Wstęp: Ta podróż (i opisująca ją relacja) nie mogłaby się zakończyć bez refleksji nad tym, co wyróżnia Kubę na tle innych państw karaibskich, oraz na całej Zachodniej Półkuli. W zasadzie - co czyni ją unikatem na skalę światową… Mowa oczywiście o Kubańskiej Rewolucji. Epoka realnego socjalizmu panuje na tej tropikalnej wyspie od 60 lat, a dokumentująca ją ekspozycja Muzeum Rewolucji jest propagandowym majstersztykiem…
Cel: Muzeum Rewolucji Materiały i metody: *Wstęp do Muzeum Rewolucji – 8 CUC, co przy niewielkiej ekspozycji i trwającym remoncie uważam za rozbój w biały dzień.
Przebieg: Muzeum Rewolucji znajduje się w okazałym, neoklasycystycznym gmachu, służącym niegdyś za Pałac Prezydencki. Urzędowali tu wszyscy przedrewolucyjni prezydenci, aż po Batistę – w ścianach klatki schodowej są wciąż są dziury po kulach rewolucyjnego szturmu, który chciał stąd przepędzić tego ostatniego lokatora… Przewodniki mówią, że warto tu wejść dla samego budynku – dekoracje, w tym lustrzana sala niczym z Wersalu i gigantyczny żyrandol – są dziełem nowojorskiej firmy Tiffany. Niestety – teraz prowadzone są szeroko zakrojone prace remontowe, więc niewiele z tego splendoru można zobaczyć…
Pozostaje więc się skupić na ekspozycji, która głównie dokumentuje dzieje rewolucyjnych walk i historię zwycięstwa. Są dioramy z największymi bohaterami -
Che Guevarą i Camilo Cienfuegosem. Ci „niezbrukani” herosi zmarli wystarczająco wcześnie, by stać się najważniejszymi świętymi rewolucyjnego kultu. Jest też tu sporo samego
Fidela Castro – choć oczywiście wybiórczo maluje się tu portret tej złożonej postaci – wszak był to i wymuskany panicz, i atleta, awanturnik, nieudolny prawnik, utracjusz, cudem ocalony partyzant, idealistyczny komunista, triumfator, ikona rewolucji, charyzmatyczny tyran, stronnik Moskwy, ostatni obrońca socjalizmu, destruktor. Wszystkie te aspekty są częścią prawdy o Fidelu, i częścią mitu. W Muzeum zresztą jest więcej Fidela, niż widać go na ulicach. Ponoć nie życzył sobie pomników, nazywania ulic jego imieniem, nie ma go na kubańskich banknotach. Wyjątkowa skromność jednowładcy, czy może obawa przed komercjalizacją wizerunku, która spotkała Che? Pewności mieć nie będziemy.
Sporo jest też oczywiście kubańskiej flagi – zresztą jeśli chodzi o obecność tego rodzaju narodowego symbolu w przestrzeni publicznej, to dorównują tutaj Amerykanom… Nieco ironiczna jest też jej historia:
La Estrella Solitaria (hiszp. "samotna gwiazda"), jak zwą ją sami Kubańczycy, pochodzi od bandery Narciso Lópeza, - Wenezuelczyka, który w połowie XIX wieku bezskutecznie próbował wyzwolić Kubę spod panowania hiszpańskiego. Co ciekawe, nie chciał jednak, by stała się ona w pełni niezależnym państwem – dążył do objęcia Kuby protektoratem – lub wręcz, pełnej aneksji - przez USA. Mariażem zainteresowane były zwłaszcza południowe regiony USA, dla których karaibska wyspa mogła by się stać „stanem” z niewolnikami. Flaga była w istocie inspirowana flagą amerykańską – co widać w kolorystyce, w pasach, w motywie gwiazdy. Nic dziwnego, że gdy na przełomie XIX i XX wieku Kuba została „odbita” Hiszpanom w wojnie amerykańsko-hiszpańskiej – choć z ograniczoną niepodległością, silnie w amerykańskiej strefie wpływów – wykorzystano ten mocno amerykanizujący symbol. Zagadką pozostaje, jak ta flaga uchowała się po kubańskiej rewolucji z 1959 roku…
W Muzeum obejrzymy też dzieje porewolucyjne – chwalebne batalie przeciwko amerykańskiemu imperializmowi, w tym najbardziej medialna, w Zatoce Świń. Na dokładnej makiecie rozpoznajemy miejsca z wcześniejszych etapów
naszej podróży. Są też wyszczególnione różne sukcesy Rewolucji – na polu edukacji, sportu, opieki zdrowotnej. Część z tego to na pewno prawda – jednak szybko nabiera się podejrzeń, co do tego na ile skala tych osiągnieć oddaje stan faktyczny. Jeszcze bardziej unosi się brew, gdy czytamy o nieustannych atakach USA na Kubę. Wiadomo, Amerykanie są znani z mieszania się w sprawy innych krajów, gdy odpowiada to partykularnemu interesowi grup przy władzy – ale ile z przypisanych im win jest prawdziwych? Kto wiem, może wszystkie - skoro u nas zrzucali stonkę, to tam pewnie też wprowadzili tę dengę, afrykański pomór świń i pleśń tytoniu…
Fascynujące jest to Muzeum, szczególnie jako studium anatomii propagandy totalnej. I jako przestroga. Jednak żeby dowiedzieć się czegoś o najnowszej historii tego kraju – trzeba sięgnąć do źródeł zewnętrznych…
***
Przyczyny. Kuba starała się wydostać spod Hiszpańskiego panowania przez 100 lat. Już na początku XIX wieku zaczęły się niewolnicze powstania i bunty. Wszystkie nieudane. Hiszpan przegonili (w 4 miesiące!) uzbrojeni po zęby Amerykanie, na przełomie XIX i XX wieku – w wyniku
wojny amerykańsko-hiszpańskiej. Amerykańskie imperium wyczuło szansę, zasadzając się na dominia konającego imperium Hiszpanii. Przejęto Portoryko, Guam, Kuba ostatecznie uzyskała ograniczoną niepodległość, z mocnym nadzorem USA (m.in. Amerykanie utrzymali bazę w Guantanamo). 1 stycznia 1899 roku Hiszpanie wycofali się z wyspy. Na początku tej niepodległości, w 1902 roku, Kuba była
perłą Antyli - piękną, choć zniszczoną wieloletnimi konfliktami. W kolejnych dekadach borykała się z demokracją, a USA nie czuło zbytniej potrzeby krzewienia czy nadzorowania wyznawanych przez siebie, demokratycznych ideałów.
„Kiedy trudne eksperymenty Kuby z demokracją zakończyły się w 1952 roku zamachem stanu przeprowadzonym przez Fulgencio Batistę, Amerykanie poparli go, a nawet wysłali mu broń. Uważali, że z tym człowiekiem można przynajmniej robić interesy, chociaż większość transakcji Batisty polegała na wzbogacaniu jego własnego konta bankowego, głównie dzięki powiązaniom z amerykańską przestępczością zorganizowaną”. (M. Kurlansky, „Hawana. Podzwrotnikowe delirium”)
Kubańska Rewolucja zrodziła się jako opór przeciwko skorumpowanej dyktaturze Batisty – i na początku wcale nie była komunistyczna w duchu. Rewolucji też nie od początku przewodził Fidel – choć jego frakcja - brodacze z gór Sierra Maestra – szybko wysunęła się na prowadzenie. Odnosili kolejne sukcesy w partyzanckich akcjach sabotowania wojsk rządowych, mieli charyzmatycznego lidera (Fidel) i pierwszego komendanta (Che), i – po prostu przeżyli. Wielu przywódców innych rewolucyjnych frakcji nie miało tyle szczęścia, więc Fidel powoli torował sobie drogę do władzy i wkrótce stał się twarzą ruchu. Gdy w styczniu 1959 roku wygrali, i triumfalnie wkroczyli do Hawany – mieli przywrócić demokratyczną konstytucję. Szybciutko jednak Fidel zmienił kurs – komu z jego dawnych towarzyszy broni się to nie podobało, był rozstrzeliwany po pokazowych procesach, lub lądował w więzieniu na wiele wypełnionych torturami lat. Taki los spotkał Hubera Matosa – który był najwyższym, rewolucyjnym komendantem, na równi z Che, Cienfuegosem i Raulem Castro, i z nimi, 8 stycznia 1959, wśród wiwatujących tłumów, wjeżdżał na jeepie do Hawany. Nie minął rok, a Matos złożył prośbę o dymisję z piastowanego stanowiska w rewolucyjnym rządzie. Wściekły Fidel przedstawił go jako zdrajcę, i w procesie, w którym sam był oskarżycielem i perorował 7 godzin! – skazał go na 20 lat więzienia. Nie zabił go, by nie mieć męczennika – Matos wciąż cieszył się sporym szacunkiem w armii.
„Prawdziwą winą Hubera Matosa było bowiem od początku to, że nie godził się na totalitarny ześlizg rewolucji i nie wyznawał kultu nieomylnego wodza prowadzącego lud na barykady, ku świetlanej przyszłości. Swój opór i wątpliwości zgłaszał Fidelowi Castro od początku, ale ten je rozwiewał, zbywał i zapewniał, że od demokracji nie ma odwrotu, a komunistyczne ciągoty Raula oraz Che Guevary sam powściągnie.” (M. Stasiński, „Diabeł umiera w Hawanie”).
Tak się oczywiście nie stało. Ale to wygrani piszą Historię, więc dzisiaj, w Muzeum Rewolucji, jest o Matosie tylko niewielka wzmianka. Wśród zasług Cienfuegosa wymienia się aresztowanie Matosa za zdradę. Panel informacyjny już nie wspomina, że Camillo robił to niechętnie, uważając za nieporozumienie - bo Matosa i szanował, i ponoć się z nim w dużym stopni zgadzał. Jednak może nie miał odwagi, albo chęci iść w jego ślady – a może upewniono się, żeby powszechnie lubiany, jowialny brodacz w kapeluszu nie zdąży tego zrobić. Kilka dni po przyprowadzeniu Matosa przed oblicze Fidela, Cienfuegosa zginął w tajemniczym wypadku lotniczym.
Rewolucyjna scheda. Choć oficjalna narracja reżimu mówi, że przed rewolucją „nie było niczego” – poza mafią, amerykańskim imperializmem i burdelami – tak naprawdę Kubańska gospodarka radziła sobie świetnie w latach 50. XX wieku. Kuba była jednym z najbogatszych krajów Ameryki Łacińskiej, z wysokimi wskaźnikami cywilizacyjnymi. Nie było to też tylko pieniądze Amerykanów. Owszem, po odzyskaniu niepodległości Kuba była protektoratem USA, i ich dolary dźwignęły gospodarkę zrujnowaną latami walk wyzwoleńczych z Hiszpanią. Jednak już w latach 50. gospodarka się nacjonalizowała, i w 1959 85% aktywów było w rękach miejscowej ludności. W tym czasie Kuba miała wysokie rezerwy walutowe (pół miliarda dolarów) i dodatnie saldo handlu zagranicznego. A potem była rewolucja i centralnie sterowana gospodarka – i doskonale wiemy, jak to się kończy. Fidel zamienił wpływy USA na przyjacielskie zapomogi ZSRR – wysokość dotacji Związku Radzieckiego, kierowanych na Kubę przez 30 lat, wielokrotnie przekroczyła to, co USA przekazało Europie w ramach planu Marshalla. Ale potem ZSRR się rozpadło –
„W 1990 roku trzy czwarte handlu zagranicznego Kuby przypadło na rozpadający się blok radziecki. Stąd pochodziło 60 proc. produktów chemicznych, 64 proc. żywności, prawie 80 proc. maszyn i aż 98 proc. paliw. Kiedy w 1990 roku Gorbaczow uznał, że Moskwy nie stać już na finansowanie wyspy, kubańska gospodarka musiała się załamać. Import spadł natychmiast o 50 proc., produkcja żywności – o 50-60%, siła nabywcza ludności – 0 30-50%.; produkt narodowy też blisko o połowę. Według danych rządowych, przekazanych ONZ w 1994 roku, dzienna dieta Kubańczyka spadła z 3000 do 2000 kalorii”. (M. Stasiński, „Diabeł umiera w Hawanie”).
Ale Castro nie zmienił kursu, dalej głosił że „Rewolucja albo Śmierć”, i nastał tzw. „okres specjalny”. Zalegalizowano dolary, i pewne prywatne inicjatywy – szybko jednak tłamszono je kontrolami i wybujałymi podatkami. Kto wie, czy reżim by nie upadł – ale wkrótce Fidel zyskał nowego przyjaciela, prezydenta Wenezueli, Hugo Cháveza, który szczodrze łożył petrodolary na wyspę. Jednak i to źródło w końcu wyschnie – już teraz głęboki kryzys w Wenezueli sprawił, że na Kubę dociera znacznie mniej pieniędzy. Ostatnie zapowiedzi reglamentacji żywności na wyspie – choć przez kubański rząd oczywiście przypisywane amerykańskiemu embargu – niezależni eksperci łączą właśnie z kurczącą się pomocą ze strony południowoamerykańskiego poplecznika.
***
Gdy tak czytam o tych 60 latach nieustannej Rewolucji, a potem patrzę na dzisiejszą Kubę, to zawsze przypomina mi się ten cytat, zaczerpnięty ze wstępu autorstwa A. Michnika i M. Stasińskiego do wielokrotnie tu cytowanej książki „Diabeł umiera w Hawanie”:
„Kuba rewolucyjna rozbudziła najszlachetniejsze marzenia o wolności i demokracji. Nie tylko na uwięzionej w dyktaturze wyspie, ale też w całej Ameryce Łacińskiej, a nawet Trzecim Świecie, jak długi i szeroki. Kuba dzisiejsza jest grobem tych nadziei.
(…)
Wolnościowy zryw tysięcy Kubańczyków w 1959 roku, poparty z zapałem przez demokratów na całym świecie, poszedł na marne. Wywrócił go na nice wódz wizjoner o żelaznej woli, wielkim darze przekonywania i usposobieniu bezlitosnego księcia doskonałego. Tyran, który zawłaszczył rewolucję, a naród poddał swojej wszechwładzy.”