Wstęp: Dyskusja o poranku – czy warto zostawać w Cuzco dzień dłużej? Kilka za i przeciw, dodatkowy atut to niedzielny targ w miejscowości Pisaq, której nie udało nam się zobaczyć poprzedniego dnia…
Przebieg: Zapada decyzja – dodatkowa noc w Cuzco. Przed południem docieramy do Pisaq – napis przy wjeździe szumnie głosi: ´Stolica peruwiańskiego rękodzieła!´. Rozległy targ toczy się na prawie wszystkich uliczkach centrum – są produkty spożywcze, garkuchnie, wszystkie możliwe pamiątki zwielokrotnione dziesięciokrotnie. Stanowi spore wyzwanie nawet dla osób tak już z pamiątkami obytych jak my… Aura początkowo nie rozpieszcza, warto rozgrzać się
mate de coca w knajpce zawieszonej nad niewielkim ryneczkiem, skąd można niewinnie podglądać indiańskie sprzedawczynie.
Na wzgórzu znajdują się również kolejne ruiny – jest to kompleks rozleglejszy niż ten w Machu Picchu, położony malowniczo na brzegu Świętej Doliny. Trzeba wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu, żeby wspinać się 40 minut stromą drogą prowadzącą do tego zabytku, jednak piękny widok i dobry stan ruin wynagradzają ten wysiłek.
W drodze powrotnej rozpatrujemy kolejne zaproszenie zaprzyjaźnionej ekipy – najmocniejszym argumentem przemawiającym za jest osoba Profesora – od lat pracuje na terenie Peru i Boliwii, kto inny mógłby nam udzielić wielu ciekawych informacji na temat inkaskiego i preinkaskiego dziedzictwa?
Już po zmroku przyjeżdżamy do Cuzco, wielki, święcący i lekko fluorescencyjny Jezus na wzgórzu koło ruin Saqsaywaman wskazuje nam drogę, nasze miejsce noclegowe leży niemal bezpośrednio poniżej. Zmęczone zmienną pogoda w Pisaq śpieszymy po odbiór prania z jednej z licznych pralni. Przechodząc jedną z niewielkich uliczek naszą uwagę zwracają duże, szklane drzwi ekskluzywnego hotelu – nie pamiętałyśmy co prawda gdzie zatrzymuje się ekipa filmowa, jednak pięć lśniących gwiazdek sugerowało, że natknęłyśmy się na właściwe miejsce. Zwalniamy kroku, w jednym z okien dostrzegamy Profesora – stukamy bez zastanowienia w szybę. Co prawda nie mogłyśmy dołączyć do wykwintnej kolacji, gdyż ciągle czekało na nas nieodebrane pranie, lecz przynajmniej umówiliśmy się na pożegnalne piwo – ekipa filmowa wyjeżdża. Jak się później okazało – bez Profesora, ten zostaje w Cuzco. Bez namysłu umawiamy się wiec na lunch, by wreszcie móc zaspokoić naszą archeologiczną ciekawość:)