Wstęp: Ostatni dzień w Ubud poświecimy na wycieczkę rowerową, biorąc pod uwagę uciążliwy ruch uliczny i górzystą okolice poprzecinaną dolinkami - to może nie był najgenialniejszy pomysł wyjazdu…
Cel: Świątynie w okolicach Ubud, organizacja dalszej podróży.
Materiały i metody: Wypożyczenie roweru na 1 dzień - 30K Rp., Świątynie Goa Gajah i Yeh Pulu - po 15K/os.
Babi gouling - aż 45K Rp.
Taxi Ubud-Padangbai - 220K (transportu publicznego brak, shuttle bus wyniósłby - 75K od os).
Nocleg Padangbai: Beach Inn, 300K pokój, elegancko klima, dwa wielkie łóżka i widok na zatokę.
Ryba w porcie -45K Rp.
Przebieg: Kilka kilometrów od Ubud znajdziemy jeszcze dwa godne uwagi miejsca (jadąc droga do Tampaksiring) - Goa Gajah- Jaskinia Słoniowa i Yeh Pulu, ciąg płaskorzeźb naskalnych.
Centrum Ubud to uliczny Armagedon, a lewostronny ruch nie ułatwia orientacji, zresztą na całym Bali główne arterie są mocno obłożone, setki skuterów i dziesiątki aut korkują okolice miast w godzinach szczytu. Może dlatego wycieczki rowerowe nie są tu bardzo popularne, chyba że trzymamy się bocznych szlaków i wiejskich ścieżek.
Goa Gajah jest położona kilka kilometrów za Ubud, zagęszczenia pamiątek wskazuje nam drogę. Znajdziemy tam źródła do rytualnych ablucji, niewielką, duszną i wypełnioną kadzidłem jaskinię, oraz kawałek malowniczego parku ze ścieżką prowadzącą do niewielkiej, buddyjskiej świątynki. Można w niej otrzymać błogosławieństwa (za odpowiednia darowizną-Mama się załapała).
Niewiele dalej, wśród ryżowych pól, w zupełnej samotności zwiedzamy
Yeh Pulu - nic specjalnego, ale błogi spokój i brak kompanii dodają miejscu uroku.
Powrót był momentami morderczy, tak stromo w górę lub w dół, że nie pozostawało nam nic innego jak zejść z rumaka i dreptać w upale i w towarzystwie skuterków, ale też wśród pięknych pól ryżowych i nieskończonej ilości świątyń.
Została nam jeszcze jedna rzecz do zrobienia na Bali - spróbowanie
babi gouling, pieczonej świnki nasączanej mleczkiem kokosowym. Bali, jako jedyna hinduistyczna wyspa w tym największym muzułmańskim kraju Świata jakim jest Indonezja, ma swoje specjalne prawa i przekorne zwyczaje - jak dania ze świni i wszędobylska obecność psów. Specjał jednak nie powala, ale można spróbować jako kulinarnej ciekawostki...
W końcu naszedł czas by opuścić sympatyczne Ubud i nasz cudny bungalow, kierujemy się do Panang Bai, skąd odchodzą promy i szybkie lodki na Lombok. Mimo zachęcających opisów miasteczko nie robi na nas zbyt pozytywnego wrażenia, więcej tu naganiaczy, standard miejsc noclegowych spada (a ceny niekoniecznie), w hostelach maszerują karaluchy wielkości szczurów, a na ulicach szczury wielkości szczeniaków. Ale - jak na portowe miasto przystało - można tu dostać doskonalą rybę, świeże
mahni mahni, bez jednej kosteczki, ze smażonym czosnkiem... poezja!