Wstęp: Podróżnicze żelazo w czasach pandemicznej remisji trzeba kuć puki gorące – więc w trzy tygodnie po powrocie z rajskich Seszeli ruszam w stronę zgoła odmiennej wyspy…
Cel: Kraina lodu i ognia -
Islandia!
Materiały i metody: *Loty Katowice-Reykjavik-Katowice (Wizzair): 1325 PLN/os (z jednym, dużym bagażem rejestrowanym na naszą dwójkę). Nie jest to okazyjna cena, ale w czasie krótkiego, islandzkiego lata (i szczytu turystycznego sezonu) „okazyjne” ceny w zasadzie nie występują…
Przebieg: Kierunek był w planach w zasadzie od zawsze, i już w zeszłym roku pojawił się na tapecie (niezrealizowanych…) pomysłów – to w końcu miejsce, w którym o dystans społeczny nie trudno i zwiedza się tam w zasadzie tylko przyrodnicze atrakcje na wolnym powietrzu. Do tego planowałam i tak poruszanie się wynajętym samochodem, posiłki głównie gotowane we własnym zakresie, spanie pod namiotem lub w kamperze – w zasadzie kierunek idealny na izolacjonistyczne czasy pandemii. Co nie wyszło w zeszłym roku, ma ziścić się w tym.
Plan jest więcej niż napięty – Michał ze względu na nową pracę i inne zobowiązania nie miał zbyt wiele urlopu do szastania. W związku z tym mamy tydzień, i chcemy objechać całą wyspę. Oczywiście nie ma szans na zobaczenie całego jej piękna, nawet lista top-must-see musiała zostać okrojona – ale planujemy zgrabną pętlę drogą numer 1, słynną
Ring Road, z małymi odbiciami na boki. Na naszą korzyść działać będzie 20 godzin dnia w ciągu w doby, i moja wielka determinacja ;) Jutro ruszamy, trzymajcie kciuki!