Wstęp: Bali zwane jest wyspą tysiąca świątyń, a pewnie i ta liczba jest mocno niedoszacowana - każde domostwo ma swoją rodzinną, prywatną świątynie, a dodatkowo każda wioska ma przynajmniej trzy publiczne - dla głównych bóstw hinduizmu. Świątynie znajdziemy w każdym zakątku Bali, jednak niektóre z nich są bardziej wyjątkowe niż inne - dzisiaj zwiedzimy kilka z nich.
Cel: Brzmiące jak zaklęcia: Gunung Kawi, Tirta Empul, Tanah Lot, Ulundanu Bratan.
Materiały i metody: Wynajęcie samochodu z kierowcą na cały dzień - nie obyło się bez twardych negocjacji, podchodów, i mniejszych lub większych nieporozumień - ostatecznie stanęło na 500K Rp, za plan jak powyżej, plus nie do końca dobrowolna wizyta w manufakturze kawy luwak. Wstęp do świątyń dodatkowo płatny: Gunung Kawi: 15K Rp, Tirta Empul: 15K Rp (obie blisko Ubud, w Tampaksiring), Tanah Lot: 30K Rp, Ulundanu Bratan: 30K Rp.
Przebieg: Przed 9 udało nam się wyruszyć w drogę - chociaż nie obyło się bez drobnej, podróżniczej zbrodni - w Ubud trudno o śniadanie, bo większość miejsc noclegowych zapewnia je klientom, dlatego w ostateczności kawę i coś do jedzenia zaopatrzyliśmy się w... Starbucksie... To nie tylko ujma na moim podróżniczym honorze, również czystka dla portfela...
Gunung Kawi (wykute w skale)Bardzo blisko Ubud, mniej popularne niż pozostałe punkty (nie wiedzieć czemu) - jedno z najstarszych stanowisk archeologicznych Bali. Wykute w skale, wysokie kaplice, w żyznej dolinie rzeki, okalane malowniczymi tarasami ryzowymi. Jesteśmy pierwszymi turystkami, nie licząc grupy pielgrzymów w świątyni - miejsce robi magiczne wrażenie. Must-see.
Tirta Empul (święte źródło)Tutaj na samotność liczyć nie można - do źródełka bijącego do niewielkiego stawu, i dalej przelewającego się do ablacyjnych basenów, przybywają dziesiątki wiernych. Oferingi, kadzidełka, hinduistyczne, wodne obrzędy - jest w tym jakaś podniosłość, a nasza obecność nie jest bardzo nachalna. Jeśli chodzi zaś o komercjalizacje świętych przybytków - w niczym nam nie ustępują, świętą wodę można kupić na kanistry, pełno też pamiątek, oferingow itd.
Tanah Lot (nad oceanem)Zwykle zwiedzana przy zachodzie słońca, wtedy można liczyć na odpływ, i odsłonięcie drogi do jednej ze świątynek na przybrzeżnej skale. W środku dnia można przyjemnie przejść się po dość rozległym kompleksie, z wypielęgnowanymi trawnikami, czarnymi świątyniami na skalistych cyplach, i oceanicznymi falami wściekle rozbijającymi się o wulkaniczny, wysoki brzeg.
Ulundanu Bratan (nad jeziorem)Nad drugim co do wielkości jeziorem Bali rozłożyła się jedna z częściej uwiecznianych świątyń, chociaż trafić na dobre warunki do fotografowania w tej krainie mgieł to chyba cud... Piętrowe daszki, wykonane z grubej warstwy palmowych włosów, to jeden z bardziej charakterystycznych elementów pejzażu balijskiego... Tutaj jest w zasadzie chłodno, na wysokości ok 800 m.n.p.m - za zimno na uprawę ryżu, w okolicy tarasowo uprawia się kapustę i truskawki.
Po drodze do ostatniej świątyni zahaczyliśmy o tarasy ryzowe w Pacung (Bali ma lepsze do zaoferowania), i do niewielkiej, rodzinnej manufaktury najdroższej kawy świata,
kopi luwak. Produkowana jest ona z nasion kawowca które uprzednio zjadła, przetrawiła, i wydaliła cyweta (luwak), niewielkie, nocne zwierzę podobne do koto-lisa. Na tej i podobnych plantacjach cześć (ponoć reszta biega dziko) jest trzymam (niby tylko za dnia) w klatkach. Więzione dzikie zwierzęta to nie najwspanialszy widok, ale klatki były przynajmniej dość przestronne, a śpiące za dnia cywety nie wyglądały na bardzo nieszczęśliwe... Można tutaj oczywiście nabyć ten luksusowy produkt, za dużą paczkę jedyne 2.500.000 Rp... Chociaż to i tak 10x taniej niż w Europie. Już za 50.000 Rp (ok. 15 PLN) można natomiast spróbować drogocennego naparu - i może warto, bo za te przyjemność w rodzinnych stronach damy i 50 EUR. Kawa ma łagodny smak i jest bardzo dobra - ale czy faktycznie tak rożni się od innej, dobrej arabiki, to nie potrafię powiedzieć...
Po tak bogatym w świątynie dniu, po dziesiątkach kilometrów przemierzonych krętymi drogami - przez pola ryżowe, przez małe wioski z ceglastoczerwonymi świątynkami, straganami z owocami i butelkami benzyny, warungami ze smażonym ryżem (
nasi goreng, indonezyjski specjał,) po wielu kolorowych latawcach na błękitnym niebie - nic nie jest lepszym ukoronowaniem dnia niż nocna kąpiel w basenie, słodki, delikatny owoc mangostanu i duży, zimny Bintang...