Wstęp: Zamknięcie oczy i pomyślicie o krajobrazie, który najbardziej kojarzy się Wam z Dzikim Zachodem - jestem prawie pewna, że pod powiekami pojawią się wysokie, czerwone, spłaszczone u szczytu ostańce, porozrzucane po bezkresnych równinach. Wpoił je nam głównie przemysł filmowy (i może reklamy papierosów Marlboro?) - w rzeczywistym świecie znajdziecie je w
Dolinie Pomników, Monument Valley.
Cel: Monument ValleyMateriały i metody: *Wstęp: Monument Valley to część większego obszaru na granicy Utah i Arizony, zarządzanego przez plemię Navajo. Oni ustalają tutaj ceny i warunki zwiedzania – karta „America the Beautiful” (uprawniająca do wstępu do parków narodowych) jest tutaj bezużyteczna. Przez część obszaru można przejechać za darmo międzystanową drogą 163, ale bilet wjazdu do centralnej części plemiennego parku kosztuje 20$ (za samochód osobowy, ważny dwa dni).
*Nocleg: My nie spaliśmy w tych okolicach – ruszyliśmy dalej, do Page (patrz następny wpis) – jednak ciekawą opcją są noclegi w tradycyjnych, ziemnych lepiankach -
hoganach, które Indianie udostępniają m.in. na AirBnb. Niestety, w interesującym nas terminie ceny były zawrotne, a jedyny akceptowalny cenowo nocleg miał niestety kiepskie opinie… Ponoć właściciel często był pijany i nieuprzejmy, co na kompletnym odludziu, w kraju, gdzie każdy ma broń – nie jest „pożądaną” cechą. A swoją drogą, problemy z alkoholem są niestety plagą w indiańskich rezerwatach…
Przebieg: „Dyliżans” Johna Forda był pierwszym westernem, który tu nakręcono. Film ten zasadniczo zainicjował karierę Johna Wayne’a - jednej z największych legend Hollywood, jak i
Monument Valley - jako czołowej scenografii filmów o Dzikim Zachodzie. Ale poza westernami znajdziecie ją również w innych, kultowych produkcjach: tu Forrest Gump zakończył swój bieg, tu Marty McFly uciekał przed Indianami w „Powrocie do przyszłości III”.
Po uiszczeniu opłaty za wjazd do centralnej części parku można zatrzymać się w sporym Visitor Center, zobaczyć niewielkie skupisko
hoganów, ruszyć w 5km szlak pieszy lub zabrać swoje auto na przejażdżkę szutrową trasą
Valley Drive. Na 21 kilometrach kolein, wybojów i dziur na pewno lepiej radzą sobie wielkie SUV-y i inne pół-terenowe, olbrzymie samochody, w których lubują się Amerykanie. Niemniej, nasz Buick też dał radę, a niektórzy brali tam nawet swoje sportowe Mustangi… Ale trzeba przyznać – że wytelepało nas solidnie, a raz koła niepokojąco boksowały w piaskowej wydmie… Trasa niby krótka, ale w żółwim tempie zajęła prawie 2h. W kilku miejscach są stoiska z pamiątkami – pierwsze rzeczy, na których można zawiesić oko – głównie etniczna biżuteria Indian Navajo i łapacze snów…
Im niżej schodzi słońce, im bardziej czerwienieją samotne skały – tym piękniejszy to widok. Choć trzeba przyznać, że tych najbardziej ikonicznych, samotnych gór jest w sumie niewiele. Ale i tak, dla każdego fana dziesiątej muzy będzie to jak szczególna wycieczka na olbrzymi plan filmowy…