Wstęp: Jeśli mielibyśmy faktycznie podzielić nowojorskie Midtown na pół, to środek musiałby wypaść na
42. ulicy. Warto ten numer zapamiętać - jest to jedna z najważniejszych dróg przecinających Manhattan w poprzek, i znajduje się przy niej masa miejsc istotnych z turystycznego punktu widzenia – zarówno ze względu na ikoniczne budynki, jak i główne centrale transportu…
Cel: Południowa część środkowego Manhattanu, od 42. do 14. ulicy.
Materiały i metody: *Wstęp na taras widokowy Empire State Building (86 piętro): 38$. *Dobry punkt widokowy na ESB - 230 Fifth Rooftop Bar, 230 Fifth Ave, New York. Nie ma specjalnych opłat za wstęp, drinki i piwa są w zwykłych, nowojorskich cenach (czyli nie tanio, ale nie ma specjalnej inflacji). *Kanapka
reuben w deli Eisenberg's Sandwich Shop: ponad 16$.
Przebieg: Idąc 42. ulicą ze wschodu, znad East River, najpierw natkniemy się na
Siedzibę Organizacji Narodów Zjednoczonych, potem na prawdopodobnie najładniejszy wieżowiec świata – 320 metrowe ucieleśnienie stylu
art déco -
Budynek Chryslera, i zaraz za nim - teraz niepozornie wciśnięty między wieżowce -
Grand Central Terminal. Choć nie pełni już tak prominentnej roli w infrastrukturze miasta jak kiedyś – zajeżdżają tu teraz głownie kolejki podmiejskie i pociągi lokalne – to arcydzieło neo-klasycystycznego stylu
Beaux-Arts niezmiennie pozostaje lubianym miejscem spotkań i jedną z najchętniej odwiedzanych atrakcji turystycznych. Być może do niesłabnącej popularności przyczynia się częste wykorzystywanie lokalizacji jako filmowej scenografii. Od filmowych klasyków, takich jak
Północ, północny zachód, przez komedie w stylu
To tylko seks i
Faceci w czerni, superprodukcje z apokalipsą w tle (
Amragedon, The Avengers), po kreskówkę
Madagaskar (niezła kompilacja
tu). W filmach jest tak często, że wydaje się, że nic nas już nie zaskoczy – zegar na środku, żyrandole, półokrągłe, wielkie okna. A jednak, jakoś w tych wszystkich produkcjach kamera niemal nigdy nie patrzy w górę – na niezwykłe sklepienie…
Do stworzenia tych niebios francuski malarz Paul Helleu wykorzystał ceruleum – błękitny pigment o delikatnym, zielonkawym odcieniu, którego głównym składnikiem jest cynian kobaltu. Wynaleziony na początku XIX wieku w Niemczech miał stać się ulubionym kolorem europejskich impresjonistów. Na Grand Central naniesione na ten bleu celestique
konstelacje gwiazd i znaki zodiaku zostały namalowane w lustrzanym odbiciu (w 1913 roku, wkrótce po otwarciu stacji, odkrycia dokonał ponoć jakiś sfrustrowany pasażer – astronom amator – spóźniwszy się na pociąg).M. Rittenhouse,
Nowy Jork***
Kontynuując spacer 42. w kierunku zachodnim, tuż za skrzyżowaniem z Piątą Aleją, trafimy do niewielkiego
Bryant Park - a może jest w zasadzie całkiem przyzwoitych rozmiarów, tylko po Central Parku wszystko blednie… W nim znajdziecie kolejne miejsce użyteczności publicznej, które jest ikoną Nowego Jorku -
Nowojorską Bibliotekę Publiczną, NYPL . Dostojny gmach, którego bram strzegą lwy – nazwane w czasie Wielkiej Depresji przez mera La Guardię
Patiencie (Cierpliwość) i
Fortitude (Hart ducha). Wielka czytelnia na piętrze, sala długa na prawie sto metrów, z rzeźbionym sklepieniem i rzędami stołów i mosiężnych lampek – zawsze jest pełna ludzi.
Co gromadzi biblioteka? Wszystko. Wszystko, co w ten czy inny sposób odzwierciedla intelektualne poszukiwania, ludzkie wędrówki, radości i cierpienia, uniesienia i wątpliwości, wzloty i upadki.
(…)
Prywatna, niepowiązana z instytucjami rządowymi czy akademickimi biblioteka była położona w sercu kosmopolitycznego miasta szczycącego się tolerancją i otwartością. Z jednej strony stwarzało to ogromne możliwości, z drugiej stanowiło rodzaj zobowiązania. (…) Nie przez przypadek działy słowiański i judaistyczny były pierwszymi specjalistycznymi działami stworzonymi w bibliotece – żydowscy emigranci z Europy Południowej i Wschodniej stanowili wtedy najszybciej rosnącą grupę etniczną Nowego Jorku. Dziś, w dobie globalizacji, wielokulturowość – słowo wyświechtane – jawi się jako coś absolutnie oczywistego. Ale w czasach, gdy biblioteka powstawała, decyzja, by gromadzić zbory z odległych zakątków świata w najróżniejszych językach, stanowiła przejaw odwagi i dalekowzroczności.M. Rittenhouse,
Nowy Jork***
Jeśli by iść dalej 42. na zachód, przy Siódmej alei przetnie ona się z Brodway, i co za tym idzie – wyznaczy południowy kraniec
Times Square - tam już byliśmy, i poza przecenionymi biletami na Broadway – nie koniecznie jest tam po co wracać… Dalej jest jeszcze
Port Authority Bus Terminal, centralny dworzec autobusowy NYC. Tam nie trafiłam, ale z popularnej opinii wynika, że w porównaniu z Grand Central Terminal, jest to miejsce z drugiego krańca spektrum „transportowych” przeżyć - śmierdzące i brudne, gości tylko przymusowych turystów, którzy przez nie przejeżdżają. Przezabawnie
opowiada o nim mój ulubiony komik, John Oliver – tak dla kontrastu z filmową apoteozą Grand Central :)
***
Dlatego też odbijamy na południe, kontynuujemy spacer Piątą Aleją. Tutaj traci już nieco swojego modowego zadęcia, robi się czasem bardziej biznesowa, ale też bardziej przystępna. Mija najbardziej znany wieżowiec w Nowym Jorku -
The Empire State Building. Często skracany do
ESB, bierze swoją charakterystyczną nazwę od przydomku stanu Nowy Jork:
The Empire State. Po otwarciu był najwyższą budowlą na świecie, i dzierżył ten tytuł przez rekordowe 41 lat. Po zamachach z 11 września na krótko odzyskał tytuł najwyższej budowli Nowego Jorku – jednak ponownie stracił go na rzecz wieży
One World Trade Center.
Bez względu na to, które miejsce na liście wysokościowców zajmuje - z całą pewnością pozostaje jednym z najważniejszych symboli miasta. Elegancką fasadę
art déco i iglicę, do której kiedyś chciano cumować sterowce, zobaczymy w niezliczonej liczbie filmów i seriali. Od
King Konga z lat 30. XX wieku, po
Bezsenność w Seatle i
dzień Niepodległości. Tłumy turystów ciągną na położony na 86 piętrze taras widokowy – bo panorama oferowana z tego właśnie miejsca nie ma sobie równych. Gdy zwrócimy się na północ, widać (jeszcze) Central Park – chociaż budowane w zawrotnym tempie wąskie wysokościowce (zwłaszcza przez firmę deweloperską Trumpa) powoli zasłaniają ten widok. Wypatrzymy budynek Chryslera, szeroka Piątą Aleję, łunę światła znad Times Square. Patrząc na południe, zobaczymy charakterystyczne obniżenie budynków w rezydencjalnej części Manhattanu, pomiędzy Midtown a dystryktem Finansowym, na samym krańcu wyspy. Zobaczymy jak Broadway ukośnie przecina siatkę równoległych ulic, w oko wpadnie nam też charakterystyczny Flatiron Building i złoty dach New York Life Building. Spędziłam na szczycie prawie dwie godziny, żeby obserwować jak zmienia się panorama miasta w popołudniowym słońcu, i jak rozświetla się milionem nocnych świateł miasto, które nigdy nie śpi…
***
Idąc dalej w dół Manhattanu Piątą Aleją, warto rozglądnąć się za jednym z barów, które posiadają taras na dachu – nie ma tańszego sposobu, żeby zobaczyć to miasto z podniebnej perspektywy. Jedną z lepszych gwarantuje
230 Fifth Rooftop Bar - miejsce z pierwszorzędnym widokiem na Empire State Building. Dobre na brunch, na popołudniowe piwo, na wieczornego drinka.
Niewiele dalej, w sumie już kilka kroków – Piątą Aleję przecina Broadway. Jak pisałam
wcześniej, na podobnych skrzyżowaniach powstają trójkątne parcele, które często mają jakieś szczególne znaczenie na mapie Nowego Jorku. Nie inaczej jest tym razem – lecz to nie plac, a fikuśny budynek się tu ulokował:
Flatiron Building. Ani pierwszy to wieżowiec, nigdy też nie był najwyższym budynkiem miasta – jednak jego charakterystyczny kształt, który przypomina żelazko (stąd i nazwa), zapewnił mu miejsce wśród najbardziej rozpoznawalnych budowli Nowego Jorku.
W pobliżu zaś w końcu dorwałam najtłustszy z symboli miasta – kanapkę
reuben. Sandwicz na tostowanym chlebie żytnim, z konserwowaną wołowiną lub
pastrami, serem żółtym, kapustą kiszoną i sosem rosyjskim. Chociaż prawdopodobnie najbardziej znany
reuben zjecie w
Katz's Delicatessen, miejsca rozsławionego m.in. udawanym przez Meg Ryan orgazmem w
Kiedy Harry poznał Sally, mnie nieco zniechęciła cena – niemal 25$, za było nie było, kanapkę. Wśród najlepszych reubenów w mieście często wymienia się również ten z
Eisenberg's Sandwich Shop, typowego, nowojorskiego
deli. Nazwa wzięła się od niemieckiego
delicatessen, i oznacza niewielki sklep sprzedający głównie zagraniczne produkty spożywcze - „delikatesy”, i zwykle serwujące przekąski, takie jak bajgle lub właśnie kanapki na ciepło.
Deli rozprzestrzeniły się w Nowym Jorku w połowie XIX wieku (głównie za sprawą Żydowskich imigrantów), teraz zaś toczą nierówną walkę o byt z sieciami fast foodów, ulicznymi hot-dogami i modnymi miejscami vege z hipsterskim matcha late. Mam nadzieję, że mimo wszystko, nie znikną z mapy Nowego Jorku – są przecież takim samym jego symbolem jak uliczni muzycy w Central Parku i wieżowce w stylu
art déco…