Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Zatoki Perskiej (2025)    Blaski i cienie gospodarczego fenomenu znad Zatoki Perskiej
Zwiń mapę
2025
07
lut

Blaski i cienie gospodarczego fenomenu znad Zatoki Perskiej

 
Zjednoczone Emiraty Arabskie
Zjednoczone Emiraty Arabskie, Dubai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4378 km
 
Wstęp: Większość wycieczkowców zatrzymuje się obecnie w nowoczesnym terminalu portu Dubai Harbour, położonego blisko Mariny i słynnej wyspy-palmy Jumeirah – 30 km na południe od Deiry. Tam też zajeżdżamy połowie dnia -żeby się zaokrętować i zostawić kłopotliwe bagaże (ZEA jest fatalnym krajem pod kątem przechowalni…). Pomijając jednak ten techniczny przerywnik, czas spędzamy zwiedzając miasto. Poprzedniego wieczora widzieliśmy to, co pozostało (lub odtworzono) z historycznego Dubaju, czas zobaczyć to, czym miasto zasłynęło na świecie w XXI wieku. A teraz mało kto już pamięta, że historia mogła potoczyć się zupełnie inaczej…

Cel: Dubaj nowoczesny.

Materiały i metody: *Atrakcje: Burj Khalifa – cena zależy od piętra i godziny. Tańsze jest 124 & 125 piętro; wschód słońca (5-6.30 AM) – 159 AED, popołudniowe godziny szczytu (3-7PM): 259 AED, pozostałe godziny: 179 AED. Ceny dla osób dorosłych, dzieci do 8 lat nieco taniej. Bilety można bukować m.in. TU.
*Bagaże – znowu przechowalnia bagażu przed południem (zanim zaokrętowaliśmy się na statek) spędzała nam sen z powiek. Na szczęście, mając bilet na Burj można bezpłatnie zostawić bagaże w tamtejszej przechowalni – w innym wypadku ceny w Dubaj Mall oscylują gdzieś między 20 a 70 AED za bagaż…
*Przejazdy – w mieście działa UBER, przy czym jest to opcja zwykle nieco droższa niż taksówki – bo i auta często przyjeżdżają z nieco wyższej pułki, oferując nieco lepszy standard – lexusy i Tesle są na porządku dziennym. Taksówki można łapać z ulicy lub z postojów – jednak z nieznanych nam przyczyn ta druga opcja często była droższa… Przejazdy między Mariną a portem – Dubai Harbour (taksówkami lub UBERAMI) kosztowały 20-35 AED.
*Waluta: dirham, AED; 1 AED = +/- 1,1 PLN.

Przebieg: Przerost ambicji prawie załamał Dubaj w okresie krachu finansowego z 2008 roku. Gdy nadmuchana kredytami bańka nieruchomości pękła, mogła zrujnować emirat. Masa inwestycji została wstrzymana, części nigdy nie dokończono. Zagrożone było nawet flagowe dzieło, największy budynek świata - wtedy nazywany Burj Dubaj. Gdyby bardziej roztropne i umiarkowane Abu Zabi nie poratowało rozrzutnego sąsiada miliardami zaoszczędzonych petrodolarów, Dubaj mógł przepaść w piaskach pustyni tak szybko, jak z nich wyrósł. Na wieczną pamiątkę upokorzenia, szejk Dubaju musiał przemianować (na 24h przed uroczystym otwarciem) swoją dumną wieżę na Burj Khalifa - od imienia szejka Abu Zabi...

Niemniej, kłująca niebo 800 metrowa wieża – bez względu na nazwę - jest obecnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych budynków Dubaju – na równi z (karłowatym w porównaniu) hotelem w kształcie żagla. Wjazd choćby na niższy poziom 124 piętra trzepie po kieszeni, ale jako, że jest więcej niż tylko punkt widokowy – a raczej symbol wizji, ambicji, i wszystkiego, czym Dubaj chce być dla świata – decydujemy się z tej atrakcji skorzystać. I widok, mimo pylastego smogu, z którym boryka się miasto, robi wrażenie. Dubaj zdaje się nie mieć końca, przynajmniej gdy patrzymy na północ i południe. Szybko jednak szybko ginie w piaskach pustyni gdy odwrócimy wzrok od morza. Turkusowe baseny u stóp wierzy kontrastują z beżowo-popielatą masą domków, wieżowców, i kilometrów wielopasmowych szos przecinających centrum miasta. Jeszcze większe wrażenie robi zestawienie tego obrazu z historycznymi fotografiami – bo kilka dekad temu były tu ledwie dwie szosy na krzyż i jedno rondo…

By dostać się do Burj Khalifa trzeba przejść przez Dubai Mall - jedno z dziesiątek centrów handlowych, w których lubują się Emiratczycy (spędzając w ich klimatyzowanych wnętrzach godziny upalanego lata). I nie byłoby w nim pewnie nic niezwykłego (wszak wszystkie galerie handlowe są do siebie podobne) – jednak tutaj warto przejść się przynajmniej do wielkiego, morskiego akwarium, którego olbrzymie przeszklenie widać ze sklepowym alejek (wstęp do środka jest płatny). Jest to widok niecodzienny, a pływające w nim rekiny i płaszczki – hipnotyczne…

*

Drugą część dnia spędzamy w położonej bliżej portu Marinie. Projekt zainicjowana ponad 20 lat temu, obecnie inwestycja rozrosła się do jednego z największych skupisk wysokościowców na świecie. Położona w głębi lądu, z jednej strony ma miejską plażę (mocno przeciętnej urody), zaś do jej serca prowadzi sztuczny kanał, którym setki okrętów mogą dostać się do kosztownych kei. W pionierskim dla samochodo-centrycznego Dubaju odruchu, wokół Mariny zaprojektowano ponad 7-kilometrową trasę spacerową – i faktycznie, jest to całkiem sympatyczny spacer, podczas którego raz po raz zadzieramy głowę, patrząc na strzeliste wieżowce z wolna rozświetlane nocną iluminacją... Trudno o miejsce bardziej odmienne od historycznej dzielnicy al Bastakyia, którą widzieliśmy poprzedniego dnia - jednak obie pokazują, jak przyszłości i przeszłość tego miasta-mirażu, wyrosłego na pustynnym brzegu, nieodmienne związana jest z morzem…

*

Patrząc tak na rozmach jak tempo, w jakim rośnie Dubaj widać że ambicją szejka było pokazanie, że Arabowie, jak w Średniowieczu, mogą być pionierami. Dubaj, na tle całego bliskiego wschodu, jest też jednym z najbardziej liberalnych i wielokulturowych ośrodków miejskich, przyciągając mniej i bardziej wykfalifikowaną kadrę z całego świata – bez niej miasto nie mogło by ani powstać, ani funkcjonować. Rodowici, etniczni Emiratczycy stanowią jedynie 10% mieszkańców ZEA – zdecydowaną mniejszość we własnym domu. Ale za to wyjątkowo uprzywilejowaną… Szejkowie dzielą się ze swoimi obywatelami dochodami lukratywnych księstewek – dzięki temu zapewne udaje im się uniknąć jakichkolwiek roszczeń krajan do udziału w życiu politycznym. Zresztą – w plemiennej tradycji władca zawsze był sprawcą dobrobytu, więc nie wydaje się, by szczególnie tęskniono do demokracji. To nie przypadek, że (z jednym wyjątkiem, o którym jeszcze będzie) naftowe monarchie, takie jak ZEA, w zasadzie ominęła Arabska Wiosna z 2011 roku…

W końcu - Emiratczyk ma praktycznie wszystko w życiu zapewnione – z samego tylko tytułu, że miał ślepe sześciu urodzić się obywatelem tego kraju. Służba zdrowia, edukacja, ale też praktycznie gwarantowane, wysokopłatne zatrudnienie w państwowych spółkach. Choć większość i tak nie pracuje – żyjąc z dochodu pasywnego generowanego przez nieruchomości stawiane na otrzymanych od państwa działkach, lub pobierając procent za „patronowanie” zagranicznym inwestycjom. Szejkowie zaskarbiają sobie tym wdzięczności i lojalność, ale też, niestety, tworzą leniwe, słabo wykształcone i bierne pokolenie…

Zwykle dochód państwa pochodzi z nadwyżek produkcyjnych, ale w Dubaju nie zależy on od wydajności wytwórczej obywateli - notuję. Tu dzieje się wręcz odwrotnie: państwo, które niczego nie produkuje i nie wytwarza, stało się ich źródłem przychodu. Ogromne dochody wygenerowane z rynku nieruchomości, turystyki, usług czy z pośredniczenia w gigantycznej wymianie handlowej wyzwoliły fenomen państwowego beneficjum. Takie państwo, które rozdziela przychody, zapewniając powszechnie wysoki dobrobyt i dostatni standard życia rodowitym obywatelom, ekonomiści nazywają rentierskim, czyli dystrybucyjnym.
Ta nierealna wprost opiekuńczość państwa, postrzegana jako dar niebios czy szczęśliwy zbieg wydarzeń, przyczyniła się do rozkwitu niezdrowej mentalności rentierskiej. Społeczeństwo, od którego nie wymaga się żadnego zaangażowania czy wysiłku, żyjące na koszt państwa i nieproduktywne, umocniło się w złudnym przekonaniu, że przywileje oraz korzyści materialne i finansowe należą mu się z urzędu.

Dubaj prawdziwe oblicze, J. Pałkiewicz

Ktoś musi więc ten dobrobyt generować, i ktoś musi to wszystko obsługiwać – skoro Emiratczycy, których niepiśmienni dziadkowie wędrowali po pustyni za swoimi wielbłądami, stali się w dwa pokolenia bogatą kastą praktycznie nie parającym się aktywną pracą. Tym zajmuje się pozostałe 90% mieszkańców kraju – tworzących dwie, skrajnie odmienne grupy. Jedni to wysoko opłacani specjaliści (lekarze, architekci, inżynierowe, managerowie), głównie z Europy, Stanów, RPA, do których pasuje eleganckie określenie „ekspaci”. Mieszkają w luksusowych osiedlach, mają sprzątaczki i nianie, zasadniczo swobodę życia po swojemu – choć muszą pracować ciężko, bo po stracie zatrudnienia mają tylko miesiąc na znalezienie pracy, po czym muszą opuścić kraj.

Na drugim końcu spektrum są rzesze biednych migrantów zarobkowych z Azji (Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Nepalu, Filipin), Afryki (Egiptu, Etiopii, Erytrei), czy biedniejszych krajów bliskowschodnich. Kobiety pracują w usługach, jako kosmetyczki, fryzjerki, sprzedawczynie, lub jako opiekunki do dzieci, oraz oczywiście - prostytutki. Mężczyźni zasilają rzesze obsługi hoteli i kierowców zawodowych, masa pracuje jednak w półniewolniczych warunkach na budowach. Nie raz już świat obiegły doniesienia o pobieraniu wysokich opłat za wizę pracowniczą (na którą zadłużają się w sowich krajach, przez co później nie mogą z tej pracy rezygnować), o tragicznych warunkach bytowych w barakach gdzie śpią po kilkanaście osób w pokojach z wiatrakiem i jedną toaletą na piętrze, o śmierciach z przegrzania gdy pracują w 50ᵒC upałach. Częściowo stan rzeczy wynika w kulturowo zakorzenionej tradycji kafala - systemu, w którym pracownicy muszą posiadać sponsora –zwykle jest nim pracodawca, odpowiadający za wizę i status prawny, i ale też za przestrzeganie lokalnego prawa – dlatego też na porządku dziennym jest konfiskata paszportów, oraz zakaz zmiany pracodawcy. System wywodzi się z prawa islamskiego, gdzie dotyczył adopcji dzieci, jednak rozwinięto go o regulację pracy imigrantów. Stawarza jednak szerokie pole do wyzysku, i pod naciskami opinii międzynarodowej, część krajów Zatoki powoli zmienia –przynajmniej na papierze - część tych zapisów…

*

Mając to wszystko na uwadze oczywistym jest, że Dubaj wzbudza cokolwiek mieszane uczucia. Jednak patrząc wieczorem z rufy naszego statku na rozświetlone nabrzeże wybujałych wysokościowców Mariny trudno było być wobec niego obojętnym. Jakkolwiek by nie oceniać tego, jak i czym Dubaj się stał, i bez względu na naszą sympatie (czy jej brak) do tego typu miejskich tworów - rozmach Dubaju i jego historia współczesna są doprawdy imponujące…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (30)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Darek
Darek - 2025-02-11 01:12
patrząc na Twój opis mieszkańców ... to hmm.. mam nieodparte wrażenie , że sporo naszych "obywateli" to czuje się jak ichni rodowici mieszkańcy :)
Ale fakt, patrząc na obrazki... miasto ma swój urok, któremu nie sposób zaprzeczyć... chociaż uczucia do niego mieszane mogą być...
Już się doczekać nie mogę na "obrazki z pokładu"...
Stopy wody pod kilem... chociaż w Waszym wypadku, przyda się więcej...
 
Stock
Stock - 2025-02-11 05:01
Dobry wpis! Mnie Dubaj nie przekonuje, całe ZEA również, choć jakieś plusy ma.

Mam też wrażenie, że te słowa Pałkiewicza to jednak ekonomiczne dyletanctwo.
 
migot
migot - 2025-02-11 13:19
@Stock - Pałkiewicz ma ogólnie taki dość specyficzny styl, pyszałkowato-efekciarski - ale akurat ta książka wpadła mi w ręce przed wyjazdem ;)
 
mamaMa
mamaMa - 2025-02-12 14:44
Bardzo to ciekawe, co piszesz. Czy zamożność bez wysiłku i ludzie bez wykształcenia to dobry sposób na życie? To życie, o którym marzymy - w dobrobycie i bez konfliktów czy wojen?
 
marianka
marianka - 2025-02-20 21:38
Mam tak jak stock - nie przekonał mnie Dubaj, i ciągle dalej nie mogę zapałać sympatią do tego miejsca.
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 25% świata (50 państw)
Zasoby: 530 wpisów530 1666 komentarzy1666 11937 zdjęć11937 5 plików multimedialnych5