Korčula, miasteczko na wyspie o tej samej nazwie, zwane czasem „małym Dubrownikiem” – ale ostatecznie - które dalmatyńskie miasto sobie tego od czasu do czasu nie przypisuje… Jest to również domniemane miejsce narodzin Marco Polo. Chociaż wielce prawdopodobne jest, że ten średniowieczny podróżnik pochodzi z Wenecji, to nie ma to tak naprawdę większego znaczenia – ostatecznie marketing to marketing, i czymś trzeba się wyróżnić na tle innych, równie zapewne uroczych wysepek dalmackiego wybrzeża. Jak Hvar jest „lawendową wyspą”, Brač znana jest ze „Złotego Rogu” (ponoć jednej z najpiękniejszych plaż Adriatyku), to Korčula adoptowała Marco Polo.
Żeby dostać się na wyspę zabraliśmy starego Forda w kolejną promową przeprawę. Niestety, to zawsze trwa, bo zanim prom przypłynie, zanim się załaduje, wyładuje… Ale w końcu dotarłyśmy, w sam raz by uchwycić miasteczko w ciepłych promieniach zachodzącego słońca. Faktycznie, położone na małym, ufortyfikowanym cypelku wygląda jak miniatura Dubrownika… Jest tu jednak znacznie spokojniej, wieczorem uliczki szybciej pustoszeją. Ot kolejne urocze, dalmackie miasteczko, którego romans z Wenecką republiką kupiecką i wolną Raguzą odcisnął się trwale na architekturze i urbanistyce. Ale najbardziej obecny jest tu po prostu duch śródziemnomorski, czuć go w powietrzu, w jedzeniu, w winie…