Czymże byłby pobyt w tym wspaniałym mieście, gdybyśmy nie zobaczyli jednej z najstarszych aren corridy. Wstęp na Arenę walki z bykami, Plaza de Toros, jest płatny a zwiedzać go można jedynie z przewodnikiem. Naszym była ładna, w całości ubrana na czerwono, młoda kobieta, która wcześniej sprzedawała bilety. Z zabawnym, twardym akcentem i prędkością serii karabinu maszynowego wygłasza wyuczona formułką najpierw po hiszpańsku, potem po angielsku. Kolor jej stroju komponował się z żółtym piachem areny, na tym tle była niczym flaga własnego kraju. Kilka minut na zrobienie zdjęć, i przechodzimy do części muzealnej. Francuzi nic nie rozumieją, więc specjalnie dla nich przewodniczka powtarza w skrócie wypowiedź po francusku, mimo, że jest możliwość zarezerwowania wizyty całkowicie w tym języku.
Jeszcze rzut oka na mała kapliczkę, gdzie modlą się torreadorzy tuż przed występem. Proszą o pomyślność, o zachowanie daru życia? Dla ilu z nich była to ostatnia rozmowa?
Tak naprawdę nic nam nie da te kilka słów o historii corridy i o jej dziejach w Sewilli, gdy nie zobaczymy spektaklu. Biją się we mnie ambiwalentne uczucia, w końcu to jest sprawa dość kontrowersyjna. Dylemat dziewicy, chciałabym, a boję się: czy nas to nie przerazi, nie zgorszy, czy to aby na pewno słuszne, by wpierać finansowo ten proceder? Na ile kultura hiszpańska może kolidować ze współczesną wrażliwością, podejściem do praw zwierząt? Czy to nie jest zwykłe znęcanie? Co może uświęcić tradycja i czy jej wartość jest wystarczająco duża, by usprawiedliwić taki rodzaj rozrywki jak chcą jedni, lub jak chcą inni – sztuki? W końcu – kto ma prawo tę tradycję wyceniać? Przypadek zadecydował za mnie w Madrycie. Gdy wreszcie trzeba było dokonać wyboru, okazało się, że nie ma już więcej przedstawień w tym tygodniu. A był to już ostatni tydzień tamej podróży…
(…) Nie sposób zrozumieć historii Hiszpanii po 1650 r. do dzisiaj bez dokładnego odtworzenia dziejów corridy w najściślejszym rozumieniu tego pojęcia: nie jako walki byków staczanej na półwyspie Iberyjskim od trzech tysiącleci, ale tego, czym była ona już dla nas.
Historia corridy kryje w sobie pewne głębokie tajemnice hiszpańskiego życia narodowego w ciągu prawie trzech stuleci. I nie są to jakieś bezzasadne mniemania, ale coś, bez czego nie sposób dokładnie określić struktury społecznej naszego ludu w owych czasach, struktury, która wielu ważnych porządkach jest całkowita odwrotnością tej, jaka istniała u innych wielkich europejskich narodów.-"Velàzquez i Goya", José Ortega y Gasset
Wiele pisarzy i artystów było zafascynowanych tą powoli odchodzącą w przeszłość tradycją, przykładem będzie tu wspominany wcześniej Ernest Hemingway. Corrida musi mieć jakąś moc, jakąś magię, skoro mimo wszystkich zmian niesionych przez współczesny świat wciąż jest dla niej miejsce w życiu wielu Hiszpanów i nie brakuje młodych torreadorów, gotowych by być kimś pomiędzy gladiatorem a artystą, prawdziwym posłańcem z innej epoki i współczesnym aktorem w tym przedziwnym spektaklu dawnej sztuki. Najznamienitsi cieszą się wielką popularnością i sławą narodowych bohaterów, strażników tradycji. Zdarza się, że umierają tak, jak żyją – na arenie. Corrida to taniec ze śmiercią, to wyzwanie rzucone przeznaczeniu, to sztuka igrania z losem w sposób tak naturalny jak powiew malety na wietrze, a jednocześnie tak wystudiowany i kunsztowny, jak wiekowy ceremoniał.
Przechodzimy między manekinami ubranymi w wyszywane cekinami, barwne stroje matadorów, oglądamy zdjęcia i obrazy, słuchając lakonicznych objaśnień przewodniczki po tym odmiennym świecie, rządzącym się swoimi prawami. Ostatnia sala wypełniona jest pamiątkami po torreadorach. Jeden z najbardziej znanych, zginął tragicznie i młodo, tu, na sewilskiej arenie. Znad drzwi wyjściowych spogląda na nas wypchana głowa byka. Ale to nie jest zwykłe trofeum, w zasadzie to nawet nie jest byk. Tylko krowa. Krowa – matka, byka - mordercy nieszczęsnego torrera. Jego przyjaciel, hodowca byków przeznaczonych na corridę, o ironio, był jej właścicielem. Po tragicznym incydencie zabił nieszczęsną krowę, by nigdy nie wydała już na świat podobnego potwora…