Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdania z podróży na Czarny LÄ…d (2012)    Frycowe w Afryce (jak przeżyć dworzec w Dar)
Zwiń mapę
2012
10
sie

Frycowe w Afryce (jak przeżyć dworzec w Dar)

 
Tanzania
Tanzania, Arusha
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8020 km
 
Wstęp: Przed nami niemal 600km do Arushy – miasta w północnej Tanzanii, skąd organizuje się większość safari, wypraw na Kilimanjaro i tym podobnych aktywności...

Cel: Arusha przed zmrokiem - jako, że miasto nie cieszy się sławą bezpiecznego...

Materiały i metody: Taxi z przystani na odległy dworzec autobusowy: 12 000 TSH, dalej: (straszliwie daliśmy się tu oszukać) autobus Dar - Arusha: 35 000TSH, firmy tak marnej, ze nazwę wyparłam z pamięci. Taxi w Arushy (5000TSH). Nocleg w Monjes - 20 000 TSH 2 os/noc, bywa ciepła woda, w okolicy jest pełno gesthousow w podobnej cenie i o podobnym standardzie.

Przebieg: Rano dobieramy dziewczyny z przystani promowej, był sztorm, więc zamiast 1,5h płynęły ponad dwie. Choć one przetrwały podroż bez szwanku, większość pasażerów cierpiała na chorobę morską – one zaś, cierpiały przez jej objawy u innych - zarówno wizualne, olfaktoryczne i dźwiękowe...
Następnie taksówka, i w korkach na położony ok. 8km od centrum główny dworzec autobusowy... I tu zaczęły się problemy - prosto z taksówki zaciągnięto nas niemal siłą do jakiegoś podłego biura, gdy chcieliśmy się rozejrzeć po okolicy jeden z naganiaczy nie odstępował nas na krok i bardzo dobrze się postarał, by nikt nie mógł nam udzielić informacji. Jako, że bardzo zależało nam, by wyruszyć jak najszybciej (dochodziła 10.00), by po planowanych 8 godzinach być jeszcze przed zmrokiem w Arushy - dlatego tez chyba daliśmy się tak klasycznie nabić w butelkę... Nie dość, ze naciągnięto nas na niebagatelna kwotę (powinno być przynajmniej 10 000TSH taniej od osoby), wsadzono do bardzo podległo autobusu, wszystko w wielkim pośpiechu "bo autobus już odjeżdża", to ostatecznie czekaliśmy na dworcu ponad 2,5h aż żebrał się komplet pasażerów... Przez całe te 2,5 godziny zresztą z włączonym silnikiem – co miało chyba sprawić, że pasażerowie uwierzą w rychły odjazd. Już wtedy nie mieliśmy co marzyć o dotarciu do celu przed zmierzchem. Dalej było tylko gorzej, nasz "ekspres" zamiast 8 jechał 12 godzin... Z tego rachunku można łatwo wyliczyć, że w Arushy byliśmy o północy, i to w jakimś koszmarnym deszczu - tym razem uszło nam jednak na sucho, starszy dziadek wśród taksówkarzy wzbudził nasze największe zaufanie - i chwile po północy bezpiecznie trafiliśmy do jednego z polecanych w Lonely Planet hosteli...

Sama droga też była ciekawa, choć to już raczej afrykański koloryt... Jedziemy sobie spokojnie, a tu nagle wywrócona cysterna z paliwem... Autobus zwalnia, ale nie ma żadnego kordonu policji, strefy ochronnej, strażaków... powoli toczymy się między dwiema przyczepami-cysternami, benzyna wycieka, w duchu modle się by jak najszybciej opuścić to miejsce (jedna iskra i wylecielibyśmy chyba z kilometr w powietrze)… A co na to okoliczni mieszkańcy? Zebrał się wielki tłum gapiów, do tego połowa - z wiaderkami...
Dalej jeszcze widzieliśmy jedna wywróconą ciężarówkę i jeden busik w rowie... Wszystko w piękny, słoneczny dzień... Strach pomyśleć co tu się dzieje, gdy pada. Do tego tumany kurzu, co chwile remonty, a wioskach na wyścigi chłopcy biegają za zwalniającym autobusem z kartonami napojów na głowie... Wieczorem, gdy wyglądam na przystanku w Moshi przez okno jakiś dzieciak podchodzi i bezceremonialnie żąda: "Give me money"...

Dyskusja wyników i wnioski: W przeciwieństwie do wielu miejsc na Ziemi, m.in. Ameryki Południowej czy Azji, tutaj należy poświecić szczególną uwagę przedsiębiorstwu przewozowemu... Bo tutaj cena nie ma nic wspólnego z jakością, a na dworcach bardziej niż gdziekolwiek indziej chcą cię oszukać i okraść na jak największa kwotę - skoro jesteś muzungu, białym. Jest tu cała grupa zawodowa zajmującą się bez mrugnięcia okiem kłamaniem i oszukiwaniem, zresztą nie tylko nas, lokalni tez poważnie kłócili się o ceny... Dlatego KONIECZNIE trzeba wybrać polecane w przewodniku kompanie, bo w cenie może być nie tylko czas i pieniądze, ale czasem, gdy znajdziemy się przez opóźnienie w złym czasie w złym miejscu - nawet dobytek, a kto wie czy nie życie...
Z drugiej strony - czy moglibyśmy powiedzieć, że naprawdę byliśmy w Afryce, gdybyśmy nie czekali 3 godziny na odjazd autobusu?
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
migot
migot - 2012-08-11 19:03
Magda jeszcze wstukuje tekst a ja chcialem pozdrowic wszystkich mocno w Polsce. Jak zwykle nie mamy zbyt wiele czasu zeby skorzystac z kafejki. Jestesmy teraz w mocno szemranej dzielinicy Arushy. Ponoc niedobrze znalezc sie tu samemu po zmroku. Na szczescie dom niedaleko. Musielismy wydac troche pieniedzy na najpotrzebniejsze rzeczy z bagazu ktory zaginal. W Afryce jak jestes Muzungu (bialy) na kazdym kroku probuja od Ciebie wyludzic kupe kasy. Odezwiemy sie po Safari. Czyli za trzy dni:) Trzymajcie kciuki Calujemy
 
w
w - 2012-08-11 19:05
ps: sorry za literowki:P
 
Darek
Darek - 2012-08-11 21:39
no kciuki trzymamy, ze heja!!!
nie dajcie sie.. było przeczytać przed wyjazdem "w pustyni i w puszczy" ...
Nie dajcie się ... będzie dobrze:)
Madzik nie musze sie upominac o baaaardzo bogatÄ… oprawÄ™ fotograficznÄ… z safari:)
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 24% świata (48 państw)
Zasoby: 517 wpisów517 1613 komentarzy1613 11632 zdjęcia11632 5 plików multimedialnych5