Wstęp: Wczesnym popołudniem dojechaliśmy z San Francisco na nasz pierwszy (zrealizowany) kemping tej podróży – położony w górskiej, zalesionej części Parku Yosemite. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby rozbić nasze chińskie namioty fimry Naturehike (zamówione na Aliexpress), załadować wszystkie nasze produkty spożywcze i kosmetyki do specjalnej skrzyni (odpornych na ataki niedźwiedzi), i jeszcze podjechać do Doliny Yosemite, by zobaczyć najbardziej rozsławioną (m.in. domyślną tapetą na jednej z wersji systemu operacyjnego Mac’ów) panoramę tego parku – widok z
Tunnel View.
Cel: Park Narodowy Yosemite,
Yosemite NP (czyt. Josemiti).
Materiały i metody: Chociaż Yosemite NP ma kilkanaście kempingów na swoim terenie (
www), tylko te w
Yosemite Valley mają dostęp do wielce pożądanego przybytku jakim jest prysznic. Trzy z nich można rezerwować z 5-miesięcznym wyprzedzeniem: Upper Pines, Lower Pines, North Pines – przy czym polując na miejsca w sezonie (maj-październik) trzeba je zwykle rezerwować dosłownie minuty po tym, jak wpływają one do systemu rezerwacyjnego. Obszerny instruktarz kiedy i jak polować znajdziecie na stronie parku (po angielsku). Jeden kemping – Camp 4 - funkcjonuje na zasadach
first-come, first-served - kto pierwszy, ten lepszy. Niegdyś mekka wspinaczy, obecnie popularny wśród wszystkich, którzy nie załapali się na rezerwację pozostałych kempingów w Dolinie. W sezonie ponoć trzeba stawić się w kolejce nawet o 5 rano, mimo, że kasy są czynne od 8:30. I nie ma, że jedna osoba stoi i łapie miejscówki dla pozostałej piątki śpiochów – każdy musi osobiście stawić się w kolejce, by dostać miejsce. Poza
Yosemite Valley jest sporo bardziej ubogich kempingów, część z nich posiada sanitariaty i bieżącą wodę, część nic zupełnie. Część z nich można rezerwować, część jest kto pierwszy ten lepszy. Szukając noclegu na 4 miesiące przed przyjazdem już nie było szans na miejsce w
Yosemite Valley - więc ostatecznie zarezerwowaliśmy jedno w
Crane Flat: 26$ za noc (do dwóch aut i sześciu osób). Najbliższej
Yosemite Valley z tych dalszych, z kranem, z toaletami.
*Strona
www parku.
Przebieg: Wraz z dziesiątkami innych osób (Yosemite odwiedza rocznie ponad 4 miliony turystów!) patrzyliśmy zachwyceni w długą, zieloną dolinę, otoczoną potężnymi, granitowymi szczytami – El Capitan, Half Dome... Jakkolwiek panoramy wykonane z tego miejsca są piękne, tak nie oddają ogromu stromych, biało-popielatych skał. W słowniku obrazkowym definicją słowa „monumentalny” powinny być monolity Yosemite Valley…
Wydaje się, że ta kraina obfitująca w „niewyczerpane źródło natchnienia dla ludzi sztuki, inspiracji dla badaczy przyrody, a także wspaniałych przeżyć duchowych dla wszystkich” była parkiem narodowym od zawsze. Faktycznie, Abraham Lincoln już w 1864 roku ofiarował stanowi Kalifornia grunty federalne w
dolinie rzeki Merced, by utworzono tu rezerwat chroniący te wyjątkowe okoliczności przyrody. Władze stanowe były jednak bezczynne, więc minęło jeszcze kilkadziesiąt lat nim Theodore Roosvelt doprowadził do utworzenia tu parku narodowego. Pierwsze spotkanie zachodniej cywilizacji z Yosemite nie było jednak tak „inspirujące”…
Dolina Yosemite kryje się tak głęboko w górach Sierra Nevada, że biali dotarli tu dopiero w roku 1851, kiedy to niejaki James Savage, handlarz i zarządca trzech faktorii w okolicy, poprowadził gromadę zabijaków zwaną Batalionem Mariposa na wyprawę, która miała sterroryzować indiańskich mieszkańców doliny i zdobyć tereny dla białych osadników i poszukiwaczy złota. (…) Rano okazało się, że Indianie Ahwahneechee gdzieś zniknęli. Została jedna staruszka, za stara, by uciekać po skałach. Ponieważ nie chciała zdradzić, gdzie ukryli się jej współplemieńcy, Savage (po ang. „dziki”) kazał spalić domostwa Indian. Był to początek brutalnej akcji, która w dwa lata doprowadziła do wypędzenia wszystkich rdzennych mieszkańców tych terenów. Mariposa
znaczy po hiszpańsku „motyl”, merced
zaś – „miłosierdzie”; jednak do całej tej historii najlepiej pasuje Yosemite, które jest podobno zniekształconym zdaniem indiańskim yo’hem-iteh
, oznaczającym: „oni to zabójcy”.W. Least Heat-Moon „Dolina cudów i kiczu” NG 01/2005
***
Chociaż nasz kemping jest jednym z bardziej podstawowych – każde stanowisko (podobnie jak na innych kempingach w Parkach Narodowych) ma na wyposażeniu wyznaczone miejsce na ognisko/grilla oraz stół i ławeczki. Zbieramy więc drewna (zgodnie z zaleceniem parkowych strażników), rozpalamy nasze pierwsze ognisko wyprawy i otwieramy pierwszą butelkę kalifornijskiego wina – tutaj smakuje jeszcze lepiej! Doskonałe zakończenie dnia, przed czymś, co miało okazać się raczej ciężką nocą…