Wstęp: Mimo, że to tylko 13h, przez zmianę czasu ma się wrażenie, że spędzamy całą dobę w samolocie... Jeszcze tylko stop techniczny w Singapurze, mała zmiana pasażerów, zupełnie zbędna kontrola bagażu (zakończona pozbawieniem nas zachomikowanych butelek wody), i w końcu dotrzemy do Denspasar, głównego (i jedynego) portu lotniczego Bali.
Cel: Bali, Ubud
Materiały i metody: Waluta: Rupia indonezyjska, Rp., IDR.
1 USD = ok. 13.200 IDR; 10.000 IDR (10K) = ok 3 PLNOd niedawna wiza na pobyt w Indonezji do 30 dni jest dla Polaków DARMOWATaksówka z lotniska : 260K, 1,5 h. Nocleg znaleziony naprędce - okolice Padang Tegal, Adi house (Jl Sugriwa 58): 250K/3os/noc - dość przyzwoicie, ze śniadaniem.
Przebieg: Ostatnie godziny lotu to też ostatnie godziny spokoju- odprawa paszportowa, i inne kontrole lotniskowe to dalej ten sam, ustandaryzowany, oswojony świat. Gdy przekroczymy magiczne, rozsuwane drzwi "Arrivals" przebijemy tę bezpieczna bańkę. Pierwsze spotkanie z nowym światem to zazwyczaj taksówkarze. Tym razem negocjacje były dość krótkie, udało się obniżyć kwotę wywoławczą o 40K, jedziemy do oddalonego o 1,5 godziny drogi Ubud. Co prawda lotnisko jest położone nieopodal Kuty, ale wszelkie dostępne opisy sugerują, że miejsce to nie przypadło by nam zupełnie do gustu: głośny kurort dla imprezujących australijskich surferów. Dlatego, mimo późnej pory wybieramy kulturalną stolicę wyspy, rozsławioną książką i filmem "Jedz, módl się, kochaj". Miasteczko również przeżywa zalew turystów, ale ma być spokojniejsze i bardziej "uduchowione" niż wybrzeżne kurorty. Za oknem migają w nocnym mroku pierwsze świątynki,
warungi (jadłodajnie), setki motocykli. Długa podróż, rozpoczęta 3 dni temu, dobiega końca. Jeszcze tylko buteleczka czerwonego wina, której właścicielem jakiś czas temu przestał być catering KLM, - i zasłużony odpoczynek...