W Dubrowniku znowu zeszły się moje i mamy drogi. Zostawiłam za sobą Bośnię i Hercegowinę, i duchy niedawnych wojen. Może to wpływ wybrzeża, może wakacyjnej atmosfery, a może po prostu tutaj czas zatrzymał się zupełnie w innym miejscu…
Do początku XX wieku Dubrownik znany był jako Raguza. Wolna republika kupiecka Raguzy istniała na tych terenach przez ponad 4 wieki, od połowy XIV w n.e. Utrzymywała niezależność sprytnie lawirując między interesami Wenecji i Stambułu. W czasach średniowiecznej świetności miała jedną z największych flot Morza Śródziemnego, własny system monetarny i relatywnie demokratyczne rządy dzielone przez arystokratyczne rody. Podstawą jej dobrobytu była rola pośrednika w handlu między Wschodem a Zachodem. Podobnie jak inne kupieckie republiki śródziemnomorskie zaczęła tracić na znaczeniu wraz z odkryciem Ameryki i jej bogactw, gdy stare szlaki handlowe zaczęły podupadać na rzecz transatlantyckiej gorączki złota. Choć Raguza ostatecznie została zdobywa dopiero na początku XIX wieku, w czasach napoleońskich, była już wtedy cieniem dawnej świetności.
Teraz wspaniale zachowane, ufortyfikowane stare miasto jest jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Chorwacji i całej Dalmacji.
Mimo wzbierającego zalewu turystów – trudno oprzeć się urokowi tej perły adriatyckiego wybrzeża. Błyszczące wapienne bloki głównej ulicy
Stradun, wypolerowane tysiącami kroków, lśnią w blasku zachodzącego słońca. Ocalałe z XVII wiecznego trzęsienia zmieni renesansowe skarby architektury nie przestają zachwycać, a średniowieczne uliczki zapraszają do bezcelowych wędrówek. Potężne mury ściskają w swym obwodzie kamienne domy i morze czerwonych dachówek. Restauracje pełne są zwiedzających, ale widać gdzieniegdzie trochę lokalnego życia, które jakoś musi dzielić mały areał historycznego centrum z turystami – jak to szkolne boisko koszykarskie, które sprytnie dostosowało się do ograniczonej przestrzeni dubrownickiej starówki…
Najpiękniej jest chyba po zmroku, bo wszystko staje się takie bardziej tajemnicze, na pograniczu współczesności i „dawno, dawno temu”. Ciepłe światło latarni pada na wapienne, chropowate ściany, księżyc odbija się w spokojnych wodach mariny. Ustaje gorączka fotografowania, zwiedzania, tłoczenia się, przepychania – nastaje czas celebracji, picia wina i niespiesznych rozmów przy kolacji…