Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Syjamu i Indochin (2019)    One (day and) night in Bangkok
Zwiń mapę
2019
30
paź

One (day and) night in Bangkok

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8343 km
 
Wstęp: Niestety jet –lag przy podróży na wschód nie jest zbyt łaskawy – chciałoby się wstać wcześnie, ale wewnętrzny zegar nie pozwala. Dlatego też zamiast trafić do Pałacu Królewskiego równo o 8.30 – gdy otwierają się jego bramy – jesteśmy nieco przed 9.00. I już wtedy towarzyszyła nam masa zwiedzających, a ich potok przybierał z każdą minutą. Sprawa jest poważna – nawet kwadrans zrobi różnicę, jeśli zdobędziecie strategiczną przewagę przed wycieczkami zorganizowanymi, blokującymi wąskie przesmyki królewskiej świątyni… Już o tak wczesnej porze żar leje się z nieba jak szalony, a jeszcze trzeba mieć długie spodnie/spódnicę, żeby móc zwiedzać świątynie…

Cel: Pałac Królewski, Leżący Budda, Świątynia Świtu i inne „must see” Bangkoku.

Materiały i metody: *Bilety wstępu: Pałac Królewski (i świątyni Wat Phra Kaew) – 500 THB (uwaga, trzeba mieć załonięte nogi do kostek i ramiona); Świątynia Wat Pho – 200 THB; Świątynia Wat Arun – 50 THB. *Komunikacja: Prom z Tha Tien na drugą stronę rzeki – 4 THB; Prom z Wat Arun do przystani Rachawongs (Chianatown) – 20 THB; Tuk tuk z Chinatown do Khao San Road – 100 THB. *Jedzenie: przecznica od świątyni Wat Arun (odsuwając się od rzeki) – mała porcja wieprzowiny z bazylią i chili – 30 THB, bardzo dobre. Różne dania w okolicach naszego guesthousu – sałatka z papai, zupa tom yum, sajgonki – po 50 THB/porcja. Wszystko pikantne i dość smaczne. *Waluta: Baht tajski, 1$ = 30 THB.

Przebieg: Gdy już przejdziemy kontrolę biletów i strojów, znajdziemy jakiś zacieniony kąt, i zadrzemy głowę ku słońcu – szybko poddajemy się czarowi bajkowej architektury świątyni Wat Phra Kaew - to pierwsze miejsce, którą się zwiedza. Oślepia nas złote, strzeliste czedi – imponując, dzwonowata pagoda o szerokiej podstawie. Jej światło odbijają tysiące lustrzanych mozaik na ścianach sąsiedniego mondopu – pawilonu mieszczącego bibliotekę. Tuż za nią jest większy prasat – smukła świątynia – panteon królewski, - zwieńczona prangiem - khmerskim, walcowatym zdobieniem przypominającym kolbę kukurydzy. Prasatu strzegą liczne złote postaci z mitologii – pół bogowie, demony, pół lwy, pół ptaki. Wiatr porusza dzwonkami zawieszonymi pod stropami. Dookoła biegną ocienione krużganki z freskami scen z Ramakienu – tajskiego eposu, odpowiednika indyjskiej Ramayany. Najważniejszy, centralny obiekt tego kompleksu świątynnego - bot, - to świątynia skrywająca Szmaragdowego Buddę - skradziony Laotańczykom z Wientianu, jadeitowy posążek na górze złota (niestety – zakaz robienia zdjęć).

Z części świątynnej przechodzi się na teren Pałacu – niestety, nie wiele miejsc można zwiedzać, pozostaje głównie oglądnie budowli z zewnątrz: część jest stylistycznie wybitnie europejska, część na wpół tajska, na wpół europejska. Wszędzie pięknie wypielęgnowane trawniki i fikuśnie przystrzyżone drzewa. Nad kulistym kształtem gałęzi czuwa sztab ogrodników. Można jeszcze zwiedzić niewielkie muzeum świątyni szmaragdowego Buddy – gdzie na wypłowiałych fotografiach pokazano ogrom prac restauratorskich włożonych w przywrócenie świetności świątynnym budowlom. Teraz wyglądają pięknie, ale nie było tak, że nie imał się ich czas… Niedawno dodano jeszcze Muzeum Tekstyliów królowej-matki Sirikit - kolekcja jej strojów, od galowych po wojskowy mundur, i ogólny pean na cześć rodziny królewskiej.

*

Tuż obok pałacu znajduje się kompleks świątynny Wat Pho - przyciągną on zwiedzających głównie gigantycznym Posągiem Leżącego Buddy. Wyciągnięte ‘cielsko’ ma 43 metry (jak leżący na boku 10-piętrowy blok!), wielka głowa podparta na ramieniu z jednego końca, na drugim zaś gigantyczne stopy z liniami papilarnymi z masy perłowej. Ale to nie wszystko – kompleks jest spory, działa tam szkoła masażu i stoiska sprzedawców medykamentów medycyny naturalnej. W powietrzu unosi się woń maści tygrysiej i kadzidełek. Świątynie i pawilony wieńczą schodkowe dachy: prostokątne wzory kolorowych dachówek karpiówek mienią się w słońcu, na krańcach zaś złocą podłużne zwieńczenia chaw fa - przypominające smukłą głowę łabędzia. Na terenie kompleksu są też pięknie zdobione ceramicznymi mozaikami stupy czterech króli - koronkowa robota. Do tego kilka pomniejszych świątynek i galerii z rozmaitymi posągami Buddy – siedzące, stojące, do wyboru do koloru. Centralne miejsce - ubosot, hala święceń, akurat pełna jest wiernych, w odświętnych, białych strojach. Trafiamy na rodzaj nabożeństwa – melodyjna, hipnotyczna recytacja buddyjskich wersów – prowadzona przez mnicha, któremu wtórują dziesiątki klęczących wiernych. Wyjątkowe przeżycie...

*

Po przeciwnej stronie rzeki Menam stoi wdzięczna Świątynia Świtu - Wat Arun. Centralna budowla przypomina schodkową stupę, zwieńczoną prangiem – odzwierciedla mitologiczną górę Meru. Wszystko jest misternie zdobione fragmentami ceramiki. Ciemne chmury zbierają się na niebie – trochę psują zdjęcia, ale w końcu słońce nie chce nas rozpuścić…

Świątynia leży malowniczo nad rzeką, i sprzed niej można łatwo złapać prom w różne miejsca Bangkoku. A opcji jest sporo – jest prom kursujący tylko na drugą stronę rzeki (4 THB), są turystyczne promy, gdzie jedna podróż kosztuje 50 THB, a całodzienne poruszanie się nim w trybie hop-on hop-off – 200 THB, są w końcu zwykłe wodne „tramwaje” – od tych be żadnej flagi, przemierzających rzekę Menam tam i z powrotem (5 razy dziennie, 3 rano, 2 po południu) – 8-12 THB, po częściej kursujące opcje „express” z pomarańczową flagą, gdzie jeden kurs kosztuje ok. 20 THB. Załapaliśmy się na tę ostatnią opcję, dumni, że nie wciągnęli nas na ten zupełnie turystyczny statek ;)

*

Kilka minut później dobiliśmy do Chinatown (przystań nr 5 Rachawongs). Na kolację jest jeszcze za wcześnie – ponoć uliczni sprzedawcy rozkładają się w najlepsze po 17. W ciągu dnia to ruchliwe ulice i uliczki, pełne wszelkiej maści kolorowego, plastikowego badziewia, i nieprzebranej ilości plastikowych opakowań, siatek, folijek, woreczków, tasiemek – aż przykro na to patrzeć, zwłaszcza mając w głowie obraz zaśmieconej plastikiem rzeki… Miejsce nie robi na nas szczególnego wrażenia – może po Chinach ciężej nam zaimponować. Nie będziemy też czekać do wieczora na jedzenie – ostatecznie w Tajlandii wolimy cieszyć się jedzeniem tajskim… Ewakuujemy się z Chinatown (zapewne przepłaconym) tuk tukiem na sjestę – upał i zaduch nie dają nam dzisiaj żyć.

*

Gdy słońce chyli się ku zachodowi, temperatura spada do bardziej akceptowalnych rejestrów - wracamy w okolice Królewskiego Pałacu. Jednym z ikonicznych landszaftów Bangkoku jest zachód słońca i nocna iluminacja świątyni Wat Arun – dobrze widać ją z prawego, wschodniego brzegu rzeki. A w zasadzie – byłoby ją dobrze widać, gdyby nie ciasna zabudowa. Właściciele co wyższych budynków zrobili z tego biznes życia, udostępniając tarasy jako eleganckie knajpy z horrendalnymi cenami drinków. Gotowi sięgnąć głębiej do kieszeni rozsiadamy się na jednym z nich, i patrzymy jak czerwieniejące niebo po zachodzie słońca zmienia się w czarną noc, i jak o 18.30 rozświetla się pięknie Wat Arun, nad którym wisi cienki sierp księżyca w nowiu. Jako, że żaden z biegających w okolic kelnerów nie zebrał od nas zamówienia, wycofaliśmy się po angielsku, zobaczywszy co swoje, i nie wydawszy 200 THB na małe piwo…

Wracając uliczkami nocnego Bangkoku widzimy wystające nieśmiało zza wysokiego muru, równie pięknie oświetlone budynki i pagody świątyni Wat Pho (tej z Leżącym Buddą). Stoję na palcach, wyciągam się, ale ciężko coś nawet aparatem uchwyć – nie mogę zrozumieć po co tak ładnie coś oświetlać, gdy nikt nie może tego zobaczyć… I wtedy dzieje się magia – starszy Taj skaczący obok na skakance woła nas mówiąc, że teren świątyni jest otwarty, i możemy tam wejść – za darmo. Trudno w to uwierzyć, ale cóż mamy do stracenia – za jego wskazówkami obchodzimy mur i faktycznie – brama stoi otworem. Ktoś tylko zwraca mi uwagę na strój (w pogotowiu jest schowana długa spódnica), i zostajemy zaproszeni do środka. A tam nikogo, jesteśmy praktycznie sami. Miejsce gwarne i pełne turystów za dnia jest teraz opustoszałe, spokojne. Oczywiście świątynie są zamknięte, ale można do woli spacerować między pagodami i pawilonami. Słuchać stłumione odgłosy ulicy i świerszcze. Towarzyszą nam koty spacerujące po pagodach i nietoperze. Jest pięknie!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (66)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
Jola
Jola - 2019-10-31 10:37
No i wróciłam do Bangkoku :) pięknie tam jest i aparat widzę walczy!
 
migot
migot - 2019-10-31 12:22
Aparat walczy, przejął się chyba groźbą złomowania ;) Dalej skacze między trybami, ale już przynajmniej nie ma problemu z włączeniem - a to kluczowa sprawa :)
 
Warmaj
Warmaj - 2019-10-31 14:40
Może nie trzeba przestawiać się na wczesne wstawanie, skoro zwiedzanie po zachodzie słońca jest dostępne?!? ;)
Patrząc na Wasze zdjęcia jakoś specjalnego tłumu nie widzę. Albo Ty tak umiejętnie wykorzystujesz
"luki" w rzece turystów.
 
Darek
Darek - 2019-11-01 01:35
WOW Madzik.. zdjęcia ze złotej godziny i zachodu słońca... absolutnie fantastyczne...
Dajesz radę jak widzę trafić "pomiędzy " turystów:) bo nie wchodzą Ci w kadr:) Oby tak dalej...
Absolutnie bajkowo tam maja...i sporo czasu poświęcili bawiąc się w zdobienie budynków...
 
zula
zula - 2019-11-01 12:00
Zachwycona jestem zwiedzaniem oraz pięknymi zdjęciami!
Brawo
 
mamaMa
mamaMa - 2019-11-12 21:46
Ale przebieg niesamowity, informacja za informacją, słuszne uwagi i, co bardzo lubię, lawirowanie w turystycznych miejscach pod prąd. A na końcu - piękna niespodzianka. Zdjęcia fantastyczne!
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 24% świata (48 państw)
Zasoby: 517 wpisów517 1613 komentarzy1613 11632 zdjęcia11632 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
30.04.2024 - 26.05.2024