Wstęp: Dzień turysty – zaczynamy od położonych w pobliżu ruin np. Tambomachay, Pukapukara, Saqsaywaman, by następnie nasze kroki skierować do zabytków centrum.
Metody i srodki: BT – bilet turystyczny, wersja obejmująca 4 ruiny w poblizu Cuzco: 70 PEN (brak zniżki dla studentów), rozbudowana wersja, zawierająca liczne muzea w Cuzco i oddalone od niego ruiny np. Pisaq lub Ollantaytambo – 70 PEN dla studentów (wybór jest oczywisty;)), ok 130(?) PEN bilet normalny. Nie jest możliwe wykupienie biletu np. tylko do najbliższych ruin –np. Saqsaywaman. Bilet ważny jest 10 dni.
Przebieg: Możliwie wcześnie udajemy sie na ulice Puputi, skąd odjeżdżają busy i colectivos w kierunku Pisaq i okolic. Już za 1 PEN docieramy do Tambomachay – pradwopodobnie byłej świątyni wody. Stąd udajemy się pieszym szlakiem do kolejnych obiektów. Droga biegnie malowniczo w dól, w przyjemnym, przedpołudniowym słońcu. Spotykamy alpakę! Prawdziwa, pasąca sie samotnie, bez szczerbatej Indianki wyciągającej rękę po napiwek za ‘una foto’. Dostojna, biała alpaka, doskonała do zdjęć – na malowniczym tle twierdzy Saqsaywaman. Prawdziwy, włochaty kłębek wełny, trochę zakurzonej i brudnej, ale i tak przyjemnie miękkiej w dodtyku. Głaskane zwierzątko strzyże uchem z czerwonym pomponem, podnosi głowę i patrzy na nas najbardziej niesamowitymi, wielkimi, błękitnymi oczami, których źrenice zwężają sie nie w małe, okrągłe otworki, lecz w czarne, poprzeczne kreski. Wszystkie spotkania z wielbłądowatymi Andów to przyjemność.
Docieramy do Twierdzy – dlugi na 600 metrów, cyklopowy mur, wybudowany jest z gigantycznych, doskonale dopasowanych głazów, ważących po kilkaset ton. Nie do wyobrażenia jest jak transportowano tutaj te kamienie i jak je łączono, zwłaszcza, ze Inkowie nie znali koła. Mówi się, że twierdza została zbudowana przez tytanów, gdyż wydaje się być poza zasięgiem możliwości zwykłych śmiertelników.
Do najciekawszych miejsc w samym Cuzco należy Świątynia Słońca (Qoricancha), której pozostałości można oglądać w obrębie klasztoru i kościoła dominikanów. Słonce odgrywało szczególna rolę w wierzeniach inkaskich i preinkaskich cywilizacji. Daje ono życiodajną energię, utożsamia je bóg Inti. Wiele świątyń budowano tak, by w szczególnie czczone dni przesileń letnich i zimowych promienie mogły wpadać przez specjalne bramy i okna na centralną cześć ołtarzy. Miejsca kultu były prawdopodobnie wypełnione złotymi przedmiotami, na których ogniskowały sie święte promienie, a oślepiający blask przybliżał do bogów.
Niedaleko znajduje sie tez niewielkie Museo de Sitio de Qoricancha – tam mozna znalezc obiekty kultu, ceramike a takze zniksztalcone pod dyktat mody i wymogow spolecznych czaszki, przyklady trepanacji (bez aspetyki, z anestetyką opierająca się na liściach koki i niejasną wiedzą na temat mózgu przezywało aż 65% pacjentow).
Gdy bardzo głodne kierowałyśmy się w stronę centrum wpadłyśmy w sam srodek fantastycznej parady. Od razu dałyśmy sie ponieść atmosferze festiwalowej radości. Już rano słyszałyśmy z położonej nad miastem twierdzy Saqsaywaman bębny, trąbki, petardy, lecz jeszcze nic nie można bylo dostrzec. Potem rynek zapełniły Peruwianki w charakterystycznych falbaniastych i frędzlastych sukniach i chustach, ludzie poprzebierani za zwierzęta, mężczyźni w dziwnych strojach. Pod wieczór prezentowało sie kilkadziesiąt rożnych zespołów, wszystkie tanecznym krokiem przechodzily przez rynek, a dalej ulicami do innej dzielnicy, gdzie kolejnego dnia zakończy się festiwal. A byla to prawdziwa fiesta! Zapytany policjant wyjaśnił nam, że jest to to parada na cześć Virgen Natividad de Almudena. Jakże inne sa ich religijne obrzędy od naszych, pełnych zadumy i smutnej powagi. Ktoś niesie maryjny sztandar, jednocześnie gwiżdżąc w gwizdek i nadaje tempo tanecznym korowodom. Wielkie bębny są tak głośne, że ich niskie tony wstrząsają nami od wewnątrz, nie słychać swoich myśli - jest tylko muzyka, sa tańczące peruwianki, sa genetlamani w garniturach, są maski i kostiumy, jest ludyczna radość w tej jedynej w swoim rodzaju, latynoamerykańskiej mieszance indiańskiego temperamentu, umiłowania chwili oraz katolickiej religijności i obrzędowości.
Wnioski: Na to miasto z pewnoscia można poświecić więcej czasu. Wielu twierdzi, że to drogi gringoland, pełen białych i miejsc pod nich tworzonych. Ale to piękne miasto! Tak jakby winić Paryż, Rzym, Kraków za swoją popularność, dewaluować ich niezaprzeczalny klimat i urodę ze względu na tłumy turystów. Zawsze jest jakaś boczna uliczka, knajpka na piętrze, niewielki zaułek, gdzie można zwolnić i poczuć
genius loci – i to nie byle jaki, bo o inkaskich korzeniach!