Wstajemy wcześnie by móc obserwować słońce wschodzące nad jednym z cudów natury – Salar de Uyuni...
Po rozgrzewającym śniadaniu ponownie pakujemy cały nasz dobytek na wysłużonego jeepa i ruszamy dalej na południe. Po drodze mijamy niezwykle laguny pełne flamingów, mieniące się niespotykanie intensywnymi barwami. Niezapomniane optyczne zjawisko zawdzięczamy różnym minerałom występującym na tym wulkanicznym terenie: siarce, miedzi, wapniu, żelazie... Otaczają nas gładkie stożki zachwycające paletą barw – popiele, brązy, żółcienie, rudości i pomarańcze przywodzące na myśl obrazy Modiglianiego...
Nie uda mi się opisać niezrównanego piękna tych okolic, zresztą chyba nawet samemu Sienkiewiczowi zabrakłoby słów... Całe szczęście, że zdjęcia mogą, choć trochę, przybliżyć ten fascynujący krajobraz… Poza flamingami mamy rzadką okazję obserwować nigdy nieudomowionych kuzynów lam i alpak – wigonie (ich wełna jest najdroższa na świecie, właśnie w związku z wielkimi trudnościami związanymi z jej pozyskaniem), a także niewielkich, puchatych krewnych szynszyli – pluszowe wiskacze.Bajkowe krajobrazy przesuwają się za oknami naszego jeepa, trudno nasycić oczy tymi niezwykłymi widokami, migawki aparatów nie zaznają chwili wytchnienia…