi pałacami. Sporo ma też bardzo porządny standard - prywatne łazienki z ciepłą i zimną wodą, klimatyzacja, świeża pościel, często małe lodówki. Nie powinno być problemu ze znalezieniem noclegu „z ulicy”, wszędzie poza Hawaną płaciłyśmy po 15 CUC za noc. W Starej Hawanie nikt nie chciał zejść poniżej 25 CUC za noc. Wiele
cas jest teraz dostępnych na AirBnb – i tam można upolować czasem świetne okazje, zwłaszcza w Hawanie. Niestety, na miejscu miałam problem z bookowaniem noclegów przez AirBnb – więc skorzystałyśmy z tego tyko raz (tak był rezerwowany pierwszy nocleg po przylocie).
Na drugim końcu spektrum opcji noclegowych są resorty hotelowe – rozwinięte na północnym wybrzeżu wyspy: na półwyspie Varadero i na wysepkach koralowych
cayos. Nigdy nie byłam fanem takich miejsc, ale akurat na Kubie czasem nie ma dla nich alternatywy –
cayos były wcześniej niezamieszkałe, nie ma tam więc żadnych
cas czy innej, rodzimej aktywności. Cóż, jeśli marzą się Wam te najpiękniejsze, białe plaże i turkusowa woda, i chcecie to koniecznie odhaczyć na Kubie – to tam.
Jedzenie i napojeNiestety kulinarnie Kuba rozczarowuje. Lata trudności z zaopatrzeniem, amerykańskiego embargo i złych decyzji przy planowaniu gospodarki odbijają się na talerzach. Wiele prawdy jest w kubańskim żarcie: „Trzy największe sukcesy rewolucji to służba zdrowia, edukacja i sport . A trzy jej największe porażki to śniadanie, obiad i kolacja”. Nie będę rozpisywać się o pizzo-podobnych plackach i makaronie z ketchupem, o wszechobecnym ryżu z fasolą, o braku warzyw, sałatek i ziół. Powiem tylko o tych nielicznych rzeczach, które są dobre – czyli po pierwsze - tanie i popularne lody. Nie są to może wybitne smaki, ale są całkiem przyzwoite i świetnie wchodzą w karaibskim upale. Druga rzecz, którą nawet wprowadziłyśmy do naszego domowego menu po powrocie – jest
ropa vieja - długo pieczona, szarpana wołowina z papryką i pomidorami, z wyczuwalnym aromatem kuminu. Danie nie wygląda może apetycznie i w dosłownym tłumaczenia oznacza „stare szmaty”, ale to była najsmaczniejsza rzecz na jaką tam natrafiłyśmy.
Może kulinarnie jest słabo, ale Kuba nadrabia z nawiązką drinkami. Najpopularniejszy -
cuba libre - miał być tworem amerykańskich żołnierzy walczących w wojnie amerykańsko-hiszpańskiej. Doprawiali „swoją” coca colę lokalnym rumem. I wznosili przy tym toast, za wolność Kuby – o którą wszak rzekomo walczyli. Kolejne dwa sztandarowe drinki to oczywiście
mojito (na bazie białego rumu, z miętą, limonką i syropem cukrowym) i
daiquirí (z sokiem limonki i kruszonym lodem). Nie bez powodu Kubańskie drinki podbiły świat, są pyszne – a w swojej ojczyźnie również tanie. Poza Hawaną bez problemu kupimy je za 1-2 CUC, w stolicy będzie odpowiednio drożej. Co ciekawe, drinki te często są tańsze niż butelka wody mineralnej, która kosztuje 1-2 CUC. Czasami można dostać 5l baniaki wody za mniej niż 2 CUC, i to jest najbardziej ekonomiczna opcja.