Chciałam zdążyć na znany ze spektakularnych widoków pociąg do Mostaru odjeżdżający o 7 rano, ale jak łatwo się domyśleć, po 24 godzinach na nogach w Sarajewie, zwieńczonych hostelową nasiadówą do białego rana – nie był to plan wykonalny. Byłam z siebie całkiem dumna gdy w ekspresowym tempie zerwałam się po 11, i jeszcze zdążyłam się wymeldować tuż przed południem i nową dobą hotelową… Autobus ostatecznie jedzie niemniej malowniczą trasą wzdłuż szmaragdowej Naretwi.
Mostar, nieformalna stolica Hercegowiny, a więc ziem gdzie przeważają etniczni Chorwaci. Miasto rozłożone w dolinie, przedzielone rzeką, którą spinają liczne mosty – najbardziej znany to Stary Most, wpisany na listę UNESCO, od którego Mostar bierze zresztą nazwę. Chociaż wygładzone setkami kroków kamienie pamiętają XVI wiek, przeprawa była całkowicie zniszczona w czasie wojny domowej, w 1993 roku. Po wojnie, żmudnie wyławiając z rzeki kamień po kamieniu, przy wsparciu organizacji międzynarodowych – most odbudowano. Ma on wszakże znaczenie symboliczne, spina przeciwległe brzegi, Bośniaków i Chorwatów, islam i chrześcijaństwo. Zresztą, podobnie jak całe Bałkany:
Metafora mostu lub skrzyżowania dróg stała się niemal mantrą którą większość autorów piszących o tym regionie lubi przywoływać jako jego podstawowy atrybut: „Bałkany zawsze znaczyły fragmentację i przeciwności losu. Będąc skrzyżowaniem kultury zachodniej i orientalnej oraz ziemią różnych narodów (Greków, Rzymian, Słowian, Bułgarów, Turków) i religii (katolickiej, prawosławnej i muzułmańskiej), Europa Południowo-Wschodnia wydaje się pod każdym względem międzykontynentalnym skrzyżowaniem”*.Maria Todorova,
Bałkany wyobrażoneSpacerując odremontowanymi uliczkami spotkałam jednego z towarzyszy wieczornych rozmów z sarajewskiego hostelu. Sympatyczny zbieg okoliczności, tym bardziej, że sama nie miałabym chyba śmiałości wspiąć się na dach zrujnowanego wieżowca w centrum miasta… O miejscu wspomniała dziewczyna pracująca w miejscu, w którym się tamtego dnia zatrzymałam. Niezabezpieczony, nieogrodzony budynek był smutnym pomnikiem wojennym, wymownym świadectwem zatrzymanym w czasie… W 2010 roku każdy kto chciał, mógł do niego wejść. O tym, że wojna nie skończyła się wczoraj, a 15 lat wcześniej, świadczyła tylko rdza na stosach karabinowych łusek. Rozbite szyby, dziury w tynku, „okienko” snajperów na najwyższym piętrze, porozrzucane zeszyty których kartki przewracał wiatr – ostatnie zanotowane daty to 1995 rok. Z tej perspektywy rozdarte miasto, rozdarty kraj - ciągle leczą rany zadane w bratobójczej wojnie. To prawda, że Historię należy pielęgnować i nie wolno o niej zapomnieć, bo tylko tak można uniknąć jej powtarzania. Jednak tej ziemi potrzeba czegoś innego – cudu niepamięci…
----
*Thanos Veremis,
The Balkans In Search of Multilateralism, “Eurobalkans”, no.17, 1994/1995 [w:] Maria Todorova,
Bałkany wyobrażone