Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Syjamu i Indochin (2019)    Królestwo Lanna
Zwiń mapę
2019
02
lis

Królestwo Lanna

 
Tajlandia
Tajlandia, Chiang Mai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8931 km
 
Wstęp: Życie w kolejowym przedziale zaczęło się już koło 6.30 – wtedy wszystkim robi się jasno, nie tylko tym, co śpią na górnych pryczach… Po przedziale chodzi sprzedawczyni z kolejowego wagonu restauracyjnego, prezentuje menu ciepłych potraw, proponuje kawę (100 THB). Pani konduktor po 7.00 składa łóżka i zdejmuje pościel – wagon przeobraża się zupełnie. Teraz widać, że sporo jest w tym pociągu turystów, którzy z lubością fotografują egzotyczną scenerię – tę z oknem, i tę w pociągu. Koło nas kręcą się dwa maluchy z miejsca obok, najpierw nieśmiałe, potem już bardzo zainteresowane nami i naszymi „gadżetami”. Jadą z mamą w odwiedziny do rodziny w Chiang Mai – ponoć jak zaczyna się sezon zimowy, to jest tu ulubiona destynacja rezydentów stolicy.

Cel: Nieformalna stolica Tajlandii Północnej - Chiang Mai.

Materiały i metody: *Nocleg: 500 THB/noc, pokój z prywatną łazienką i klimatyzacją, na „Starym Mieście” – pierwsza ulica w prawo wchodząc Wschodnią Bramą.
*Transport: zbiorowe, czerwone taksówki songthaew zwykle życzą sobie za kurs w mieście 30-50 THB. Kursują też do atrakcji położonych za miastem na górze Doi Suthep – kursy za 40-60 THB, jeśli zbierze się pełny samochód.
*Jedzenie: na ulicznych targach – zwykle 40-50 THB za porcję sałatki, zupy, smażonego makaronu itd. Opcje z owocami morza są droższe. Tilapia (knajpka Lert Ros) – 180 THB za całą tuszkę.
*Bilety wstępu: Wat Chedi Luang – 50 THB.

Przebieg: Do Chiang Mai dojechaliśmy przed 9 rano, i szybko ewakuujemy się z oddalonego dworca kolejowego w kierunku centrum. Na mapie łatwo rozpoznać jego regularny kwadrat - otoczony kanałem i resztkami murów miejskich. Musze przyznać, że moje pierwsze odczucia były dość mieszane. Chiang Mai jest mekką „cyfrowych nomadów” i jednym z najpopularniejszych wśród ekspatów miast w Azji Południowo-Wschodniej. Wiele osób zachwyca się jego wyjątkową atmosferą, od pierwszej wizyty planuje powrót, i od wakacyjnego pobytu układa w głowie plan porzucenia pracy i przeprowadzki. Dlatego wyobraziłam sobie coś naprawdę wyjątkowego, chyba spodziewałam się, że będzie to połączenie balijskiego Ubud z chińskim Pingyao – a rzeczywistość jest zgoła inna. Miasto jest przede wszystkim bardzo duże, choć faktycznie – w centrum dominuje niska zabudowa, może jest nieco więcej zieleni niż w Bangkoku. Fakt, jest sporo knajpek i kawiarni, w tym takich o europejskim zacięciu – są nawet rankingi miejsc z najlepsza kawą i przestrzenią ko-workingową. Jest jeden sympatyczny park. I ponoć można tutaj też znacznie taniej wynająć długoterminowo apartament, niż np. w Bangkoku.

Jest tu też sporo ładnych świątyń, i różnią się one wyraźnie od architektury sakralnej Bangkoku. Przez wieki teren ten wchodził w skład niezależnego królestwa Lanna, co miało znaczyć „Królestwo miliona pól ryżowych". Od XVI wieku już się tu jednak panoszyła Birma, w XVIII wieku Lanna stała się wasalem Syjamu, a od XIX wieku intensywnie starano się homogenizować kulturowo region z resztą Tajlandii, żeby nikomu nie przyszło nawet do głowy, że się są takimi stuprocentowymi Tajami jak potomkowie Ajutthaji. W tym celu najpierw pozbawiono wpływów szlacheckie rody z Chiang Mai – a to najłatwiej było zrobić pozbawiając je majątku. Jednak nie brutalnym zawłaszczeniem, tylko cynicznym sprytem - wysyłając z Bangkoku szkolonych graczy, który wygrywali ich majątki w karty… Możni z Chiang Mai znani byli bowiem ze słabości do hazardu… Potem rugowano lokalny dialekt ze szkół, wprowadzano nowe obyczaje względem ubioru – tak, że w połowie XX wieku mało kto pamiętał, czym była Lanna. Co ciekawe, to wcześni podróżnicy lat 70. i 80. Zaczęli zwracać uwagę na odrębność kulturową Północy, a mieszkańcy zaczęli interesować się utraconym dziedzictwem. Dopiero w 1996, na 700-lecie założenia Chiang Mai, Lanna znalazła się na ustach wszystkich, obecnie jest znowu powodem lokalnej dumy *.

Ślady odrębności szczególnie widoczne są w architekturze – więcej tu ciemnego drewna tekowego, rzeźbionych w drewnie, złoconych detali, sporo kontrastujących, złotych wzorów na czarnym lub czerwonym tle. Część z tych motywów łatwiej zobaczyć w sąsiednim Laosie, niż w stołecznym Bangkoku. Sporo świątyń było akurat w remoncie, najbardziej przypadły nam do gustu dwie, które można było oglądać w pełnej krasie. Pierwsza, Wat Chedi Luang, kiedyś była domem Szmaragdowego Buddy, który teraz siedzi sobie w Bangkoku. Najbardziej imponująca jest jednak częściowo zniszczona, wielka, ceglana stupa – zaskakuje rozmiarem nawet teraz, a jakie musiała robić wrażenie, zanim w niejasnych okolicznościach straciła spiczasty wierzchołek? Miała mieć ponoć 80 metrów wysokości, i być najwyższym obiektem królestwa Lanna. W obrębie świątyni jest kilka pomniejszych budynków, np. kaplica z „Filarem Miasta”, do której nie mogą wchodzić kobiety, bo według legendy mogłoby to prowadzić do zaburzenia porządku społecznego… Inna ciekawostka, w której już na szczęście może uczestniczyć płeć piękna, to „czat z mnichami”. Daje on możliwość rzadkiej interakcji pomiędzy turystami a mnichami buddyjskimi. Program promuje ogólną wymianę kulturową, ale ma także rozwijać znajomość angielskiego u młodych mnichów. Jest to o tyle istotne, że w przeciwieństwie do katolickiego życia zakonnego – mnichem buddyjskim często zostaje się tylko na kilka lat. Jest opcja, by zostać nim do końca życia – ale równie dobrze może to być tylko pewien etap rozwoju duchowego, po którym osoba zakłada rodzinę i wiedzie „normalne”, świeckie życie. Młody chłopak z którym rozmawialiśmy planował być mnichem jeszcze przez 2-3 lata, potem chciałby więcej podróżować. Myśli o byciu przewodnikiem, ale nie podoba mu się wizja pokazywania ciągle Chiang Mai – uważał, że to byłoby nudne ;) My z kolei próbowaliśmy się z wielkim trudem nauczyć słowa „dziękuję” po tajsku – i dalej mamy z tym problemy…
Druga świątynia - Wat Chiang Man, dużo spokojniejsza, zwłaszcza gdy odwiedza się ją wieczorową porą, ma na tyłach sporo mniejsza stupę – ale za to pięknie zachowaną. Podtrzymuje ją stadko słoni, a złocony wierzchołek pięknie odbija ostatnie promienie słońca.

Spacerowaliśmy pół dnia po mieście, i zachodziłam w głowę co tak się tu ludziom szalenie podoba. Odpowiedź pojawiła się wieczorem – dopiero wtedy senne za dnia ulice robią się gwarne, ożywają garkuchnie, uliczki są ładnie oświetlone, wiele świątyń zdobi kolorowe lampiony. Za dnia miejsce jest wyludnione, bo cyfrowi nomadzi są zajęci swoją zdalną pracą, a wszyscy turyści uciekają zwiedzać bliższe i dalsze, górskie okolice. Liczba oferowanych wycieczek i biur podróży zawstydziłaby samą Khao San Road w Bangkoku… Akurat trafiliśmy tu w weekend – czyli czas wielkich, ulicznych marketów. Dzikie tłumy ludzi, nie wiadomo skąd się wzieli w tym pustawym za dnia mieście. I wcale nie są to Zachodni turyści - przeważająca część to wewnątrz-kontynentalna, klientela Azjatycka - głownie Chińczycy, Masa pamiątek, masa jedzenia – jedynie smutek człowieka ogarnia, że nie ma drugiego żołądka żeby dalej jeść, i jeść… Jeszcze bardziej popularna jest tutaj kwaśno-pikantna sałatka z zielonej papai - Som Tam, koniecznie trzeba spróbować genialnego Khao Soi - charakterystycznego curry ze smażonymi noodlami, warto też zjeść wielką, grillowana tilapię w soli z trawą cytrynową. Nocą miasto zyskuje faktycznie przyjemny klimat. Czy chciałabym tu jednak wrócić? Niekoniecznie. Możliwe, że taką azjatycką miłość przeżywa się tylko raz – i dla mnie to już chyba pozostanie balijskie Ubud!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (47)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
Darek
Darek - 2019-11-04 16:02
Faktycznie klimat nocą zdecydowanie ciekawszy... ale z mojego "patrzenia przez obiektyw" to zawsze tak jakoś jest...
Ależ oni lubią złocenia... chyba nie są w tym odosobnieni, jak się tak chwilę zastanowić:)... czekam na kolejne zdjęcia... i opisy...
 
:)
:) - 2019-11-04 19:28
Mniami, jedzenia to Wam zazdroszczę :)
 
zula
zula - 2019-11-05 11:32
Zdjęcia prześliczne i opis przedstawia zwiedzanie obiekty.
Mi bardzo się podoba informacja z podróży- zdjęcia z pociągu i posiłki to jest to co bardzo lubię!
 
marianka
marianka - 2019-11-05 18:08
Oooooch, Khao Soi! Kocham!
 
mamaMa
mamaMa - 2019-11-12 22:08
Chylę czoła przed Twoimi wpisami - taka dawka informacji, taka treść! Jak Ty to robisz? Musisz być świetnie zorganizowana;)
 
migot
migot - 2019-11-13 01:53
Dziękuję @mamaMa, i cieszę się @zula, że wpisy się podobają:) staram się sporo czytać przed wyjazdem, i już notować najciekawsze fakty- trochę szybciej idzie pisanie w drodze ;) no i faktycznie poświęcam mu zwykle późniejsze wieczory i dłuższe przejazdy - ale w drodze jeszcze mama 'wenę', po poworcor do domu jeszcze trudniej mi znaleźć czas i się zmobilizować!
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 22.5% świata (45 państw)
Zasoby: 485 wpisów485 1511 komentarzy1511 10632 zdjęcia10632 5 plików multimedialnych5