Geoblog.pl    migot    Podróże    Wspomnienia z Półwyspu Iberyjskiego (2008)    332 dni do Sanfermines
Zwiń mapę
2008
09
sie

332 dni do Sanfermines

 
Hiszpania
Hiszpania, Pamplona
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 608 km
 
Całe szczęście, że Leyre zadzwoniła wcześniej, gdyby nie to na pewno nie wiedzielibyśmy, że jest kobietą. Dzięki całej swojej uprzejmości przyjęła nas pod swój dach (i zaoferowała bezsprzecznie najwygodniejsze łóżko, w jakim przyszło nam spać w ciągu całej wyprawy), mimo że naszym gospodarzem miał być Mody – jak się później okazało jej partner, a nie sublokator. Minęliśmy się na ruchomych schodach wyjeżdżając na powierzchnię z podziemnego dworca autobusowego Pamplony, po czym zawołała nas entuzjastycznie po imieniu. Do prawdy nie wiem, jakim cudem nas poznała.

Po krótkim odpoczynku w jej przestronnym i nowocześnie urządzonym mieszkaniu udaliśmy się zobaczyć słynne wąskie uliczki, po których na początku lipca zwykli uciekać ludzie przed bykami. Po zgiełku Barcelony i tłumach Expo była to oaza spokoju. Leniwie wręcz przechadzali się biedni turyści w białych skarpetkach i dyndających na szyjach małych, srebrnych aparatach – dziś – tak jak 358 zwykłych dni w roku – nie było byków. Nie pozostało im nic innego jak kupić zabawny magnes na lodówkę z bykiem lub czerwoną apaszkę, którą noszą „uciekinierzy” w czasie encerrado, ostatecznie jakąś widokówkę lub lokalne choriso.

Nie wiadomo jak i czy w ogóle sławna byłaby Pamplona, gdyby nie amerykański prozaik i dziennikarz, uczestnik kilku wojen – w tym wojny domowej w Hiszpanii – Ernest Hemingway. Bez względu na osobiste sympatie przyznać należy, że Hemingway Wielkim Artystą Był – a przybywając do stolicy Nawarry miał już na zawsze odcisnąć piętno na tej miejscowości. Podczas pobytu w Hiszpanii, zaledwie w dwa miesiące, napisał powieści „Słońce też wschodzi”, która została wydana w 1926 roku. Opisane w niej wydarzenia mają miejsce początkowo w Paryżu, by potem przenieść się do Pampeluny – oczywiście w okresie Sanfermines.

W południe w niedzielę szóstego lipca wybuchła fiesta. Niepodobna określić tego inaczej. Przez cały dzień napływali ludzie z okolic, ale wtapiali się w miasto i nikt nie zwracał na nich uwagi. Zalany gorącym słońcem plac był równie spokojny jak każdego innego dnia. (…) Teraz w dniu rozpoczęcia fiesty San Fermina, siedzieli od wczesnego ranka po winiarniach w wąskich uliczkach miasta. Idąc rano na mszę do katedry, słyszałem ich śpiewy przez otwarte drzwi winiarń. Rozgrzewali się. Na mszy o jedenastej było sporo osób. San Fermin jest również świętem religijnym.
Fiesta zaczęła się naprawdę. Trwała dzień i noc przez cały tydzień. Nie ustawały tańce, nie ustawało picie, wciąż trwała wrzawa. Rzeczy, które się działy mogły zdarzyć się jedynie podczas fiesty. Przez cały czas jej trwania, nawet gdy było spokojnie, miało się uczucie, że trzeba wykrzyczeć każde zdanie, żeby nas dosłyszano. To samo dotyczyło wszystkiego, co się robiło. Była to fiesta, a trwała siedem dni.

-"Słońce też wschodzi", Ernest Hemingway

- Tutaj nie ma co robić – powiedziała niemal przepraszająco Leyre – tylko w czasie Sanfermines nie można przejść żadną z ulic miasta, cały tydzień trwa wielka fiesta, na placach i w parkach są koncerty, ludzie się bawią. Wszędzie leżą rozbite butelki, później jeszcze przez miesiąc władze staraj się to wszystko posprzątać...

Rano było już po wszystkim. Fiesta się zakończyła. (…) Plac był pusty, na ulicach nikogo. Na placu kilkoro dzieci zbierało członki od rakiet. Otwierano właśnie kawiarnie (…) Zamiatano ulice i polewano je sikawkami.
Usadowiłem się wygodnie w trzcinowym fotelu. Kelner nie spieszył się z podejściem. Na filarach arkad pozostały jeszcze białe afisze zapowiadające wyładunek byków oraz duże rozkłady jazdy pociągów specjalnych. Kelner w niebieskim fartuchu przyszedł z kubłem wody i ścierką i zaczął zrywać afisze zdzierając papier paskami, a następnie zmywać i szorować jego resztki poprzylepiane do muru. Fiesta była skończona.

- "Słońce też wschodzi", Ernest Hemingway

– To zabawne – kontynuuje Leyre – że władze starają się pokazać miasto z jak najlepszej strony, wszędzie sadzą kwiaty, zakładają nowe rabaty, nawadniają skwery, a przecież i tak wszyscy to później zadeptują, w miejscach gdzie były trawniki jest błoto a na grządkach śmietnisko, przez kolejne pół roku nie można przejść przez park nie znajdując odłamków szkła jeszcze z fiesty.
To zabawne, że prawie nic się nie zmieniło. Może tylko poza skalą.
Co tak fascynującego jest w tej ucieczce, czy to zwykła adrenalina, igraszka z losem dla przeciętnych ludzi?

Policja usuwała ludzi z przebiegu między parkanami. Odchodzili lub odbiegali do wejścia na arenę. A potem ukazał się rozpędzony tłum. Jakiś pijany poślizgnął się i upadł. Dwaj policjanci chwycili go i czym prędzej odciągnęli pod parkan. Tłum gnał teraz ostro. Rozległ się potężny krzyk; wetknąwszy głowę miedzy sztachety ujrzałem byki wypadające z ulicy w długi przebieg między parkanami. Pędziły szybko i coraz bardziej zbliżały się do uciekających. (…) Przed bykami biegło tylu ludzi, że w wejściu na arenę tłum stłoczył się i zwolnił, a w chwili, gdy byki mijały mnie cwałem, ciężkie, obryzgane błotem, potrząsające rogami, jeden z nich wyrwał się naprzód, wbił róg w plecy któremuś z uciekających i wydźwignął go w górę. Tamten przycisnął ręce do boków, głowa opadła mu w tył, gdy róg wlazł głębiej, a byk podniósł go i rzucił o ziemię. Upatrzył sobie następnego biegnącego przed nim ale ten zniknął w tłumie, który wpadł przed brama na arenę mając tuż za sobą byki. Czerwone wrota zatrzasnęły się (…).

Wróciwszy do miasta poszedłem do kawiarni na drugą kawę i grzankę z masłem. Kelnerzy zamiatali lokal i wycierali stoliki. Jeden podszedł do mnie i przyjął zamówienie.
-Czy coś się stało w encierro?
-Nie widziałem wszystkiego. Jeden człowiek został ciężko codigo.
-Gdzie?
-Tutaj. – Przyłożyłem jedną dłoń do krzyża, a drugą do piersi, gdzie prawdopodobnie róg wylazł.
Kelner pokiwał głową i zamiótł ściereczką okruchy ze stolika.
-Ciężko codigo – powtórzyłem. – Wszystko dla sportu. Wszystko dla przyjemności.
Odszedł i wrócił niosąc kawę i mleko w dzbanku o długich rączkach.(…)
-Ciężko codigo na wylot przez plecy – powiedział. Postawił dzbaneczki i usiadł przy stoliku – Ciężka rana od rogu. A wszystko dla zabawy. Tylko dla zabawy. Co pan o tym myśli?
-Czy ja wiem?
-Właśnie. Wszystko dla zabawy. Dla zabawy, rozumie pan.
-Pan nie jest aficionado?
-Kto, ja? A co to są byki? Zwierzaki. Zwykłe bydlęta. (…)
Potrząsnął głową i odszedł zabierając dzbanki. Ulica przechodzili dwaj mężczyźni. Kelner coś krzyknął do nich. Mieli poważne miny. Jeden potrząsnął głową.
-Muerto! – zawołał.
(…) Kelner wrócił do mojego stolika.
-Słyszy pan? Muerto. Umarł, Nie żyje. Przebity rogiem. Wszystko dla porannej rozrywki.

-"Słońce też wschodzi", Ernest Hemingway

Leyre powiedziała, że jeden z jej gości podczas Sanfermines chciał wziąć udział w biegu. I był bardzo zdziwiony, że ona, jako mieszkanka Pampeluny nigdy tego nie zrobiła. Był tym niezwykle podniecony, i wszystkim opowiadał, że weźmie udział w running the bulls. Rano, w dniu rozpoczęcia fiesty zastała go przebudzonego, siedzącego w napięciu na łóżku. Był przerażony. Uspokajała go, że nie musi wziąć w tym udziału, że jeśli nie czuje się wystarczająco pewnie, lepiej, aby oglądał biegi z daleka. Nie odważył się wystartować.

A zegar nad jedną z restauracji odmierza czas, który pozostał do kolejnego przebudzenia miasta. Jeszcze tylko 332 dni.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 22.5% świata (45 państw)
Zasoby: 485 wpisów485 1511 komentarzy1511 10632 zdjęcia10632 5 plików multimedialnych5