cd.
Cel: Wielka Pagoda Dzikich Gęsi oraz dzielnica muzułmańska Xi’an
Materiały i metody: Wstęp na teren świątyni Da Ci'en: 50 CNY , w jej centrum znajduje się Wielka Pagoda Dzikich Gęsi – dodatkowo płatna 30 CNY.
Przebieg: Zwiedzanie tłumnych wykopów kryjących terakotową armię z przyległościami zajęło większość część dnia, pozostawiając do zagospodarowania późne popołudnie. Jednym z chętniej przez turystów odwiedzanych miejsc są okolice
Wielkiej Pagody Dzikich Gęsi. Powstała by pomieścić buddyjskie sutry, które ze swej kilkunastoletniej podróży do Indii przywiózł chiński mnich, tłumacz i podróżnik - Xuanzang. Kształtem miała nawiązywać do podobnych budowli na terenach Indii – prosta, schodkowo zwężająca się ku górze wieża. Jako taka jest faktycznie czymś nowym wśród morza chińskich pagodek z podwiniętymi dachami i bujnymi zdobieniami. Aby się do niej dostać trzeba jednak wejść najpierw na teren świątyni Da Ci'en. I o ile jest ona oczywiście piękna, sporo misternych drewnianych detali, panele płaskorzeźb, potężne, złote posągi - na tym etapie podróży już przewidywalna, opatrzona – a 80 CNY za zobaczenie całości to chyba jednak lekka przesada… Ale jak miało się wkrótce okazać taka jest właśnie tendencja co cen biletów stępu do zabytków w Chinach – im mniejsze miasto, im rzadziej odwiedzana prowincja – tym bilety będą droższe…
***
Gdzie zjeść w Xi’an? Oczywiście w Dzielnicy Muzułmańskiej! Trafić do niej bardzo łatwo, wejście na główną, handlową ulicę pełną straganów z jedzeniem jest tuż za Wieżą Bębna.
Dawni arabscy podróżnicy przybywający tu Jedwabnym Szlakiem dali początek etnicznej mniejszość Hui. Przez setki lat w pełni się już zmieszali z chińczykami Han, w zasadzie nie można poznać ich pochodzenia po rysach twarzy. Jednak zachowali odrębność kulturową – religię, stroje (część kobiet nosi chusty, mężczyźni białe nakrycia głowy), no i oczywiście unikalną kuchnię, która łączy tradycje muzułmańskie i chińskie. Dania mięsne są
halal, prym wiedzie jagnięcina. Z klasycznego
street foodu dostaniemy np. świeżo wyciskany sok z granatu, długo gotowane, siekane mięso jagnięce w bułce na parze, smażone ziemniaki z ostrą papryką, dymką, kuminem – po wszystkich smażonych makaronach i pierożkach to pożądana odmiana. Przeciskając się przez dzikie tłumy (jak to w Chinach) ciężko oderwać wzrok od tego kulinarnego szaleństwa, dym z dziesiątek grillów unosi się nad głowami, wszystko oprawia, przygotowuje i oporządza się na widoku – luzuje jakiś korpusik (owieczka? koza?), nabija na szaszłykowe patyki tłuste kawałki mięsa, rozciąga masę na cukierki, wali młotami w tradycyjne ciastka. Mamy też panierowane owoce morza (kraby, kalmary), krewetki, jest sok z trzciny cukrowej, smażone z przyprawami tofu, przepiórcze jaja… Zastanawia nas dziwna maszyna, której głównym zadaniem zdaje się być wygładzanie skorupek orzechów włoskich…
Boczne ulice są trochę mniej oblegane przez ludzi, przyjemnie się tam zgubić… Wychodząc gdzieś na obrzeżu dzielnicy muzułmańskiej łapiemy taksówkę - o tej porze są bardziej skorzy do zabierania klientów pod wskazany adres. W drodze do domu przejeżdżamy znowu koło centralnie położonej Wieży Bębna i Wieży Dzwonu, i dalej Miejskich Murów – i aż chciałoby się wyskoczyć z auta, bo są tak ładnie oświetlone – nie zwyczajnie, reflektorami - tylko masą kolorowych lampek podkreślających złożoną bryłę. To brzmi, jakby było kiczowate – ale zupełnie nie jest. Czytelniku, nie popełniaj naszego błędu –zarezerwuj sobie czas na nocne zwiedzanie centrum Xi’an!