Wstęp: Choć okrętowaliśmy się na statku już poprzedniego dnia, dopiero dzisiaj ruszymy w morze. Sama procedura przebiegła gładko, choć nie obyło się bez zaskoczeń – turystyczne podróże morskie mają pewne zwyczaje, których zupełnie nie byliśmy świadomi. Po przybyciu do terminala pasażerskiego „nadaje się” bagaże (niemal jak w samolocie), które później trafią przed drzwi naszej kajuty. Następnie dostajemy karty pokładowe – odbijamy je przy każdym wejściu i zejściu z pokładu, i otwieramy nimi drzwi kajuty. Będą nam też służyć nam jako środek płatności na statku i dokument tożsamości przez kolejne dni – bo paszporty zostają na statku. To nas poważnie zdziwiło, jednak faktycznie, gdyby kilka tysięcy osób miało przechodzić odprawę paszportową przy każdym opuszczeniu pokładu, to byłby to chaos…
Cel: Ruszamy z Dubaju do Abu Zabi!
Materiały i metody: *Transport na szczyt Palmy Jumeirah: Taksówki między portem a centrum handlowym Nakheel – w połowie „pinia” palmy – 20 AED. Monorail – bilet w dwie strony z lądowego „podnóża” palmy to 35 AED, ale już z Nakheel Mall – 15 AED (i z tej opcji skorzystaliśmy).
*Waluta: dirham, AED; 1 AED = +/- 1,1 PLN.
Przebieg: W Dubaju mamy tylko na kilka porannych godzin – postanawiamy zajrzeć na dobrze widoczną z pokładu statku, sztuczną wyspę w kształcie palmy -
Jumeirah. Jako jedna z pierwszych tego typu inwestycji na świecie była emanacją dubajskiej ekstrawagancji, ale i teraz, gdy coraz więcej krajów rozciąga tak swoje linie brzegowe, pozostaje jednym z symboli miasta. Na „palmowych liściach” ulokowano kosztowne rezydencje, każdą z dogodnym dostępem do prywatnego skrawka plaży. Szczyt palmy zaś wieńczy ekskluzywny hotel Atlantis, z nie jedną, a dwiema restauracjami z gwiazdkami Michelina… Całość miała być ucieleśnieniem luksusu w arabskim wydaniu wczesnych lat 2000 – i tak zresztą jest, nawet jeśli po pierwszym ćwierćwieczu XXI w. wydaje się cokolwiek przestarzała…
*
Nim wypłyniemy musimy jeszcze odbyć szkolenie bezpieczeństwa. Składa się z dwóch części, jedna do obejrzenia w kajucie lub na własnym telefonie podłączonym do lokalnej sieci wifi statku. Druga wymaga stawienia się w kapokach, o określonej porze, w przypisanym punkcie zbiórki (to byłoby też miejsce do którego należy się udać w razie ewakuacji). Tam sprawdzają, czy kapok umiemy poprawnie zapiąć, i skanują naszą kartę potwierdzając odbycie szkolenia. Biorąc pod uwagę jakim labiryntem jest taki statek – bardzo dobrze, że takie szkolenia się przeprowadza…
W końcu można się zrelaksować – patrzymy, jak statek powoli odbija od brzegu, sygnalizując to ogłuszającą, niską syreną. Potem z głośników sączy się Enya –„ Orinoco Flow”, i jej adekwatne do sytuacji
Sail away, sail away – i jak się ma później okazać, ten utwór będzie puszczany za każdym razem, gdy będziemy opuszczać port.. Budzi to lekki uśmiech, ale jednocześnie faktycznie z jakąś taką podniosłością ludzie zbierają się, by rzucić ostatnie spojrzenie na wieżowce dubajskiej Mariny malejące na końcu szerokiego kilwateru…