Wstęp: Kolejny dzień na łodzi, dopływamy do miasteczka, w którym wysiada drużyna footballowa. Na pokładzie robi się dużo luźniej…
Cel: Dotrzeć do Iquitos, nie popadając w apatie, nie ulęgając irytacji.
Przebieg: Nim wyskoczymy na ekspresowe zakupy, łapiemy zasięg i zostajemy zalane wiadomościami z Polski od zaniepokojonych bliskich: czy żyjemy?! Czy dotknęło nas 7-mio stopniowe trzęsienie ziemi, które było w zależności od wersji w Pucallpie, Iquitos i Contamanie? Zszokowane nie możemy uwierzyć, ze nie zauważyłyśmy tak znacznego wydarzenia tektonicznego w naszym sąsiedztwie, leżąc cały dzień w tropikach, bujając się z piwkiem w hamaku i zagryzając bananowe chipsy..!
Dowiadujemy się również, że w końcu jutro nadchodzi nasza
mañana i rano dopłyniemy (
mañana w
mañana - słowo to znaczy zarówno jutro, jak i rano). Skończą się te spojrzenia, ciągłe śledzenie naszych ruchów, pouczenia na temat prania i śmiechy, gdy strzepujemy ćmy i odganiamy się od robactwa. Pożegnamy również monotonne jedzenie, całkowity brak prywatności, brudne, zaczepiające nas, kopiące hamak, plujące dla zabawy dzieciaki, nieustanny hałas telefonów komórkowych i radyjek.
Będzie to również koniec bezkarnego wylegiwania się na hamaku, miłych -
Hola! za każdym razem gdy przechodzimy, życzliwych uśmiechów wymienianych z częścią podróżnych, z którymi w ramach komitywy wymienialiśmy się wodą, arbuzami i miską do prania, oraz najbardziej nieprawdopodobnych zachodów słońca, codziennego spektaklu nad deszczowym lasem okalającym rzekę Ukajali. Jedyna w swoim rodzaju amazońska roślinność, tworzy nieogarnialną plątaninę sięgającą aż po horyzont, która nagle urywa się i spada w brunatne koryto rzeki. Ma w sobie hipnotyzującą moc, mamy nadzieję, że uda nam się zachować w pamięci ten widok…
„Ściana zieloności tak fantastyczna, że wyglądała jak nieziemska scena oszalałego teatru. Palmy, liany, bambusy, epifity, drzewa proste i koślawe, drzewa niemal poziomo rosnące, krzewy większe niż drzewa, różnorodność form i barw, liście białe jak śnieg i czerwone jak krew, co sto metrów widowisko zupełnie odmienne, a jednak w zasadzie to samo, tylko nowe drzewa, nowa roślinność (…).”– Arkady Fiedler,
Ryby śpiewają w Ukajali