Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do serca Jedwabnego Szlaku (2025)    Kalejdoskop krajobrazów
Zwiń mapę
2025
31
maj

Kalejdoskop krajobrazów

 
Kirgistan
Kirgistan, Barskoon
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9148 km
 
Wstęp: Kolejnego dnia rano kontynuujemy podróż południowym brzegiem jeziora Issyk-Kul. Wygląda na to, że od kilku lat prowadzą tu ambitne prace remontowe, ale końca wciąż nie widać… Mniej więcej w połowie jego długości zaczynają się odcinki ziemne, objazdy, spowolnienia. Mimo wszystko, wydaje się, że więcej kawałków jest oddanych do użytku niż na północy. Cóż, chyba poleciłabym Kirgistan za kilka dobrych lat, kiedy wybudują te piękne, 4-pasmowe jezdnie, i więcej czasu będzie można poświęć na obcowanie z przyrodą, a mniej na telepanie się po fatalnych drogach…

Cel: Góry, doliny, kaniony…

Materiały i metody: *Kanion Skazka – 50 KGS/os.
*Nocleg w miejscowości Kochkor – hotel Mountain View, pokoje z łazienkami: 27/46$, pokój 1/2os.
*Waluta: som kirgiski, KGS. 1 PLN = +- 23 KGS; 1$ = 87 KGS.

Przebieg: Nasz pierwszy cel nie leży przy głównej, południowej drodze – w okolicach miejscowości Barskoon odbijamy w głąb wcinającej się w góry doliny. Z początku prosta droga o alpejskim uroku zmienia się w ciasne serpentyny – konieczne, jeśli w ciągu najbliższej godziny mamy wdrapać się jakieś 2000 metrów w górę…Droga jest nieutwardzona, i przy obecnej pogodzie – bardzo błotna; oblepia naszego wysłużonego Lexusa stalaktytami brudu. Krajobraz szybko przechodził się z soczystej zieleni w surowe granie, przyprószone świeżym śniegiem. Droga jest zaskakująco dobrze utrzymana – po części dlatego, że obsługuje ważną kopalnię; jest to też jedna z ważnych przepraw przez ten odcinek Tien-Szanu. Chcemy dojechać na jeden z charakterystycznych dla tego pasma górskiego , wysoko położonych „powierzchnie zrównania”, przełęczy - zwanych syrtami. Ten przy Barskoon, na ponad 3700 m.n.p.m, zwany jest Syrtem Arabel. Wizje z Internetu kusiły obrazami turkusowych jezior – jednak im wyżej wjeżdżaliśmy, tym bardziej zimowy robił się krajobraz. Na przełęczy drogę zastąpili nam przeganiający bydło mężczyźni na koniach. Przed nami było tego zresztą więcej – stado, jak się miało okazać, liczyło z 800 owiec, 150 krów i ponoć 100 koni – gnane na letnie pastwiska (te położone w dolinach mają już wysychać). Zestaw zwierzyny wyglądał dość abstrakcyjnie w śnieżnym krajobrazie - znacznie bardziej na miejscu byłoby stado reniferów… Zwierzęta prowadziła pasterska ekipa jadąca buchanką (radziecki, wielozadaniowy UAZ), której towarzyszył skuter, kilku konnych i gromadka uroczych psów pasterskich. Ku naszemu zdziwieniu, była z nimi też młoda, drobna Francuzka, prowadząca badania z pogranicza antropologii i zootechniki o kirgiskich pasterzach. Właśnie zbiera materiały do pracy magisterskiej, i gdy pasterze raczyli się lunchem - objaśniła nam co tu się właściwie dzieje. Nie spodziewano się tu śniegu – byli tak samo zaskoczeni jak my – a kapryśna pogoda miała być zresztą i naszym przekleństwem w dalszej części podróży. To, co samochód może pokonać w kilka godzin, przeganianemu stadu zajmie o wiele więcej czasu. Gdy zastał ich śnieg, musieli w połowie drogi nocować – wszyscy na kupie, w tej jednej buchance (ogrzewanej zamontowanym piecykiem). Dziewczyna przyznała, że wtedy zaczęła kwestionować swoje wybory życiowe – myśląc o kolegach z roku, którzy swoje staże dyplomowe odbywają na południ Francji… Od tego momentu, gdy trafi się nocleg np. bez łazienki, i gdy przyjdzie mi do głowy narzekać na standard – będę myśleć o tej dziewczynie…

W drodze powrotnej, tuz przed najgorszymi serpentynami, minął nas samochód z chorągiewką i mrugał światłami – nie wiedzieliśmy o co chodzi, ale jak szybko miało się okazać – był to pilot całego konwoju cystern wspinających się tymi złowrogimi serpentynami… Dłuższą chwilę czekaliśmy, aż skończą się wynurzać ze schodzących w głąb doliny mgieł – co cało nam przynajmniej okazję do przyglądania się hasającym po stokach świstakom…

Wracając do głównej drogi mijamy jeszcze jedno lokalne kuriozum - pomnik Juri Gagarina. Po swoim historycznym locie kosmicznym miał przyjechać właśnie tu, na brzeg Jeziora Issyk-Kul, do specjalnego sanatorium dla astronautów (wszak tereny et należały podówczas do ZSSR). Lokalna „wiejska legenda” jednak głosi, że tak naprawdę tutaj spadł jego lądownik, setki kilometrów od planowanego miejsca – co miało być tuszowane przez Sowietów, którzy nie chcieli przyznać się do jakiekolwiek błędu…

*

Wkrótce mieliśmy kompletnie zmienić krajobraz. Niespełna godzinę drogi dalej, blisko miejscowości Tassor, znajduje się jeden z ulubionych przystanków turystów eksplorujących południe Issyk-Kul – Kanion Skazka, czyli, z rosyjskiego - Kanion Bajka. Nieśmiałe słońce oświetlało fantazyjne formacje skalne zerodowanego piaskowca i skał osadowych - zwane fantazyjnie „Murem Chińskim” lub „zamkiem”. Mienią się odcieniami czerwieni, pomarańczu i żółci, przywodzą na myśl krajobrazy z amerykańskiej Doliny Śmierci; tak różne od oczywistych skojarzeń z żywą zielenią kirgiskich pastwisk…

Reszta dnia upłynęła na drodze do miejsca noclegowego, leżącej na zachód od Issyk-Kul miejscowości Kochkor – w której nie ma nic zupełnie, poza tym, że jest dogodną bazą wypadową w pobliskie góry. Taki nam plan właśnie przyświecał na dzień kolejny, choć zbierające się chmury nie wróżyły niczego dobrego…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (41)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 26% świata (52 państwa)
Zasoby: 547 wpisów547 1703 komentarze1703 12431 zdjęć12431 5 plików multimedialnych5