Wstęp: Opuszczamy rajski Zanzibar i ruszamy do Dar es Salaam. Ta ekonomiczna stolica kraju może być jedynym miejscem, w którym uda nam się posunąć do przodu sprawę naszego bagażu...
Cel: Zlokalizować plecak: biuro Turkish Airlines.
Materiały i metody: Prom: 35$, nocleg w YMCA - 28 000 TSH za 2 osoby.
Przebieg: Opuszczając nasz sympatyczny hotelik w centrum Stone Town spotykamy parę z Nowego Jorku, która również wybiera się do Dar - polecają nam miejsce do spania, i w czwórkę się do niego udajemy. Skromnie, ale czysto i w centrum miasta - można dojść na nogach z przystani promowej.
Z pomocą Pitambera z CS znajdujemy (tuz za rogiem) biuro Turkish Airlines - nowy wieżowiec, przestronne, klimatyzowane wnętrze - zaproszono nas do gabinetu, z którego okien Dar es Salaam prezentowało się nader korzystnie - słoneczne, upstrzone palmami, z oceanem w tle... Udało nam się ustalić, ze bagażu nie załadowano do samolotu w Stambule (status na specjalnym wyciągu: not loaded), i taka adnotacja i tak daje pewna nadzieje, w porównaniu do tych bagaży które były "not seen"... Co pocieszające dostaliśmy jako rekompensatę dotychczasowych 5 dni oczekiwania 250$ w gotowce, od ręki, co będzie drobną ulgą dla naszego portfela. Dalej mamy czekać na informacje, być może bagaż dogoni nas gdzieś, w Arushy...
Wieczór spędzamy przy piwie z (jak się okazało) przemiła para amerykanów, gdyż Dar to raczej odstraszające miasto, w którym z jednej strony wyrastają wieżowce, z drugiej połowa dróg ma bitą nawierzchnię, wszędzie kurz, stragany z używaną odzieżą i butami... Z całą pewnością nie zachęca do dalszej eksploracji...