Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Indonezji (2015)    Where are my dragons?
Zwiń mapę
2015
27
cze

Where are my dragons?

 
Indonezja
Indonezja, Komodo Island
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14391 km
 
Wstęp: Ukoronowanie podroży- wyspy Parku Narodowego Komodo. Wszyscy mają wielką nadzieję zobaczyć wielkie gady...

Cel: Warany z Komodo!

Materiały i metody: W cenie rejsu był wstęp do parku narodowego z opłatami za snorkeling, zdjęcia itd., dodatkowo tylko za jakiś podatek mieliśmy dopłacić 50K/os.
Nocleg w Labuanbajo: dużo tanich guesthousow bez cieplej wody, od 150K za pokój. My za luksus ciepłej wody po 4 dniowym rejsie zapłaciłyśmy aż 300K...

Przebieg: Jako pierwsza łódka dobijamy do brzegu Komodo, u bram parku. Uzbrojeni w aparaty ruszamy na krótki trekking. Jakież było nasze rozczarowanie, gdy nie udało nam się nigdzie zobaczyć smoka! Wyspa duża, a to w końcu dzikie zwierzęta... Trzeba było się z tym liczyć, ale nikt nie spodziewał się, że to może nas spotkać.
W planach jest jeszcze jedna wyspa archipelagu, Rinca. I tutaj szczęście nam już dopisało, waranów spotkaliśmy aż 5, 2 małe i 3 dorosłe. Do 2-go roku zżycia waraniątka ukrywają się na drzewach przed drapieżnikami i własnymi rodzicami, których kulinarny gust jest na tyle niewybredny że gustują nawet w swoim potomstwie... Śmierć zadana przez te gadziory nie należy do przyjemnych, gdy uda im się ucapić np. bawola, pozostawiają zdawałoby się powierzchowną ranę i śmiertelny depozyt bakterii żyjących w ich ślinie. Po kilku tygodniach ranione zwierzę skona na uogólnione zakażenie bakteryjne, waran zaś śledzi je aż do pewnego zgonu...

Sama Rinca ma do zaoferowania również piękne widoki na okoliczne wysepki, turkusowe zatoki i trawiaste pagórki - spacer w upalnym słońcu wynagradza cos jeszcze, poza wielkimi jaszczurami. A, i jeśli lubicie pieczątki w swoim paszporcie można poprosić o jedną z waranem w biurze parku (tam gdzie sprzedają bilety) :)

I to już koniec morskiej przygody, wszyscy wyczekują cokolwiek niecierpliwie lądu. Wszystkie oczy zwrócone są w stronę wyspy Flores i portowego Labuanbajo, gdzie czekają na nas niedostępne w ostatnich dniach luksusy prysznica i obietnica zróżnicowanego jedzenia w restauracjach... Żegnamy się serdecznie ze współpasażerami, tylko po to by notorycznie wpadać na siebie na głównej (i jednej z nielicznych) ulicy Labuanbajo. Większość (nie wyłączając nas) stęskniła się za znanymi smakami, i polowa łódki spotkała się w MadeInItaly, włoskiej knajpie ze świetną pizza, ponoć najlepsza na całym Flores ;) Jako że miasteczko nie ma zbyt wiele rozrywek do zaoferowania, wiec większość spotkała się również i później, w SkyBarze, jednym z dwóch takich przybytków w miesicie, gdzie bawiliśmy się raz jeszcze, tym razem przy dźwiękach muzyki na żywo i drinkach z lokalnym alkoholem (arakiem).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (33)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
marianka
marianka - 2015-07-10 20:22
O, czyli mam odpowiedź - widzieliście je! ;)
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 22.5% świata (45 państw)
Zasoby: 485 wpisów485 1511 komentarzy1511 10632 zdjęcia10632 5 plików multimedialnych5