Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Syjamu i Indochin (2019)    Z Ziemi Polskiej do Wietnamu
Zwiń mapę
2019
18
lis

Z Ziemi Polskiej do Wietnamu

 
Wietnam
Wietnam, Hội An
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11085 km
 
Wstęp: Nie zostaliśmy na noc w Hue, bo (względnie) blisko jest miasteczko, które ma o wiele więcej uroku. Hội An, bo o nim mowa, już w Średniowieczu było ważnym portem kontrolującym tę odnogę Jedwabnego Szlaku. Jego starówka jest obecnie najlepiej zachowanym przykładem portu kupieckiego Azji Południowo-Wschodniej i w tym roku obchodziła okrągłe 20-lecie wpisania na listę UNESCO. Choć teraz to jedno z najchętniej odwiedzanych miasteczek Indochin, niewiele brakowało, a wiekowe nabrzeże zostałaby zrównane z ziemią. Apokalipsie tego cennego dziedzictwa zapobiegł… nasz krajan, architekt i konserwator zabytków - Kazimierz Kwiatkowski.

Cel: Urocza starówka Hội An i ruiny sakralnego kompleksu Czamów – Mỹ Sơn.

Materiały i metody: *Nocleg: Unity Villa, 300 000 VDN/noc, pokój z łazienką i klimatyzacją. Na zdjęciach wyglądało jak milion dolarów na bookingu, w rzeczywistości trochę gorzej i śmierdziało naftaliną. I był to jednak kawałek od historycznej starówki.
*Dojazd do My Son: ze zorganizowaną wycieczką, 6$ od osoby. Nie miałam przekonania do prowadzenia skutera w gęściej uczęszczanych regionach Hoi An – jednak w razie wypadku bez odpowiedniego prawa jazdy nie mamy tu żadnego ubezpieczenia… Wstęp do Mỹ Sơn (czyt. Mi Son): 150 000 VND.
*Waluta: Đồng, VND; 1 PLN = +- 6 000 VND.

Przebieg: Kwiatkowski, tutaj zwany „Kazikiem”, przyjechał tu pod koniec lat 70. XX w., jako kierownik Polsko-Wietnamskiej Misji Konserwacji Zabytków, którą wysłano od nas w ramach międzynarodowej pomocy bratniemu, socjalistycznemu krajowi. Zniszczony wieloletnimi wojnami, potrzebował na gwałt specjalistów, i to najlepiej mówiących zarówno po rosyjsku jak i francusku. Kwiatkowski głównie zajmował się czamskimi ruinami w pobliskim Mỹ Sơn, ale kiedyś – przy okazji rekreacji i odpoczynku na plaży, odwiedził niewielkie Hoi An. Jedna z towarzyszących mu osób wspomina to tak:

Na początku to my byliśmy jego przewodnikami, ale już po godzinie Kazik stał się naszym przewodnikiem. Gdy zobaczył jakiś starożytny budynek, od razu wchodził i zapisywał, rysował główne części budynku, wypytywał o wszystko domowników. Potem dopiero zauważyłem, że domy, które Kazik odwiedził, miały dużą wartość historyczno-kulturową. Zwiedzanie uliczek Hoi An było poza planem wizyty, dlatego plan odpoczynku i popływania w morzu, jak określił to Kazik, zbankrutował.
J. Matuszak, Kazimierz Kwiatkowski (1944 - 1997). Wspomnienie niezwykłego człowieka*

Gdy dowiedział się o planach wyburzenia zawilgoconych i zagrzybionych budynków nabrzeża, by zrobić miejsce dla nowych bloków mieszkalnych, stanowczo się mu sprzeciwił. Gdyby nie jego starania, Hoi An nie stałoby się tą wycyzelowaną perełką i turystycznym magnesem znoszącym złote jaja, jaki znamy dziś. Miasto o nim nie zapomniało – przy centralnej ulicy, na ładnej parceli – wystawiono mu pomnik. Ale nie wiem, ilu zwiedzających podejmie się choćby przeczytać pamiątkową tablicę…

*

Co takiego dostrzegł Kwiatkowski, a dzięki jego staraniom - także komisja UNESCO, i co teraz mogą odkrywać rokrocznie miliony turystów? Ciasne rzędy budynków o drewnianych szkieletach i ceglanych ścianach, zdobnej stolarce i terakotowych podłogach – dawne domy, sklepy kupieckie, świątynie, sale spotkań. Wąskie uliczki i niemal nienaruszoną tkankę miejską, która łączy architektoniczną spuściznę mieszkających tu kiedyś mniejszości – Chińczyków, Japończyków i Europejczyków (zwłaszcza Portugalczyków, którzy mieli tu swoją faktorię). Handel kwitł do początków XIX wieku, gdy wraz z nastaniem rządów kolonialnych główny port regionu przeniesiono do Đà Nẵng. Ten zwrot – choć wtedy zdecydowanie niekorzystny dla miejskiej gospodarki, spowodował, że starówka Hoi An przetrwała w swoim kształcie (sięgającym XV w.) niemal niezmieniona do czasów współczesnych. Przez lata wyremontowano zapuszczone budynki, część zmieniono w muzea dawnego rzemiosła, część w restauracje z kuchnią na wysokim poziomie, sporo w salony krawieckie – z których od lat znane jest miasto. Historia zatoczyła też koło – znów dominuje tu duch handlu, choć teraz głównie turystycznymi pamiątkami i usługami – oj poszło na to trochę naszych dongów... Obrazu dopełniają tysiące powieszonych na ulicach lampionów – czyniąc Hoi An chyba najbardziej fotogenicznym z wietnamskich miasteczek. Jasne, są tu prawdziwe tłumy turystów, ale nawet one nie mogły odebrać mu w naszych oczach wyjątkowego uroku…

*

Kwiatkowski nie trafiłby jednak do Hoi An, gdyby nie jego praca w położonym 50 kilometrów w górę rzeki Thu Bồn kompleksie Mỹ Sơn . W kategorii zabytkowych ruin, jest to obecnie chyba największa chluba Wietnamu, którą rangą – bardzo mocno na wyrost – przyrównują samozwańczo do Angkoru. Kto tam dotrze, szybko spostrzeże, że nie mają one nic wspólnego z starodawną stylistyką architektoniczną powszechnie kojarzoną z Wietnamem. I nie jest to przypadek - początków wietnamskiej państwowości należy szukać na północy – w delcie Rzeki Czerwonej, przynajmniej w III w. p.n.e. Potem nastała tysiącletnia okupacja chińska, której spuściznę widać po dziś dzień – w architekturze, w filozofii i duchowości kształtowanej przez konfucjanizm taoizm, w kuchni i w języku – chiński skrypt zarzucono dopiero w XX wieku. Gdy na przełomie milleniów zakończyło się chińskie panowanie, po okresie walk o dominację, władza skupiła się wokół dzisiejszego Ha Noi.

Inna historia toczyła się na obszarach będących teraz środkowym i południowym Wietnamem. Tamtejsze królestwa dopiero z czasem uległy wpływom północy, tworząc państwo, jakie znamy dzisiaj. Południe było do VII wieku regionem enigmatycznego królestwa Funan, którego dzieje później splotły się królestwem kambodżańskich Khmerów. Środkowy Wietnam, czyli tereny, które obecnie zwiedzamy, należało przez ponad tysiąc lat do królestwa Czampa. Zamieszkujący je Czamowie pochodzili od żeglarskiego ludu malajsko-polinezyjskiego, który założył pierwszy port w miejscu dzisiejszego Hoi An. Był on wykorzystywany przez cały okres trwania Czampy, a w jego pobliżu można oglądać jedne z najważniejszych pozostałości tego królestwa – wpisane na listę UNESCO (również w 1999 roku, i również dzięki tytanicznej pracy Kwiatkowskiego) ruiny kompleksu sakralnego Mỹ Sơn. Są to hinduistyczne świątynie w różnym stopniu rozkładu - niektóre to już tylko kupa kamieni, inne całkiem dobrze się prezentują, bądź to przez łut szczęścia, bądź to przez lepszą czy gorszą rekonstrukcję. Choć liczą sobie ponad 700 lat, opłakany stan większości z nich jest „zasługą” amerykańskich bombardowań podczas wojny wietnamskiej. Miejsce było jedną z kryjówek komunistycznej partyzantki – przewodnik, który przypadł nam w przydziale ze zorganizowanym transportem z Hoi An, powiedział, że jego ojciec się tu ukrywał w czasie nalotów i „cudem przeżył”. Ot przewrotność losu – jedno pokolenie chowa się tu w partyzantce Wietkongu, drugie oprowadza anglojęzyczne wycieczki – a więc głównie zachodnich turystów, w tym Amerykanów, po tych samych ruinach…

Kompleks powstawał przez kilkaset lat – więc w roztrzaskanych kolumnach, w resztkach ornamentów, w zniszczonych płaskorzeźbach, widać mieszaninę stylów. Większość dobrze zachowanych posągów przeniesiono do muzeum w Da Nang, ale jest jeszcze jakiś bezgłowy Sziwa, jakiś poorany kulami święty byk, jakiś zachowany Gajasimha – pół lew, pół słoń. Ścian jednej ze świątyń strzegą wykręcone w maszkaronowym grymasie twarze Khala. Wszystko położone jest w zielonej dolinie bujnie porośniętej tropikalną roślinnością, jest słonecznie i parno. Nad ruinami z cienkiej, czerwonej cegły latają setki ważek i kolorowych motyli. Nie jest to może miejsce imponujące, a przyrównywanie go do Angkor to spora przesada i myślenie życzeniowe Wietnamczyków – jest w tym wszystkim jednak jakaś romantyczna nuta, magiczny realizm, subtelny czar wiktoriańskiej przygody…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (60)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
bogmar
bogmar - 2019-11-20 17:35
Jak zawsze super relacja.
Po 11 latach (byliśmy w 2008 r) Wietnam trochę się zmienił.
Pozdrawiamy Marysia i Bogdan.
 
migot
migot - 2019-11-20 17:37
Dzięki! Na pewno sporo się zmieniło... M.in. sporo podrożało ;)
 
mamaMa
mamaMa - 2019-11-20 22:52
Brawo Kazik!

Zdjecia wieczorne sa zachwycajace;)
 
marianka
marianka - 2019-11-20 23:12
Ale cudnie wieczornie!
 
Darek....
Darek.... - 2019-11-21 17:10
Zdecydowanie wieczorem kiedy zapłoną lampiony jest magia...
No i Kazik jak nic był żywym przykładem hasła.. Polak potrafi:)..
Niestety w czasie wszystkich wojen zabytki architektury cierpiały, bo obrońcy znajdowali w nich schronienie... czasami udało się ogłosić jakieś miasto, miastem otwartym, co miało zapobiegać zniszczeniu.... ale atakujący nie zawsze na to zwracali uwagę....
 
zula
zula - 2019-11-22 14:19
Postać Polaka wzbudza olbrzymi szacunek.
Zdjęcia cudne...aparat daje radę! Niech tak będzie aż do ostatniej minuty wyjazdu...a potem dalej...
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 22.5% świata (45 państw)
Zasoby: 485 wpisów485 1511 komentarzy1511 10632 zdjęcia10632 5 plików multimedialnych5