Wstęp: O 14 opuszczamy Chiwę. Dalekodystansowe przejazdy w Uzbekistanie koleją stoją, i obok samolotów to one spinają ogromny kraj. Od kilku lat miasto cieszy się nowym dworcem - dociągnięto tu tory z pobliskiego Urgenczu. Ponad pół godziny przed odjazdem dworzec zaroił się turystami („normalni” pasażerowie dosiądą się dopiero w Urgenczu) – większość wsiadła do wagonów
kupe, z przedziałami i 4 łóżkami; my zaś skierowaliśmy się do klasyki obozu sowieckiego – najniższej klasy
plackarta - bez przedziałów, tylko z przepierzeniami. Widząc to jeden z kolejarzy pokręcił głową i dał nam do zrozumienia, że powinniśmy brać
kupe, bo tam jest lux i
haraszo - i pewnie miał rację…
Cel: Przejazd z Chiwy do Buchary.
Materiały i metody: *Bilet kolejowy: 162K UZS, klasa plackarta.
*Waluta: Sum, UZS; 1 UZS = +- 0,003 PLN. 10 000 UZS (10K) = +-3 PLN.
Przebieg: Gdy tylko opuściliśmy dolinę Amu-Darii, zieleń za oknami ustąpiła miejsca bezkresnej pustyni, porośniętej skąpymi kępkami krzewów i pożółkłą trawą. Krajobraz na swój sposób piękny, ale szalenie monotonny. Do tego - jak się ma pecha, to się ma pecha, i w całym wagonie okna tylko w dwóch przepierzeniach się nie otwierały – w tym oczywiście w naszym (miejsca 21-34). Ogólnie trzeba unikać miejsc w środku wagonu – upał jest sakramencki. Gdy później udało nam się uchylić okno w” niezamieszkałym” siedzeniu po ukosie – zaraz je przymknięto, bo inni pasażerowie narzekali na pustynny piach dostający się do wnętrza wagonu… Jak widać pył jest większym wrogiem Uzbeka niż zaduch. I tak, mimo, że zawsze byłam zwolenniczką plackarty, tak może tutaj klasa kupe (tylko o 1/3 droższa), byłoby chyba lepszym rozwiązaniem. Przeskok jakościowy był spory, wydawało się chłodniej – choć wszystkie doniesienia podróżników wspominały niedziałającą klimatyzację…
Wytchnienie dawała wizyta w wagonie restauracyjnym, w którym w sprawnie działała klimatyzacja. Oferta gastronomiczna była uboga – somsy z mięsem (pieczone pierożki, ciasto bardzo dobre ale tutejszy mięsny farsz wyjątkowo nie przypada mi do gustu) oraz szaszłyki kofta. Sprzedają też napoje, a nawet piwo (40K UZS), a po wagonie raz po raz przechodzą się obwoźni sprzedawcy różnych wiktuałów i napitków. W postsowieckich pociągach można umrzeć z gorąca, ale nie głodu. Poza tym klimat jest standardowy – wystające stopy, nasiadówy nad przygotowaną wałówką, jakieś popłakujące dziecko, chór chrapiących w kanonie wujków...
Jakoś przetrwaliśmy te 7h podróży, był to nasz pierwszy i najdłuższy przejazd pociągiem w Uzbekistanie – i nie było to nasze ulubione doświadczenie w tym kraju... Przed nami jeszcze dwa przejazdy, ale myślę, że to będzie już zupełnie inna historia…