Wstęp: Fragment La Paz-Uyuni nie jest w całości pokryty asfaltem i generalnie jest w kiepskim stanie technicznym, co czyni tę trasę najbardziej wyboistymi 500 kilometrami naszej podróży... Po niemożliwej do zliczenia ilości przebudzeń, obić i podskoków, przy których droga do Pucallpy była gładka jak stół – koło 7 rano dojeżdżamy na miejsce...
Cel: Solniska w okolicach Uyuni, park Eduardo Avaroa – rezerwat przyrody andyjskiej.
Metody i środki: 3 dniowa wycieczka kończąca się w San Pedro de Atacama w Chile (w cenie noclegi, bez ciepłych pryszniców, wyżywienie, woda i coca-cola do posiłków, transfer do Chile): utargowane na 610 BOB/os.; dodatkowo bilety wstępu na wyspę Incahuasi: 30BOB, oraz do Rezerwatu Eduardo Avaroa: 150BOB.
Przebieg: Uyuni to niezwykła miejscowość, która zdaje się opierać swoją gastronomie o śniadania. Autobusy przyjeżdżają tu wcześnie rano, zaś wycieczki oferowane są standardowo od ok. 10.00-11.00. Zziębnięci podróżnicy lokują się w jednej z licznych kawiarenek, czekając na swojego jeepa. Wszystkie programy są praktycznie identyczne, nieodmiennie zaczynają się od cmentarzyska najstarszych, boliwijskich parowozów. Na starej bocznicy koło miasteczka rdzewieją żelazne posągi dawno minionej świetności.
Muszą być też przystanki, w miejscach-gdzie-nic-nie-ma-poza-pamiątkami, lecz trzeba zrozumieć, że są takie regiony, gdzie przywiezieni mimochodem turyści stanowią niemal jedyną możliwość zarobku... Ostatecznie stare land rovery opuszczają bite szlaki i wjeżdżają na idealnie płaskie dno dawnego, słonego jeziora – Salar de Uyuni. Niemal bezkresna, oślepiająca biel kontrastuje z czystym błękitem nieba.
Stalowym punktem wycieczek jest Incahuasi – obrośnięta kilkusetletnimi kaktusami koralowa wyspa, święte miejsce pradawnych ludów andyjskich. Popołudniu opuszczamy wielką, słoną pustynię – promienie słońca opalizują na zaschniętej skorupie, a nasz land rover mknie w nierozpoznawalnym dla nas, ale jasnym dla kierowcy-przewodnika kierunku, do solnego hostelu położonego na skraju salaru...