Wstęp: Nasz pierwszy, długodystansowy lot naszym narodowym przewoźnikiem nie wypadł szczególnie pozytywnie – było poprawnie, ale nie będzie to nasza ulubiona linia lotnicza… Niemniej, na lotnisku im. Indiry Gandhi w stołecznym Delhi wylądowaliśmy kwadrans przed czasem (czyli przed 5 rano), w gęstej mgle i smogu, rozpraszającym światła miasta. Wbrew zaczytanym opiniom na temat opieszałości kontroli granicznych czy czasu potrzebnego na kupno karty sim (co ma być najłatwiejsze właśnie na lotnisku, gdzie nie martwimy się o dostarczenie ksera paszportu czy zdjęcia) – wszystko poszło zaskakująco sprawnie. O tej porze nie było zbyt wielu przybyszów z e-wizami, więc udało się przejść odprawę w ok. 20 minut. Potem bankomat, karta sim, karta na metro – i w centrum byliśmy koło 7.30…
Cel: Zorganizować się w Indiach i dostać z Delhi do Agry…
Materiały i metody:*Karta sim Airtel, kupowana na lotnisku – 500 INR, ważna miesiąc, ma mieć codziennie odnawiające się 1.5Gb danych. Kupno na lotnisku przebiegło bardzo sprawnie – sami wypełniają większość formularzy na podstawie ksera paszportu, wykonują zdjęcie i dopełniają innych formalności. Internet działał jakieś 2h po wsadzeniu karty do telefonu.
*Metro card na Delhijskie metro – 150 INR, 50 INR to zwrotna kaucja, reszta do wykorzystania na przejazdy (różne kwoty w zależności od trasy, plus korzystając z tej karty płacimy 10% niż kupując jednorazowo bilety/żetony). Na koniec pobytu kartę można zwrócić, i oddadzą nam kaucję wraz z niewykorzystanymi środkami. Przejazd z lotniska linią ekspresową do New Delhi (dworzec) – 60 INR, mniej niż 20min!
*Przejazd pociągiem z Delhi (dworzec New Delhi) do Agry: 550 INR/os (klasa AC3), 200 km – miało być 2h40min, wyszło koło 4h15min…
*Waluta:
rupia indyjska, ₹, INR. 1 INR = ±0,05 PLN; 1000 INR = ±50 PLN.
Przebieg: Gdybym miała realne nadzieje, na tak sprawny przebieg sprawy – to pewnie zaryzykowałabym kupno biletu na ekspres do Agry, który odjeżdża o 8.10 (z innego dworca niż ten, do którego odjeżdża bezpośrednie metro) i w jakieś 2h sprawnie i niezawodnie pokonuje ten dystans. Wtedy nasz dzień potoczyłby się zupełnie inaczej…
Ale zamiast wierzyć w terminowość samolotów wolałam wybrać późniejszą opcję, pociąg, który na papierze miał jechać nieco dłużej, i ruszać z centralnego dworca Delhi o 11.30. Co oznaczało, że musieliśmy gdzieś przeczekać kilka godzin o poranku – zawiesista i złowroga mgła smogowa powoli ustępowała miejsce błękitowi nieba, a my przeszliśmy kawałek do
Connaught Place, popularnej, otoczone zdobionymi kolumnadą budynkami w stylu georgiańskim dzielnicy z centralnym, wypielęgnowanym parczkiem, w którym goniły się wiewiórki i papugi. Gdy próbowaliśmy aktywować interenty, zagadał do nas jakiś miły mężczyzna - pogawędziliśmy o naszych planach na zwiedzanie kraju. Słysząc o tym, że czekamy na pociąg przestrzegł nas, że przez gęste mgły wszystkie pociągi jadące z północy mają opóźnienia. I faktycznie pokazał nam – na skądinąd przydatnej, rządowej stronie
www że owy pociąg już spóźnia się godzinę, a sprawa pewnie się pogorszy. I że możemy iść, tu za rogiem, do takiego punktu transportu turystycznego, gdzie może pomogą nam znaleźć alternatywny transport – ale nie prowadził nas tam, więc nie wywołało to wielu podejrzeń… Czasu mieliśmy pod dostatkiem, to zapytaliśmy – choć biura wyglądały podejrzanie „prywatnie”, a pracownicy szybko zadeklarowali, że nasz pociąg będzie opóźniony ze 4h, że mogą nam załatwić auto do Agry za 10 tys. Rupii (UBER pokazywał na tej trasie ok 3000 INR, choć ponoć dochodzą jakieś podatki za przekraczanie granicy stanu…), że autobus będzie jechał 7 godzin, że zdecydowanie lepiej więc będzie jak wynajmiemy taksówkę na kilka dni jazdy po Radżastanie, i że przecież oni lepiej znają swój kraj niż my. Ale my znamy lepiej takich cwaniaków jak oni, więc wychodzimy na poły rozbawieni, na poły zirytowani –bo z jednej strony człowiek wie, że tak będą ściemniać – ale jednak każdy kraj ma swoją dozę finezji i fantazji w tych podchodach…
Nasz pociąg ostatecznie przyjechał opóźniony jakieś 15 minut – choć potem z nawiązką dobił do ponad 1,5h opóźnienia... Noże wiele, może niewiele – ale, jako, że ostatecznie do Agry dotarliśmy koło 15.45, było za późno na zobaczenie chociażby Czerwonego Fortu (zamykanego o zachodzie słońca)– więc ten dzień należy – pod kątem zwiedzania – zaliczyć do straconych… Był to jednak pierwszy kontakt z kolejami indyjskimi – o których jeszcze na pewno będzie, bo mamy kilka przejazdów w planach. Od jakiegoś czasu bez większych problemów można na stronach indyjskich kolei założyć konto i płacić Revolutem, więc kilka strategicznych przejazdów mamy już zarezerwowanych – w klasie AC3 lub AC2, które są czymś po środku, między najbardziej tłoczną klasą
sleeper, a przedziałowymi wagonami AC1 – gdzie mamy tylko 2 lub 4 łóżka. Układ AC2 i AC3 przypomina otwarte wagony rosyjskich plackart, przy czym te pierwsze mają po 4 łóżka w przepierzeniu (plus dwa z boku), a drugie 6 łóżek (3 poziomy) w przepierzeniu (plus dwa z boku).