Wstęp: Cóż bardziej kojarzy się z Brazylią niż słoneczne plaże i gorąca samba? Rio jest obdarzone szczodrze oboma przymiotami. Na najbardziej spektakularne pokazy samby trzeba by czekać do karnawału, ale na legendarne plaże można udać się przez cały rok… Dzisiaj czas na Ipanemę…
Cel: Plaże i pokaz samby… A, i jeszcze najbardziej spektakularna panorama Rio!
Materiały i metody: Wjazd kolejką na Głowę Cukru (
Pão de Açúcar): 53R$, Samba na żywo w jednym z lokali dzielnicy Lapa: 20 R$. Taksówka z Lapy do Botafogo, w nocy: 20R$.
Przebieg: Ipanema. Plażing-smażing: południe, oślepiające słońce, okrutnie zimna woda w Oceanie Atlantyckim, i pan z przenośnym mini-barem, przygotowujący orzeźwiającą
caipirinhę. Czego chcieć więcej? Oczywiście plaże Rio nie maja takiego uroku, jak kameralne zatoczki rozsiane wzdłuż oceanicznego wybrzeża Brazylii (do których, swoją drogą, niestety nie udało nam się dotrzeć – nasz plan był chyba aż nadto napięty). Jest sporo ludzi, wysokie hotele i apartamentowce zaczynają się tuż za kilkupasmową jezdnią – ale miejskie plaże dają miastu jakąś inną jakość, taki luz i oddech, jakiego brak w innych betonowych metropoliach świata… I w sumie można tu spędzić cały dzień, odważni mogliby chłodzić się w Oceanie, tym mniej wytrzymałym na zimo pozostają plażowe prysznice, obnośni sprzedawcy dostarczą nam wszelkie dobra, zwłaszcza te alkoholowe.
Ale tyle jeszcze miejsc czeka w Rio na odkrycie – wczesne popołudnie ma być najodpowiedniejsze na Głowę Cukru. Czas zaczyna gonić, chcemy zdążyć na zachód słońca, czyli gdzieś przed 18 powinniśmy być na szczycie. Na szczęście jest niski sezon, nie ma kolejek – trafiamy w sam raz. Tak między Bogiem a prawdą, to nie widać zbytnio miasta – nisko zawieszone słońce oślepia nas zza pagórków Rio… Ale panorama jest hipnotyzująca. Złota tarcza powoli znika za pagórkami, w oddali widać czarna sylwetkę Jezusa Odkupiciela na tle czerwieniejącego zachodu. Zapalają się pierwsze światła, zaraz rozpocznie się nocna iluminacja. Tak, Rio de Janeiro z tej perspektywy jest prawdopodobnie najpiękniejszym miastem na świecie. Niestety musimy wracać, straszna szkoda, że nie zobaczymy z tej perspektywy nocnej odsłony – ale na 19 jesteśmy umówione z Babi…
Babi jest koleżanką znajomej Mamy z pracy, przesympatyczną, dwudziestokilkulatką, która spędziła kilka miesięcy w Krakowie i jest miastem zauroczona. Tęskni do naszej przewidywalnej komunikacji miejskiej, rozkładów, tramwajów, „Jak dojadę” i zmrożonej Soplicy. Na swoje urodziny pierwszy raz zobaczyła w Krakowie śnieg. Teraz miała być naszą przewodniczką po Rio. Spacer zaczęliśmy od centrum, gdzie w nocy przepięknie oświetlony jest budynek Teatru. Dalej przechodzimy do rozrywkowej dzielnicy Lapa, której charakterystycznym symbolem są białe łuki Akweduktu. Dawna dzielnica czerwonych latarni teraz tętni nocnym życiem. Znajdziemy tu kluby, bary i puby, z muzyką na żywo (obowiązkowo –sambą), kawiarniane ogródki, i tłumy ludzi. Babi pokazuje nam zupełnie nowe oblicze trzcinowej wódki,
cachaçy, cynamonowo-goździkową Gabriellę, oraz zabiera nas na sambę. Spodziewałyśmy się półnagich tancerek z piórami tam i ówdzie, trafiamy zaś na kameralny koncert w jednym z lokali, gdzie, starzy i młodzi, lepiej lub gorzej, nie przejmując się niczym, tańczą sambę pod sceną. Eleganccy
cariocas przychodzą tu na kolacje, rodzinne uroczystości, bawią się… Bardzo sympatycznie tu!
ZDJĘCIA DODANE DO POPRZEDNIEGO WPISU :)