Wstęp: Mimo, że Express, pociąg nie osiąga zbyt dużych prędkości... Obecnie to kolejowy relikt łączący Curitibę i Morretes, pomiędzy miejscowościami szybciej i taniej można poruszać się autobusem. Jednak pokonanie tych kilkudziesięciu kilometrów koleją ma swój nieprzeciętny urok, tym bardziej, ze już niewiele takich tras można znaleźć w Brazylii...
Cel: Morze zieleni lasu deszczowego z okien Serra Verde Express.
Materiały i metody: Pociag Serra Verde Express Curitiba-Morretes: 72 R$, klasa ekonomiczna (najtańsza, niewiele różni się od wyższej, turystycznej).
Autobus Morretes - Curitiba: 16,60 R$, ok. 1,5h, firma Viacao Graciosa
Nocny autobus Curitiba - Foz do Iguaçu: półleżące miejsce: 143 R$, leżące (rozkładane do 180 stopni): 263 R$; 9,5h, firma: Catarinense.
Pastel (rodzaj przekąski z ciasta z farszem na ostro, smażone w głębokim tłuszczu - kto był na Krymie, temu będą przypominać czeburaki) w Morretes: 4,5 R$.
Przebieg: Niemal punktualnie, tuż po 8.15 opuszczamy niewielki dworzec kolejowy w Curitibie. Pierwsze pół godziny można przespać, w zasadzie przez pierwszą godzinę niewiele się dzieje. Gdy jednak opuszczamy tereny (mniej lub bardziej) zabudowane, można cieszyć oczy bezkresna zielenią, której tak brakuje w wielkich miastach-molochach Brazylii...
Zieleń ta wcale nie jest monotonna, mieni się wszystkimi odcieniami, od głębokiej, ciemnej iglaków, po młodziutkie, soczyste listki dziesiątek gatunków drzew liściastych. Do tego plamy koloru, szafirowe powojniki, dywany niecierpków we wszystkich odcieniach fioletu i różu, czerwone kwiaty epifitów, i żółte i niebieskie motyle...
Z otwartych okien pociągu wszystko to jest na wyciągniecie ręki. Mijamy kilka składów towarowych, kilka zapomnianych stacji pochłanianych przez dżunglę niczym prekolumbijskie ruiny...
Po dwóch godzinach zaczyna się najbardziej spektakularny fragment trasy - opuszczamy ciasne tunele zieleni, otwiera się rozległa panorama górskich dolin porośniętych lasem deszczowym, szczyty w chmurach, kilka mostów kolejowych...
Trasa kończy się w uroczym, niewielkim, sennym Morretes - kilka godzin wystarczy by cieszyć się jego niespieszną atmosferą, kolonialnymi uliczkami, zrelaksować nad rzeką, odpocząć od metropolii...
Skoro o tej ostatniej mowa, wieczorem starczyło czasu na sama Curitibe - opanowałyśmy sztukę podroży nowoczesnymi, czerwonymi autobusami o przystankach w kształcie tuby, trafiłyśmy na lokalny kiermasz z potrawami z rożnych stron świata - jako, że w Curitibe znajduje się ponoć największe skupisko Polonii w Brazylii, nasz kraj reprezentowały aż dwie budki z pierogami (ale daleko im do oryginału), a przy stoisku z sokiem z trzciny cukrowej przeczekałyśmy prawdziwie tropikalną ulewę...